Epizody rozsadzają całość
Stoi za katedrąkatedrą, by stamtąd pod wysokim ciśnieniem wtłaczać wiedzę do biernych pojemników...
– sir William Oslersir William Osler
Dziecko to jeden z najpopularniejszych tematów literackich doby pozytywizmu. Twórcy epoki pochylili się nad młodym bohaterem. Odkryli dla czytelników dziecięcą psychikę. Dostrzegli troski i potrzeby dziecka. Pokazali je w różnorodnych sytuacjach życiowych: w dostatku i ubóstwie, w mieście i na wsi, wśród obcych i rodziny, w domu i szkole.
Bolesław Prus, wzorem swojego literackiego mistrza - Karola DickensaKarola Dickensa – w swoich utworach pokazuje dzieci dotknięte biedą, krzywdzone przez dorosłych, system lub szkołę.
1) Przeczytaj zamieszczone w lekcji fragmenty Antka Bolesława Prusa.
2) Obejrzyj film Romana Polańskiego Oliver Twist (2005).
Antek
AntekAntek urodził się we wsi nad Wisłą.
[...] Położyli go w niemalowanej kołysce, co została po zmarłym bracie, i sypiał w niej przez dwa lata. Potem przyszła mu na świat siostra, Rozalia, więc musiał jej miejsca ustąpić, a sam, jako osoba dorosła, przenieść się na ławę. [...]
Gdy miał pięć lat, użyto go już – do pasania świń. Ale Antek nie bardzo się za nimi oglądał. Wolał patrzeć na drugą stronę Wisły, gdzie za wapiennym wzgórzem raz na raz pokazywało się coś wysokiego i czarnego. Wyłaziło to z lewej strony jakby spod ziemi, szło w górę i upadało na prawo. Za tym pierwszym szło zaraz drugie i trzecie, takie samo czarne i wysokie. [...]
– Matulu! A co to takie czarne chodzi za Wisłą?
Matka spojrzała w kierunku Antkowego palca, przysłoniła oczy ręką i odparła:
– Tam za Wisłą? Cóż to, nie widzisz, że wiatrak chodzi? A na drugi raz pilnuj świń, bo cię pokrzywami wysmaruję.
– Acha, wiatrak! A co on, matulu, za jeden?
– At, głupiś! – odparła matka i uciekła do swojej roboty. Gdzie ona miała czas i rozum do udzielania objaśnień o wiatrakach!
Ale chłopcu wiatrak spokojności nie dawał. Antek widywał go przecie co dzień. Widywał go i w nocy przez sen. Więc taka straszna urosła w chłopcu ciekawość, że jednego dnia zakradł się do promu, co ludzi na drugą stronę rzeki przewoził, i popłynął za Wisłę. [...] Antek był kontent, bo zaspokoił ciekawość. Więc choć położył się spać o głodzie, marzył całą noc to o wiatraku, co mieli zboże, to o młynarzu […].
Drobny ten wypadek stanowczo wpłynął na całe życie chłopca. Od tej pory – od wschodu do zachodu słońca – strugał on patyki i układał je na krzyż. Potem wystrugał sobie kolumnę; próbował, obciosywał, ustawiał, aż nareszcie wybudował mały wiatraczek, który na wietrze obracał mu się jak tamten za Wisłą.
Cóż to była za radość! […]
Do dziesiątego roku życia zepsuł ze cztery koziki, ale też strugał nimi dziwne rzeczy. Robił wiatraki, płoty, drabiny, studnie, a nawet całe chałupy. Aż się ludzie zastanawiali i mówili do matki, że z Antka albo będzie majster, albo wielki gałgan.
[...] Nieraz matka [...] załamywała z żalu ręce i lamentowała przed starym kumem, Andrzejem:
– Co ja pocznę, nieszczęsna, z tym Antkiem odmieńcem? Ani to w chacie nic nie zrobi, ani bydła doglądnie, ino wciąż kraje te patyki, jakby co w niego wstąpiło. Już z niego, mój Andrzeju, nie będzie chyba gospodarz ani nawet parobek, tylko darmozjad na śmiech ludziom i obrazę boską!… [...]
– Jużci, gospodarzem on nie będzie, to darmo, bo on na to nie ma nawet dobrego rozumu. Jego by zatem trza naprzód do szkoły, a potem do majstra. Nauczy się z książki, nauczy się rzemiosła i jeżeli nie zgałganieje, będzie żył. [...]
