Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
Rp3yHXn775GpQ
Nagranie dźwiękowe Andrzej Frycz Modrzewski O poprawie Rzeczypospolitej.
Źródło: Andrzej Frycz Modrzewski, O poprawie Rzeczypospolitej, tłum. Edwin Jędrkiewicz, Wrocław 1998, s. 70–75.
Źródło: Englishsquare.pl Sp. z o.o., licencja: CC BY-SA 3.0.
Andrzej Frycz Modrzewski O poprawie Rzeczypospolitej

Istnieje stary i od początku społeczności przyjęty obyczaj, iż państwo ma staranie o szkołach, z których dobrego urządzenia wynika wielka chluba żywota ludzkiego i religii, z zaniedbywania zaś wypaczenie i zło. Kiedy rozczytuję się w dziejach starożytnych, widzę, iż nie było żadnego narodu ani tak bardzo ogładzonego, ani tak bardzo pozbawionego ludzkiej ogłady, który by nie troszczył się szczególnie o dobre wychowanie młodzieży. Dlatego ustanawiano osobne miejsca, dokąd młodzież miała się udawać w celu zdobycia nauki; przełożonymi jej czyniono nauczycieli, aby udzielali najlepszych umiejętności, nadawali zbawiennymi wskazówkami ogładę temu bardzo niebezpiecznemu wiekowi i kształtowali go do wszystkiego, co w życiu potrzebne. Obyczaj to znamienity, a urząd pełen największego trudu. Tych, którzy sobie obrali taki rodzaj życia, postanowiono na podstawie praw i ustaw zwalniać całkowicie od wszelkich innych obowiązków w państwie. Stąd pochodzi nazwa szkół, niby zwolnień, szkoła bowiem daje nauczycielom zwolnienie od podatków, od służby żołnierskiej i od wszelkich innych obowiązków. […]
Miejsce szkół apostolskich zajęły szkoły chrześcijańskie, którym powierzono te same sprawy: aby wychowywały młodzież do spełniania powinności wobec religii i wobec ludzkich społeczności. Skądże by bowiem Kościół miał otrzymać naukę Boga nieśmiertelnego, jakżeby miały się rządzić społeczeństwa ludzkie, gdyby w szkołach nie bywali ludzie, którzy by mogli przekazywać innym drogi i sposoby najlepszych sztuk i nauk, praw i nabożeństw? […]
W sprawach niepewnych i niejasnych do nikogo bardziej nie zwykło się uciekać niż do ludzi, którzy przeszli szkołę; jest bowiem rzeczą pewną, iż oni posiadają głębszą wiedzę i rozważają wszystko przenikliwszym i rzetelniejszym sądem. A jak rzeczą królów jest zmuszać siłą tych, którzy dobrowolnie nie chcą być posłuszni, tak filozofowie posługują się żywą siłą ducha w kierowaniu ludźmi do uczciwości. Trzeba tedy, aby w państwie pierwsze miejsce zajmowało panowanie filozofów, a dopiero tam, gdzie ludzka złość je udaremnia, niech ujawnia się władza królewska. Ale na wywody o królach przeznaczyłem miejsce gdzie indziej; teraz mówię o filozofach i nauczycielach, których postawiono niejako na strażnicy spraw boskich i ludzkich. A chociaż królom i biskupom wydaje się, iż stoją na wyższym od tamtych stopniu życia ludzkiego i chociaż świetnością życia i mienia, niby promieniami słońca, przyćmiewają i przysłaniają inne stopnie, to jednak jeśli chcemy sądzić sprawiedliwie, stan nauczycielski może iść słusznie w zawody z najwyższymi stanami, gdy mowa o współzawodnictwie w zasługach wobec państwa. Szkoły bowiem odkryły źródła i przyczyny wszystkich cnót, na jakich, niby na podwalinie, wzniesiono prawa, którymi rządzi się państwo. […] Przyznajmy więc, iż twórczynią i jakby rodzicielką najlepszych praw jest szkoła. […]
Szkoły dają kościołom również dobrych kaznodziei, opracowują wskazówki, jak uczyć; do nich idzie się po radę w wątpliwościach. Po cóż jeszcze mam wspominać – co z pewnością trzeba wymienić na końcu – że szkoła dostarcza nam zdolnych mówców, państwu - roztropnych polityków. Nie będę przytaczał współczesnych przykładów, których doprawdy jest bardzo wiele. Ale spojrzyjmy na nauczycieli starożytnych, którzy słynęli w swych państwach. Marek Cycero przyznaje, że wymowa, której był wybitnym przedstawicielem, wywodziła się z gaju Akademii, i że wszystko, cokolwiek przyniósł rzeczypospolitej, wyniósł od swoich mistrzów i nauczycieli. […]
