Allan Bloom
UMYSŁ ZAMKNIĘTY O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów
(fragment)
Jednym ze sposobów na „otwieranie” młodzieży jest wymóg, by studenci zapisali się na przynajmniej jeden kurs poświęcony jakiejś niezachodniej kulturze. Choć wykładowcami na tych kursach są często prawdziwi uczeni i pasjonaci swej dziedziny, w każdym znanym mi przypadku intencja samego wymogu — w sytuacji, kiedy wiele tak ważnych przedmiotów, jak filozofia i religia, nie jest już obowiązkowych — była demagogiczna. Kursy mają za zadanie wymusić na studentach konstatację, że istnieją inne światopoglądy, a światopogląd zachodni nie jest od nich lepszy. Znów nie liczy się treść, lecz z góry założony morał. Tego rodzaju wymogi stanowią element szerszych dążeń do stworzenia wspólnoty ogólnoświatowej i wykształcenia członka tej wspólnoty — osoby pozbawionej przesądów. Tymczasem gdyby studentom pozwolono głębiej wniknąć w istotę kultur niezachodnich, stwierdziliby, że każda z nich jest etnocentryczna, każda uważa swój sposób na życie za najlepszy, a wszystkie inne za pośledniejsze. [...] Badania nad kulturami niezachodnimi prowadzą do wniosku, że wynoszenie swego własnego sposobu życia ponad wszystkie inne jest czymś powszechnym, a nawet naturalnym — przeważa zatem postawa dokładnie odwrotna od tej, którą pragnie się wyrobić w studentach. Na uniwersytetach dokonuje się w istocie następującej operacji: stosujemy w praktyce pewien zachodni przesąd- który implicite uważamy za dowód wyższości naszej kultury — i naginamy rzeczywistość innych kultur, aby temu przesądowi podlegały. Naukowe badanie innych kultur jest zjawiskiem niemal wyłącznie zachodnim, które u swych początków miało za cel poszukiwanie nowych i lepszych sposobów życia, a przynajmniej potwierdzenie nadziei, że nasz sposób życia jest rzeczywiście najlepszy — w żadnej innej kulturze nie istnieje potrzeba takiego potwierdzenia. Jeżeli mamy się czegoś od tych kultur nauczyć, to przede wszystkim powstaje pytanie, czy tego rodzaju badanie naukowe ma sens. Konsekwencja nakazywałaby nauczycielom otwartość, by uszanowali etnocentryzm i zamknięcie, które znajdują w całym świecie niezachodnim. Tymczasem, podważając etnocentryzm, w istocie mimowolnie stwierdzają wyższość swej postawy naukowej oraz niższość kultur, które tej postawy nie uznają. Profesorowie ci zarazem potwierdzają i negują wartość uprawianej przez siebie nauki. Stają przed tym samym problemem co Pascal: przed problemem sprzeczności rozumu i objawienia, lecz brak im intelektualnego samozaparcia, które kazało francuskiemu myślicielowi odrzucić naukę na rzecz wiary.
Przyczyny niezachodniego zamknięcia czy etnocentryzmu są oczywiste. Ludzie muszą kochać i być wierni swej rodzinie i swemu narodowi, aby nie doszło do ich rozpadu. Muszą uważać to, co mają, za dobre, aby byli z tego zadowoleni. Ojciec musi woleć swoje dziecko od innych dzieci, obywatel musi woleć swój kraj od innych krajów. Dlatego powstają mity — aby uzasadnić te preferencje. Człowiek potrzebuje swojego miejsca oraz poglądów, które odegrają rolę punktów orientacyjnych. To mają na myśli wszyscy ci, którzy mówią o potrzebie zakorzenienia. Problem stosunków z obcymi jest drugorzędny, a niekiedy stoi w sprzeczności z posiadaniem własnego kręgu, własnego narodu, kultury, sposobu życia. Całkowite zamknięcie nie jest zdrowe ani dla jednostki, ani dla narodu, lecz całkowite otwarcie nieuchronnie prowadzi do rozkładu. Silne utożsamienie tego, co dobre, z tym, co własne, odmowa ich rozróżnienia, wizja kosmosu, w którym dany naród zajmuje szczególne miejsce — wydaje się, że nie może istnieć kultura, która nie spełnia tych warunków. Taki płynie faktyczny wniosek z proponowanych studentom rozważań nad kulturami niezachodnimi. Badania innych kultur popychają studentów ku żarliwemu przywiązaniu do tego, co własne, natomiast odciągają od nauki, która z tego przywiązania wyzwala. Nauka jawi im się teraz jako zagrożenie dla kultury i niebezpieczny preparat o działaniu wykorzeniającym. Studenci błąkają się po ziemi niczyjej pomiędzy wartością wiedzy a wartością kultury, gdzie zostali umieszczeni przez nauczycieli, którzy nie potrafiąjuż wskazać im drogi. Pomocy należy szukać gdzie indziej.