W zimie gospodarskie dzieci chodziły do szkoły. A że z Antka nie spodziewała się matka żadnej pomocy w gospodarstwie, raczej zawadę, więc poradziwszy się kuma Andrzeja postanowiła oddać chłopca na naukę. [...] W taki sposób zainstalowano chłopca do szkoły. Ale że matce żal było wydanych czterdziestu groszy, więc dla uspokojenia się zebrała pod domem paru sąsiadów i radziła się ich, czy to dobrze, że Antek będzie chodzić do szkoły i że taki wydatek na niego poniosła.
– Te!… – odezwał się jeden z gospodarzy – niby to nauczycielowi z gminy się płaci, więc na upartego moglibyście mu nic nie dawać. Ale zawsze on się upomina, a takich, co nie płacą mu osobno, gorzej uczy.
– A dobry też z niego profesor?
– No, niczego!… On niby, jak z nim gadać, to taki jest trochę głupowaty, ale uczy – jak wypada. Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło – z góry na dół i z dołu do góry.
– E! Cóż to znaczy abecadło – odezwał się drugi gospodarz.
– Jużci, że znaczy – rzekł pierwszy. – Nibyście to nie słyszeli, co nieraz nasz wójt powiadają: „Żebym ja choć umiał abecadło, to bym z takiej gminy miał dochodu więcej niż tysiąc rubli, tyle co pisarz!”
W parę dni potem Antek poszedł pierwszy raz do szkoły. Wydała mu się taka prawie porządna jak ta izba w karczmie, co w niej szynkwasszynkwas stoi, a ławki były w niej jedna za drugą jak w kościele. Tylko że piec pękł i drzwi się nie domykały, więc trochę ziębiło. Dzieci miały czerwone twarze i ręce trzymały w rękawach – nauczyciel chodził w kożuchu na sobie i w baraniej czapce na głowie. A po kątach szkoły siedział biały mróz i wytrzeszczał na wszystko iskrzące ślepie.
Usadzono Antka między tymi, co nie znali jeszcze liter, i zaczęła się lekcja.
Antek, upomniany przez matkę, ślubował sobie, że musi się odznaczyć.
Nauczyciel wziął kredę w skostniałe palce i na zdezelowanej tablicy napisał jakiś znak.
– Patrzcie, dzieci! – mówił. – Tę literę spamiętać łatwo, bo wygląda tak, jakby kto kozaka tańcował, i czyta się A. Cicho tam, osły!… Powtórzcie: a… a… a…
– A!… a!… a!… – zawołali chórem uczniowie pierwszego oddziału.
Nad ich piskiem górował głos Antka. Ale nauczyciel nie zauważył go jeszcze.
Chłopca trochę to ubodło; ambicja jego została podrażniona.
Nauczyciel wyrysował drugi znak.
– Tę literę – mówił – zapamiętać jeszcze łatwiej, bo wygląda jak precel. Widzieliście precel?
– Wojtek widział, ale my to chyba nie… – odezwał się jeden.
– No, to pamiętajcie sobie, że precel jest podobny do tej litery, która nazywa się B. Wołajcie: be! be!
Chór zawołał: be! be! – ale Antek tym razem rzeczywiście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął jak roczne cielę.
Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości.
– Hę – krzyknął do Antka. – Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na „rozgrzewkę”.
Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli.
Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał, o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę:
– A nie becz, hultaju! A nie becz!
Puścili go. Chłopiec otrząsnął się jak pies wydobyty z zimnej wody i poszedł na miejsce.
Nauczyciel wyrysował trzecią i czwartą literę, dzieci nazywały je chórem, a potem nastąpił egzamin.
Pierwszy odpowiadał Antek.
– Jak się ta litera nazywa? – pytał nauczyciel.
– A! – odparł chłopiec.
– A ta druga?
Antek milczał.
– Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle!
Antek znowu milczał.
– Powtórz, ośle, be!
– Albo ja głupi! – mruknął chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczeć nie wolno.
– Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na „rozgrzewkę” go!…
I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił mu taką samą liczbę prętów, ale już z upomnieniem:
– Nie bądź hardy!… Nie bądź hardy!…
W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreację, do kuchni profesora. Tam jedni pod dyrekcją gospodyni skrobali kartofle, drudzy nosili wodę, inni pokarm dla krowy, i na tym zajęciu upłynął im czas do południa.
[...]
Jednego dnia na dworze mróz był lżejszy, profesorowi także jakoś serce odtajało, więc chciał wytłumaczyć najmłodszym swoim wychowańcom pożytek pisma.
