JFK, czyli mityczny prezydent.
John Fitzgerald Kennedy w ocenie amerykańskich historyków był prezydentem raczej przeciętnym. Sprawował tę funkcję zbyt krótko, aby zrealizować większość swoich politycznych planów. Pełnił ją od stycznia 1961 roku, a już w listopadzie 1963 roku zginął z ręki zamachowca. Pomimo tego JFK stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci swoich czasów, nie tylko w świecie polityki, ale także popkultury.
Tajemnica niebywałej popularności Kennedy'ego wynikała po części z jego osobistej charyzmy oraz silnego wsparcia ze strony doradców i rodziny, z drugiej strony prezydent i jego otoczenie potrafili znakomicie wykorzystać możliwości, jakie oferował świat nowoczesnych mediów. W ocenie Krzysztofa Michałka, historyka-amerykanisty „Telewizja pomogła JFK wygrać wybory, pomogła mu sprawować władzę i sprawiła, że obrazy związane z końcem jego życia stały się podstawą pośmiertnej i nieśmiertelnej zarazem legendy".
Kariera polityczna Kennedy'ego na szczytach władzy rodziła się w bólach. JFK, kandydat demokratów w wyborach prezydenckich w 1960 r., początkowo nie spotkał się z masowym poparciem wyborców. Wielu Amerykanów - białych protestantów, raziło przywiązanie Kennedy'ego do katolicyzmu oraz poparcie dla ruchu praw obywatelskich czarnoskórej mniejszości. JFK natrafił na silnego kontrkandydata do prezydentury - Richarda Nixona, doświadczonego i zdolnego przedstawiciela Partii Republikańskiej. Szalę zwycięstwa na korzyść Kennedy'ego przechyliła dopiero seria debat telewizyjnych, do których JFK wezwał swojego przeciwnika. Srebrny ekran pokochał przystojnego, elokwentnego i pewnego siebie czterdziestoparoletniego demokratę. Rzesze Amerykanów z zapartym tchem śledziły jego potyczki ze starszym, mniej przebojowym Nixonem. Gdyby nie debaty telewizyjne, które przysporzyły Kennedy'emu kilka milionów głosów, inauguracyjne przemówienie prezydenckie mógłby wygłaszać Nixon, ponieważ JFK wygrał nieznaczną przewagą.
Przedwczesna i tragiczna śmierć prezydenta umocniła jego legendę. Niemałą w tym rolę odegrała wdowa po Kennedy'm, Jacqueline, która świadomie i skutecznie kreowała jego wizerunek młodego reformatora, godnego przywódcy pokolenia czasów hippisowskich.
„Historio - zaklinała Jacqueline - bądź łaskawa dla Johna F. Kennedy'ego. Historio, nie daj pisać o nim zgorzkniałym starcom!" Tak się zresztą złożyło, że swoją cegiełkę do budowania mitu Kennedy'ego dołożył historyk i jednocześnie doradca prezydenta oraz jego pierwszy biograf: Arthur Schlesinger.
Według innego biografa Kennedy'ego, Hugh Brogana: „Schlesinger był bliski wewnętrznego kręgu władzy w Białym Domu, a jego nieugięta, romantyczna lojalność wobec Kennedy'ego, jego żony i brata niewątpliwie wywarła wpływ na sposób ujęcia tematu".
Istotnym krokiem ku mitologizacji osoby prezydenta stał się jego pogrzeb. Cała uroczystość była starannie wyreżyserowanym widowiskiem, wymyślonym w sporej części przez Jacqueline Kennedy. Obrazy z pogrzebu, transmitowane przez telewizję, miały zapaść Amerykanom głęboko w pamięć. Prezydenta pochowano na stołecznym cmentarzu wojskowym Arlington, tradycyjnym miejscu ostatniego spoczynku amerykańskich bohaterów wojennych. Organizatorzy z premedytacją wyznaczyli bardzo długą trasę konduktu, aby tym mocniej odcisnął się on w świadomości Amerykanów. Żałobnikom towarzyszył koń Kennedy'ego, co miało umocnić mit rycerskiego przywódcy.
Swoją rolę w tworzeniu legendy Kennedy'ego odegrała także popkultura. „Z uwagi na medialną popularność prezydenta - pisał historyk-amerykanista Krzysztof Michałek - powstawały niezliczone gadżety - od kart do gry z wizerunkami członków jego rodziny, po reklamy produktów spożywczych preferowanych przez Kennedy'ego. Z upływem czasu komercyjny aspekt legendy stawał się coraz bardziej widoczny (…). Pamiątki po nim wystawiano na licytacjach, zdjęcia prezentujące Kennedy'ego w nieoficjalnych sytuacjach publikowała zarówno poważna, jak i bulwarowa prasa, a z czasem zaczęto wydawać także albumy". Rzeczywisty wizerunek odbiegał jednak od oficjalnego, umiejętnie kreowanego przez prezydenta i jego ludzi. Kennedy, pozornie pełen młodzieńczej energii, był człowiekiem poważanie schorowanym. Aby ulżyć sobie w cierpieniach, nie sprzeciwiał się podawaniu narkotyków, od których się uzależnił. Ten szczęśliwy mąż i ojciec pozwalał też sobie na liczne romanse. Wbrew potocznym wyobrażeniom nie był także bezkompromisowym wrogiem dyskryminacji rasowej. Pod tym względem większe zasługi miał jego następca - Lyndon Johnson.
Chociaż JFK deklarował wrażliwość na krzywdę najuboższych, to doprowadził do obniżenia podatków wszystkim, na czym skorzystały wielkie korporacje. Opieszałość we wdrażaniu reform zarzucały mu zresztą nawet przyjazne, liberalne media. Kennedy`emu nie udało się doprowadzić do przełomowych wydarzeń, jak Lincolnowi. Nie zdołał wypracować śmiałych wizji politycznych na miarę Roosevelta. Na pewno jednak JFK docenił siłę i znaczenie mediów. Bez nich najpewniej nie powstałby mit wspaniałej prezydentury.