Pierwszymi znanymi nam ludźmi, którzy podjęli problem etnocentryzmu, byli filozofowie greccy. Charakterystyczne dla tego nurtu myślowego są takie rozróżnienia, jak dobre-własne, natura-konwencja, sprawiedliwość-prawo. Grecy powiązali dobro z urzeczywistnieniem wszystkich wrodzonych możliwości ludzkich i zdawali sobie sprawę, że niewiele narodów, a być może żaden, nie posiada sposobów, by się o to urzeczywistnienie pokusić. Filozofowie greccy otworzyli się na dobro. Posługiwali się dobrem, które nie było ich własnością, do oceny siebie samych. Były to niebezpieczne igraszki, ponieważ nadwątlały więzy z tym, co własne, i osłabiały ich naród, jak również narażały ich na gniew rodziny, przyjaciół i rodaków. W życiu ludzkim pojawiło się nieusuwalne napięcie: pomiędzy wiernością wobec swoich a dążeniem do dobra. Jednakże świadomość samoistnego dobra i pragnienie jego posiadania są bezcennym osiągnięciem cywilizacyjnym. Taki jest, w moim rozumieniu, istotny problem otwartości (bo jest też wiele innych, mało istotnych). Aby być w pełni człowiekiem, nie można się zadowalać tym, co daje nam kultura. To miał na myśli Platon, kiedy ukazał nas w Państwie jako więźniów zamkniętych w jaskini. Kultura jest jaskinią. Platon nie sugerował, byśmy rozglądnęli się po innych kulturach, aby przezwyciężyć ograniczenia jaskini. Normą, według której oceniamy nasze życie i życie narodów, winna być natura. Stąd też najważniejszą nauką o człowieku jest filozofia, nie zaś historia czy antropologia. Jeżeli nasi wychowawcy są tacy pewni, iż jedyną ucieczką od ograniczeń naszego miejsca i czasu jest badanie innych kultur, to tylko dzięki dogmatycznemu przekonaniu, że myśl jest kształtowana wyłącznie przez kulturę, że nie istnieje natura. Historię i antropologię Grecy uważali za nauki pożyteczne tylko o tyle, o ile pozwalają się dowiedzieć, jakie w przeszłości inne narody poczyniły odkrycia w dziedzinie natury. Zadaniem historyków i antropologów była weryfikacja utartych opinii, jak to czynił Sokrates z jednostkami, a następnie wzniesienie się ponad nie. Naukowcy ci przewyższali badanych przez siebie ludzi, ponieważ dostrzegali problemy, na które inni woleli być ślepi, oraz dążyli do rozwiązania tych problemów. Pragnęli zyskać możliwość oceny siebie i innych. Ten punkt widzenia — a szczególnie potrzeba poznania natury, aby uzyskać jakąś normę — leży u podstaw naszych nauk humanistycznych, czy się to humanistom podoba czy nie, a jednocześnie tłumaczy dwuznaczności i sprzeczności, na które wskazywałem. Pragnie się z nas uczynić wytwory kultury za pomocą narzędzi, które zostały wymyślone po to, by nas od kultury wyzwolić. Otwartość była niegdyś cnotą, która pozwalała na poszukiwanie dobra za pomocą rozumu. Dziś oznacza akceptowanie wszystkiego i negowanie władzy umysłu. Niczym nie ograniczone i bezmyślne uprawianie otwartości, nie poparte świadomością celu, którym jest poznanie natury, oraz świadomością nieuchronnych problemów politycznych, społecznych i kulturowych, jakie się z tym celem wiążą, pozbawiło otwartość jakiegokolwiek znaczenia. Relatywizm kulturowy niszczy zarówno podmiotowość, jak i samoistne dobro. Największym wyróżnikiem Zachodu jest nauka, zwłaszcza rozumiana jako dążenie do poznania natury, i wynikające z tego podważenie konwencji — czyli kultury, bądź też Zachodu rozumianego jako kultura — na rzecz tego, co jest dostępne wszystkich ludziom jako ludziom za pośrednictwem wspólnej i wyróżniającej człowieka władzy: rozumu. Współczesne próby zrozumienia kondycji ludzkiej przez naukę — relatywizm kulturowy, historyzm, oddzielenie faktów od wartości — są samobójstwem nauki. Niepodzielnie panuje kultura, a stąd zamknięcie. Tym, czego uczymy, jest otwarcie na zamknięcie.
Relatywizm kulturowy przezwyciężył imperializm intelektualny Zachodu, czyli jego roszczenia do uniwersalizmu — Zachód stał się kulturą jak każda inna. W republice kultur panuje równość. Na nieszczęście jednak kulturę Zachodu określa potrzeba uzasadnienia samej siebie czy swych wartości, potrzeba poznania natury, potrzeba filozofii i nauki. Jeżeli zostanie tego pozbawiona, upadnie. Stany Zjednoczone należą do największych i najbardziej radykalnych osiągnięć rozumowego dążenia do dobrego życia zgodnego z naturą. Państwo to zbudowano według rozumowych zasad naturalnego uprawnienia, które wiążą ze sobą dobro i podmiotowość. Inaczej mówiąc, powstały tutaj ustrój obiecuje niczym nie skrępowaną wolność myślenia — nie wolność totalną, lecz wolność myślenia, która jest podstawowa i dopiero z niej wypływają inne swobody. Aby jej w niczym nie uszczuplać, toleruje się również znaczne odchylenia.