Wielki skok opierał się na terrorze. Dowiadujemy się o nim ze wspomnień uczestników tragicznych wydarzeń i raportów partyjnych powstałych w schyłkowym okresie kampanii. Zebrał i przeanalizował je Frank Dikötter, wybitny znawca dziejów Chin pod przywództwem Mao Zedonga, w książce Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1958‑1962.
Dikötter tak opisuje stosowane wówczas metody:
Najczęściej ludzi bito. Jeden z chłopów odmówił pracy przy projekcie irygacyjnym. Miejscowy działacz partii kazał mu uklęknąć i trzymać nad głową ciężką kłodę. Przy każdym uderzeniu kija przez pękniętą skórę sączył się płyn wymieszany z krwią, ponieważ biedak cierpiał na obrzęk. Później chłopi za każdym razem, gdy kogoś potwornie skatowano, mówili, że bito go, „aż wypłynęła z niego cała woda”. Skala zjawiska była wielka. Z raportów, które sporządziła partia, wynika, że przynajmniej połowa wszystkich urzędników w kraju regularnie biła pięściami lub kijami mieszkańców komun. Jeden z raportów stwierdzał: „Tu wszędzie jest pole tortur”.
Arsenał środków, który wypracowała partia w celu zastraszania ludzi, był znacznie większy. Członkowie partii nie tylko sami bili ludzi, ale czasem zmuszali do tego innych. Pewien starszy mężczyzna, który po kilkudziesięciu latach wspominał okropieństwa wielkiego skoku, cicho płakał, wyznając, że jako chłopiec został zmuszony do bicia związanej babci za to, że przyniosła z lasu drewno. Zdarzało się, że mężowie bili na śmierć własne żony, a żony mężów.
Kazano ludziom rozbierać się do naga i stać na zimnie lub w palącym słońcu. W jednej komunie setki rolników wysłano do pracy w środku zimy całkiem nago. Nie robiono wyjątku nawet dla ciężarnych kobiet. Gdzie indziej chłopi klęczeli w upale na kamieniach lub potłuczonym szkle. Zamęczonych ludzi, którzy skarżyli się na ból, przypalano rozżarzonym żelazem. Wbijano w pępek gorące igły. Oblewano ludzi wrzątkiem. W Syczuanie kilka osób oblano benzyną i podpalono, powodując śmierć części z nich.
Autor książki Wielki głód podkreśla też, że pomysłowość oprawców nie miała granic:
W Luodingu dziesięcioletniego chłopca związano i wrzucono do bagna za kradzież kilku kłosów pszenicy. W innej komunie tych, którzy nie nadążali za pracą, wpychano w kupę ekskrementów, zmuszano do picia moczu. Pewną osiemdziesięcioletnią kobietę, która sprzeciwiła się kradzieży dokonywanej przez członków partii, oblano uryną. Wlewano ludziom do ust rozbełtany kał z wodą. Pewnego chłopa, który ukradł z głodu kurczaka, za karę zmuszono do połknięcia krowiego łajna. Tym, którzy się sprzeciwiali, otwierano usta szczypcami.
Powszechne było okaleczanie: wyrywanie włosów, obcinanie uszu (niektóre później przybijano do ścian), bicie po genitaliach. Kobiety rozbierano do naga i wieszano za włosy. Jeden z oprawców zeznawał, że „wykręcono im piersi, aż wypływał z nich płyn”. Straszono ludzi udawanymi egzekucjami. Upokarzano: wszędzie ofiary wystawiano na widok publiczny, czasem w oślej czapce, z tabliczką zawieszoną na szyi, czasem nagie. Pewnemu chłopu przekłuto uszy żelaznym drutem, na którym zawieszono tabliczkę z napisem: „Niepoprawny złodziej”.
Frank Dikötter przywołuje również przykłady prowokacji, do których sięgano w ówczesnym czasie w Chinach. Oto jeden z przykładów:
Pod koniec 1959 r., kiedy panował największy głód, kierownicy fabryki przetworów rolnych zostawili na podwórzu fasolowe herbatniki przy szeroko otwartej bramie. Gdy głodujący ludzie próbowali dobrać się do części z nich, nagle zamknięto za nimi bramę. W raporcie, który opisywał to wydarzenie, czytamy: „Część tych, których złapano, wsadzono do worków na ziarno i zawiązano końce. Potem bito ich żelaznymi prętami, aż worki przesiąkły krwią. Innym pocięto twarze nożami, a następnie w rany wcierano olej”.
Jak pisze autor książki Wielki głód, szef partii w Linquanie na zachodzie Chin tak podsumował spiralę przemocy, z którą się zetknął w czasie wielkiego skoku: „Ludzie umierali w tragicznych okolicznościach, bici i wieszani, pozbawieni jedzenia i grzebani żywcem. Niektórych torturowano i bito, obcinano im uszy, wyrywano nosy, rozrywano usta i tak dalej, a to często kończyło się śmiercią. Oblicza się, że za całych rządów Mao śmierć w wyniku działań podejmowanych przez partię poniosło co najmniej 50 mln ludzi, większość w trakcie „wielkiego skoku naprzód”.