– Patrzcie, dzieci – mówił pisząc na tablicy wyraz dom – jaka to mądra rzecz pisanie. Te trzy znaczki takie małe i tak niewiele miejsca zajmują, a jednak oznaczają – dom. Jak tylko na ten wyraz popatrzysz, to zaraz widzisz przed oczami cały budynek, drzwi, okna, sień, izby, piece, ławy, obrazy na ścianach, krótko mówiąc – widzisz dom ze wszystkim, co się w nim znajduje.
Antek przecierał oczy, wychylał się, oglądał napisany na tablicy wyraz, ale domu żadnym sposobem zobaczyć nie mógł. Wreszcie trącił swego sąsiada i spytał:
– Widzisz ty tę chałupę, co o niej profesor gadają?
– Nie widzę – odparł sąsiad.
– Musi to chyba być łgarstwo! – zakonkludował Antek.
Ostatnie zdanie usłyszał nauczyciel i krzyknął:
– Jakie łgarstwo? Co łgarstwo?
– A to, że na tablicy jest dom. Przecie tam jest ino trochę kredy, ale domu nie widno – odparł naiwnie Antek.
Nauczyciel porwał go za ucho i wyciągnął na środek szkoły.
– Na „rozgrzewkę” go! – zawołał i znowu powtórzyła się z najdrobniejszymi szczegółami dobrze już chłopakowi znana ceremonia.
[...]
Jednego dnia, było to już we dwa miesiące po wstąpieniu Antka do szkoły, przyszedł do jego matki nauczyciel i po zwykłych przywitaniach zapytał:
– Jakże, moja kobieto, będzie z waszym chłopakiem? Daliście za niego czterdzieści groszy, ale na początku, i już trzeci miesiąc idzie, a ja szeląga więcej nie widzę. To się tak przecie nie godzi; płaćcie choć i po czterdzieści groszy, ale co miesiąc.
A wdowa na to:
– Skądże ja wezmę, kiedy nie mam! Co jaki grosz zarobię, to wszystko idzie do gminy. Nawet dzieciskom szmaty nie ma za co kupić.
Nauczyciel wstał z ławy, nałożył czapkę w izbie i odparł:
– Jeżeli tak, to Antek nie ma po co chodzić do szkoły. Ja tam sobie nad nim darmo ręki zrywać nie będę. Taka nauka jak moja to nie dla biedaków.
[...]
Nareszcie kum Andrzej, wierny przyjaciel osieroconej rodziny, wyrobił Antkowi miejsce u kowala, w drugiej wsi. Jednej niedzieli poszli tam z wdową i chłopcem. Kowal przyjął ich niezgorzej. Wypróbował chłopca w rękach i krzyżu, a widząc, że na swój wiek jest wcale mocny, przyjął go do terminu bez zapłaty i tylko na sześć lat.
[...]
Tymczasem do kuźni przyszedł chłop z koniem do okucia.
Ujrzawszy go, terminatorzy zawołali:
– Nie ma majstra [...]!
– A z was to żaden nie potrafi szkapy okuć? – spytał markotnie gospodarz.
– Kto tam potrafi! – odparł najstarszy terminator.
– Ja wam okuję – odezwał się nagle Antek.
Tonący chwyta się brzytwy, więc i chłop zgodził się na propozycję Antka, choć niewiele mu ufał, a jeszcze inni terminatorzy wyśmiewali go i wymyślali.
– Widzisz go, niedorostka! – mówił najstarszy. – Jak żyje, nie trzymał młota w garści, tylko dymał i węgli dokładał, a dziś porywa się na kucie koni!…
Widać jednak, że Antek miewał młot w garści, bo zawinąwszy się w niedługim nawet czasie odkuł kilka gwoździ i podkowę. Wprawdzie podkowa była za wielka i niezbyt foremna, ale swoją drogą terminatorzy pootwierali gęby.
Jak raz przyszedł na tę chwilę i majster. Opowiedziano mu, co się stało, okazano podkowę i gwoździe.
Kowal obejrzał i aż przetarł krwią nabiegłe oczy.
– A ty gdzieś się tego nauczył, złodzieju? – zapytał Antka.
– A w kuźni – odparł chłopiec zadowolony z komplementu. – Jak pan majster poszedł na płukanie, a oni rozbiegli się, to ja wykuwałem różne rzeczy z ołowiu albo i z żelaza.
Majster był tak zmieszany, że nawet zapomniał zbić Antka za psucie materiałów i narzędzi. Aż poszedł na radę do żony, skutkiem czego chłopca wydalono z kuźni i przeznaczono do gospodarstwa.
