Jarosław Iwaszkiewicz
W Orvieto
Wstaniemy żywym ciałem z odwiecznej zgorzeli
I na otwartych oczach wzniesiemy powieki,
Ponad umarłe światy i umarłe wieki,
Tak, jak to namalował Luca Signorelli.
I wtedy może pejzaż, któryśmy ostatni
Widzieli mętnym okiem już martwym napoły –
Kędy topole ziemi i niebios anioły
Mięszały się w dziwaczny orszak chociaż bratni –
Otworzy jak stodoła na ścieżaj znaczenie,
Któreśmy nieraz żyjąc – już w śnie przeczuwali –
Kiedyśmy głupi, nędzni i niedoskonali
Myśleli, że coś wiemy, widząc tylko cienie.
Wtedy dopiero, Luca, pojmiemy, że życie
Jest pełne prawdy bożej, nie puste okrutnie,
I że prawdziwe dały nam anioły lutnie,
Aby otwarcie śpiewać – a nie brzęczeć skrycie.
Dant patrzy przerażony. Pieśniarz Agrygentu
Widzi to, co nadchodzi i co prawdzie świadczy,
Czci życie zmartwychwstałe na oblicze padłszy,
Życie, które się rodzi z wiecznego zamętu.
Na dowód wydźwigamy z piachu nasze nogi,
Które jeszcze z popiołu nie dojrzały w ciało –
Życie, które snem tylko tutaj się zdawało,
Rozlewa się nad niebem w archanielskie drogi.
Słońce nam teraz bożym obliczem zaświta
I odkryje zasłony wszelkich śmierci złudzeń,
I jak pokarm da prawdę wieczystych obudzeń
Na progu vitae nova, gdzie świadomość wita –
Wiry równie potężne jak ciała zmienione
Podadzą pożywienie wiecznego żywota:
Wina, chleba zaznają nasze ciała złote
Na bóstwa pniu zwieszone odrodzonym gronem.
Gdziebyśmy większy dowód prawdy życia wzięli
Jak w takim zmartwychwstaniu z zimnego popiołu
Z ciałem płonącem, z duszą cierpiącą pospołu,
Tak jak to namalował Luca Signorelli?