Tadeusz Różewicz
Matka odchodzi
W środku życia
Minęło sześćdziesiąt lat od wybuchu II wojny światowej.
Mam 77, 78 lat. Jestem poetą. Na początku drogi nie wierzyłem w ten cud… że kiedyś zostanę poetą, czasem w nocy przebudzony przez senne strachy i upiory ratowałem się myślą pragnieniem „będę poetą” przepędzę upiory ciemność śmierć… Wejdę w światło poezji, muzykę poezji, Ciszę.
Teraz kiedy piszę te słowa spokojne uważne oczy Matki spoczywają na mnie. Patrzy na mnie z „tamtego świata” z tamtej strony w którą ja nie wierzę. Na świecie znów się toczy wojna. Jedna ze stu jakie toczą się bez przerwy od końca II wojny światowej aż po dzień dzisiejszy…
Mój świat, który próbowałem budować przez pół wieku wali się pod gruzami domów szpitali i świątyń umiera człowiek i bóg, umiera człowiek i nadzieja, człowiek i miłość.
Kiedyś, dawno, w roku 1955 napisałem wiersz W środku życia…
Po końcu świata
po śmierci
znalazłem się w środku życia
stwarzałem siebie
budowałem życie
ludzi zwierzęta krajobrazy
to jest stół mówiłem
to jest stół
na stole leży chleb nóż
nóż służy do krajania chleba
chlebem karmią się ludzie
człowieka trzeba kochać
uczyłem się w nocy w dzień
co trzeba kochać
odpowiadałem człowieka
poeta! zestarzał się, stoi u „progu śmierci” i jeszcze nie zrozumiał że nóż służy do urzynania głów do urzynania nosów i uszu do czego służy nóż? do ucinania głów… gdzieś tam, daleko? blisko? i do czego jeszcze służy nóż? do ucinania języków które mówią językiem obcym i do rozcinania brzuchów ciężarnym kobietom do wycinania piersi karmiącym do urzynania genitaliów do wydłubywania oczu… i co tam jeszcze można zobaczyć w Telewizji? co przeczytać w gazetach? co usłyszeć w radio?
do czego służy nóż
służy do ucinania głów wrogom
służy do ucinania głów
„kobietom dzieciom starcom”
(Tak to się pisze w gazetach
od stu lat…)
teraz kiedy piszę te słowa spokojne oczy matki spoczywają na mnie na mojej ręce na tych okaleczonych oślepionych słowach.
oczy naszych matek przenikające serca i myśli są naszym sumieniem sądzą nas i kochają. pełne miłości i strachu
oczy matki
Matka patrzy na syna kiedy on stawia pierwsze kroki i potem kiedy szuka drogi, patrzą kiedy syn odchodzi, ogarniają spojrzeniem całe życie i śmierć syna
może te moje słowa trafią do matek które porzuciły swoje dzieci na śmietniku albo do dzieci które zapomniały o swoich rodzicach w szpitalach i przytułkach
pamiętam że Matka powiedziała
do nas, chyba tylko raz… miałem pięć lat… tylko raz w życiu powiedziała do nas
„zostawię was… jesteście niegrzeczni… pójdę sobie i nigdy
nie wrócę”… trzej mali chłopcy byli niegrzeczni… pamiętałem przez całe
życie strach i ciemną rozpacz w jaką wpadła nasza trójka…
pamiętam jak mi się serce ścisnęło (no właśnie tak „ścisnęło mi się serce”)
znalazłem się w pustce i ciemności… tylko raz Mama to powiedziała
i pamiętam do dnia dzisiejszego moją rozpacz i płacz…
ale mama nie odeszła była z nami i będzie…
teraz kiedy piszę te słowa… badawcze oczy matki patrzą na mnie
podnoszę głowę, otwieram oczy… nie mogę znaleźć drogi, upadam, podnoszę się, słowa wypełnione nienawiścią trupim jadem wybuchają rozszarpują miłość wiarę i nadzieję… otwieram usta żeby coś powiedzieć „człowieka trzeba kochać” nie Polaka Niemca Serba Albańczyka Włocha Żyda Greka… trzeba kochać człowieka… białego czarnego czerwonego żółtego.
wiem, że te moje żebracze treny pozbawione są „dobrego smaku”…
i wiem, że z rzeczy świata tego zostanie… co zostanie?!
Wielki genialny śmieszny Norwid powiedział:
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć… i więcej nic…
Wielki Don Kichocie! Zostało Nic. I jeśli my ludzie nie pójdziemy po rozum do głowy i nie zagospodarujemy tego rosnącego Nic to… to co?! powiedz, nie bój się! co się stanie… zgotujemy sobie takie piekło, na ziemi, że Lucyfer wyda nam się aniołem, wprawdzie aniołem upadłym, ale nie pozbawionym duszy, zdolnym do pychy ale pełnym tęsknoty za utraconym niebem pełnym melancholii i smutku… polityka zamieni się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, nauka w wiarę