Wielką sławę przynosi szkole to, że naukę religii, przepisy prawa i wszelkie uczynki ludzkie odważa nie na jakiejś pospolitej szali, ale że najściślej – o ile tylko umysł ludzki stać na to – bada źródła i przyczyny wszystkiego, śledzi rozwój i przewiduje koniec. Bez pomocy nauki nie można żadną miarą wyjaśnić zawikłanych przyczyn wielu rzeczy. Mistrzowie szkolni znają sposoby badania zawikłanych spraw, opracowane dzięki wytężonej baczności ludzi roztropnych i przez nich dalej przekazane; sposobów tych inni, choć i sami mają doświadczenie, albo zgoła nie znają, albo znają niewiele. Ilekroć przeto w zagadnieniach wiary czy prawa powstają jakieś spory, w szkołach zasięga się rady; one mają nieskrępowaną możność jawnego roztrząsania rzeczy, one o wszystkim wydają sąd, wedle ich wskazań winni nauczać kaznodzieje i wyrokować sędziowie. Dzieje dawnych czasów wskazują, iż u starożytnych stan nauczycielski sprzeciwiał się często niecnej pożądliwości monarchów i panujących. Ponieważ królowie uważają się za szczęśliwych, że nikomu nie służą i wszystkiego mają pod dostatkiem, znoszą zazwyczaj niechętnie napomnienia swych bliskich. Niejednokrotnie wynika to nie tyle z winy królów, ile z ambicji i lęku ich dworzan, którzy czekając na urzędy i zaszczyty, a bojąc się ich obrazić, mówią niechętnie coś innego niż to, co według ich mniemania jest miłe monarchom. Dlatego bardzo to ważne dla rzeczypospolitej, iż jest ktoś daleki od wielkich ambicji i nie obcujący z możnymi, kto ośmiela się głosem i pismem sprzeciwiać się ich pożądliwościom i wydawać (jak miał mawiać Diogenes z Synopy) wolnym ludziom rozkazy. Takimi byli u starożytnych filozofowie i ci, którzy przebywali w szkołach. W dawnych czasach krzewiło się w szkołach ćwiczenia wymowy głównie w tym celu, aby ludzie wychodzący z nich umieli, ilekroć by tego zaszła potrzeba, czy to chwalić wszystkie sprawy ludzkiego żywota, jeśli z cnoty pochodzą, czy też je ganić, jeśli się łączyły z występkiem. Uczonym ze szkół dano pełną swobodę takiego postępowania. Tak wielką czcią była otaczana nauka. Nie wiem, dlaczego dzisiejsze obyczaje zeszły z drogi i z szlaków dawnych czasów; dlaczego mało się ceni szkoły, a ludzie zajmujący się naukami uważają, iż nie do nich odnosi się to, co tu powiedziałem. Należałoby wznowić dawny stosunek do szkoły i przywrócić dawne obyczaje, abyśmy i my zbierali owoce dobrych umiejętności, które służą ich czcicielom. Państwom pożyteczni są nie tylko ci uczeni, którzy zajmują się sprawami publicznymi, ale także ci, którzy pracują w szkołach. Kształcą oni bowiem wielu ludzi i wszczepiają w nich nauki niezbędne dla prowadzenia spraw publicznych. Zrozumiejmy tedy, jak bardzo piękny i użyteczny dla ludzi jest stan nauczycielski, z którego wyszło tylu mistrzów najlepszych umiejętności i z którego tyle korzyści zwykły czerpać wszystkie inne stany. Dlatego tak wiele mówię o jego znakomitości i godności, abyśmy pamiętali, iż trzeba go wszelkimi sposobami bronić i ochraniać przed przewrotnością mniemań i zuchwalstwem ludzi naszego wieku, którzy tylko uganiają za wystawnością w życiu, za bogactwami i władzą – boć jedyne to rzeczy, do których się dziś powszechnie dąży – naukę zaś i cały obowiązek kształcenia się i uczenia pozostawiają ludziom podlejszego stanu.

1 Źródło: Andrzej Frycz Modrzewski, O poprawie Rzeczypospolitej, tłum. Edwin Jędrkiewicz, Wrocław 1998, s. 70–75.
Polecenie 1

Nadaj własny tytuł fragmentowi rozprawy Andrzeja Frycza Modrzewskiego O poprawie Rzeczypospolitej. Uwzględnij główną myśl tekstu.

RgUyUtzU7cwdt
(Uzupełnij).
Polecenie 2

Rozważ, jaki stosunek do szkoły i nauczycieli ma autor rozprawy.

R1Zg6eYYNmttw
(Uzupełnij).
Polecenie 3

Wyjaśnij, jak rozumiesz znaczenie przysłowia: Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. W odpowiedzi odnieś się do fragmentów rozprawy Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

R16TQr3WksmHz
(Uzupełnij).