Lemuel Gulliver jako lekarz okrętowy odbywa liczne podróże, w czasie których przeżywa wiele przygód, a przede wszystkim poznaje rozmaite krainy i ich mieszkańców. Jedną z takich krain jest Laputa – latająca wyspa, zamieszkana przez matematyków i muzyków.
Jonathan Swift
Podróże Gullivera (fragmenty)
[…] zostałem otoczony przez tłum ludzi, lecz ci, którzy stali najbliżej, wydawali się osobami wyższego stanu. Przyglądali mi się z wszystkimi oznakami zdumienia i podziwu, a ja nie pozostałem im dłużny, gdyż nigdy dotąd nie widziałem śmiertelników o tak osobliwych rysach, szatach i wyglądzie. Głowy mieli pochylone w prawo, bądź w lewo, jedno oko zwrócone w dół, a drugie wprost ku zenitowi. Ich wierzchnie okrycia ozdobione były rysunkami słońc, księżyców i gwiazd, przeplecionych skrzypcami, fletami, harfami, trąbami, gitarami, klawikordami i wieloma innymi instrumentami muzycznymi, nieznanymi u nas w Europie. Dostrzegłem tu i ówdzie ludzi w liberiach służby, trzymających nadmuchane pęcherze uczepione jak cepy do krótkich kijów. Każdy pęcherz zawierał garść suszonego grochu lub małych kamyków (jak później mi powiedziano). Pęcherzami tymi od czasu do czasu uderzali lekko w usta i uszy stojących w pobliżu i nie mogłem zgoła pojąć znaczenia tej czynności. Jak się wydaje, umysły tych ludzi tak zagłębione są w gorączkowych rozważaniach, że jeśli nie pobudzi ich z zewnątrz działanie na narządy mowy i słuchu, nie mogą oni przemówić ani słuchać tego, co mówią inni; dla tej właśnie przyczyny osoby, które na to stać, zawsze utrzymują uderzacza (w języku ich climenole). […] Uderzacz ma także dawać pilne baczenie na swego pana podczas przechadzek, gdyż bywa on zwykle tak spowity w zamyślenie, że popada w jawne niebezpieczeństwo runięcia w przepaść lub rozbicia głowy o pierwszy napotkany słup, a na ulicy potrącałby innych lub sam zostałby strącony do rynsztoka. […]
Moja znajomość matematyki wielce mnie wspomogła w zrozumieniu ich frazeologii, związanej w dużym stopniu z tą nauką i muzyką; w tej ostatniej także nie byłem nieukiem. Ich poglądy wyrażają się nieustannie w liniach i figurach. Jeśli pragną na przykład wysławić urodę kobiety […], opisują ją z pomocą rombów, kół, równoległoboków, elips i innych geometrycznych określeń, lub słowami zaczerpniętymi z muzyki, których nie warto tu powtarzać. Dostrzegłem w kuchni królewskiej najrozmaitsze przyrządy matematyczne i muzyczne, których kształt służy za wzór do formowania dań mięsnych podawanych na stół Jego Majestatu.
Domy ich zbudowane są nędznie, ściany mają pochyłe, a w żadnej komnacie nie znajdziesz prostego kąta; wady te powstają z pogardy, jaką żywią dla geometrii stosowanej, którą brzydzą się jako wulgarną i rzemieślniczą. Polecenia przez nich wydawane są zbyt subtelne dla robotników, co powoduje powtarzające się wciąż omyłki. Więc choć okazują sprawność w posługiwaniu się na papierze linijką, ołówkiem i cyrklem, jednak gdy przychodzi do zwykłych działań życiowych, nie widziałem nigdy ludzi bardziej niezdarnych, zagubionych i niezręcznych, ani myślących tak powoli i w sposób tak zagmatwany o wszystkim, prócz matematyki i muzyki. Nie mają żadnych zdolności przekonywania, lecz lubią wyrażać gwałtowny sprzeciw, jeśli nie są tego samego zdania, co zdarza im się niezmiernie rzadko. Obca im jest wszelka wyobraźnia, upodobanie lub pomysł i nie mają w swym języku słów, w których można byłoby te pojęcia wyrazić. Wszystkie myśli ich i rozważania zamknięte są w kręgu obu wyżej wzmiankowanych nauk. […]
Ludzie ci ogarnięci są wiekuistym niepokojem, a umysły ich nie radują się ani jedną chwilą spokoju; zaburzenia te rodzą się z przyczyn, które w bardzo małym stopniu obchodzą resztę śmiertelnych. Obawy ich powstają z licznych zmian, które, jak się lękają, mogą spaść na ciała niebieskie. Na przykład: Ziemia dzięki nieustannemu zbliżaniu się do Słońca musi po pewnym czasie zostać wchłonięta lub przyciągnięta przez nie; oblicze Słońca stopniowo pokryje się skorupą powstałą z jego wytrysków i przestanie wysyłać światło ku Ziemi. Ziemia bardzo nieznacznie uniknęła smagnięcia ogonem ostatniej komety, co nieuchronnie przemieniłoby świat w popiół, a następna kometa, która, jak obliczyli, przybędzie od dziś za lat trzydzieści jeden najprawdopodobniej unicestwi nas. Bo jeśli […] przybliży się ona na pewną odległość do Słońca (czego mają prawo obawiać się po dokonaniu obliczeń), rozgrzeje się w stopniu dziesięć tysięcy razy większym niż rozpalone żelazo; a oddalając się od Słońca pociągnie za sobą swój długi na milion i czternaście tysięcy mil gorejący ogon, przez który jeśli Ziemia przejdzie w odległości stu tysięcy mil od jądra, czyli właściwego ciała komety, musi zostać podpalona i zamieniona w popiół; a Słońce zużywając co dnia promienie bez żadnego dla nich pożywienia, będzie musiało w końcu wyczerpać się i unicestwić, czemu towarzyszyć będzie zniszczenie Ziemi i wszystkich planet otrzymujących światło od Słońca.
Tak są nieustannie wzburzeni obawą przed zagrażającymi im tymi i podobnymi niebezpieczeństwami, że nie mogą usnąć spokojnie ani nie znajdują upodobania w zwykłych rozrywkach i uciechach żywota.