– Za mądryś ty, kochanku! – mówił mu kowal. – Nauczyłbyś się fachu we trzy lata i później byś uciekł. A przecież matka oddała mi cię na sześć lat – do służby.
Pół roku jeszcze był Antek u kowala. Kopał w ogrodzie, pełł, rąbał drzewo, kołysał dzieci, ale już nie przestąpił progu kuźni. Pod tym względem wszyscy go rzetelnie pilnowali: i majster, i majstrowa, i chłopcy. Nawet własna matka Antkowa i kum Andrzej, choć wiedzieli o dekrecie kowalskim, nic przeciw niemu nie mówili. Według umowy i obyczaju chłopiec dopiero po sześciu latach miał prawo jako tako faszerować kowalstwo. A że był dziwnie bystry i nieuczony przez nikogo, nauczył się kowalstwa sam w ciągu roku, więc tym gorzej dla niego! [...]
Teraz, siedząc w domu, pomagał czasem przy gospodarstwie, ale przeważnie robił swoje maszyny i rzeźbił figury. Tylko już oprócz kozika miał dłutko, pilnik i świderek i władał nimi tak biegle, że niektóre z jego wyrobów począł nawet kupować Mordko szynkarz. Na co?… Antek o tym nie wiedział, chociaż jego wiatraki, chaty, sztuczne skrzynki, święci i rzeźbione fajki rozchodziły się po całej okolicy. Dziwiono się talentowi nieznanego samouka, niezgorzej nawet płacono za wyroby Mordce, ale o chłopca nikt się nie pytał, a tym bardziej nikt nie myślał o podaniu mu pomocnej ręki.[…]
Antek, upokorzony, wrócił do chaty i powiedział, że już jutro pójdzie w świat szukać roboty. [...]
Może spotkacie kiedy wiejskiego chłopca, który szuka zarobku i takiej nauki, jakiej między swoimi nie mógł znaleźć. W jego oczach zobaczycie jakby odblask nieba, które przegląda się w powierzchni spokojnych wód; w jego myślach poznacie naiwną prostotę, a w sercu tajemną i prawie bezświadomą miłość.
Wówczas podajcie rękę pomocy temu dziecku. Będzie to nasz mały brat, Antek, któremu w rodzinnej wsi stało się już za ciasno, więc wyszedł w świat, oddając się w opiekę Bogu i dobrym ludziom.
Wskaż przełomowy moment w życiu Antka. Uzasadnij jego znaczenie dla Antka i innych bohaterów.
Opisz zwyczaje i warunki materialne społeczności, w której żył Antek. Sporządź notatkę w tabeli.
Uzasadnij, dlaczego matka nazwała Antka odmieńcem. Posłuż się cytatami. Wpleć je we własne zdania.
Wyjaśnij, co oznacza powiedzenie: słoma ci z butów wystaje. W jakim słowniku znajdziesz jego wyjaśnienie?
Uzasadnij przykładami z tekstu i własnymi spostrzeżeniami określenie nauczyciela: „wielmożny pan, któremu słoma wyglądała z dziurawych butów”.
Wskaż, kto i jak marnował Antkowe talenty.
brak umiejętności, niezorganizowanie pracy, zazdrość, niedostrzeżenie talentu, brak reakcji na jałowość zajęć u kowala, nieegzekwowanie prawa do bezpłatnej nauki, ignorancja, brak wiedzy i umiejętności, wykorzystywanie dziecka, brak kompetencji, bicie, zacofanie, zarabianie na talencie chłopca bez troski o jego rozwój, brak komunikatu o talencie, nietrafione rady, niedopilnowanie, brak reakcji na jałowość zajęć u kowala
matka | |
kum Andrzej | |
nauczyciel | |
kowal | |
Mordka |
Utwór Prusa wywołuje skrajne emocje: wzruszenie, smutek, żal, złość, śmiech. Wypisz: co śmieszy? co wzrusza? co złości?
W szkole...
Opisz szkołę przedstawioną na obrazie Edwarda Lamsona Henry’egoEdwarda Lamsona Henry’ego. Zwróć uwagę na postaci uczniów i nauczycielki.
Czy obraz Henry’ego mógłby być ilustracją do Antka? Odpowiedź uzasadnij.
Zgromadźcie jak najwięcej tytułów tekstów kultury, w których pojawia się motyw szkoły. Przedyskutujcie różnice w ukazywaniu uczniów i warunków nauki.
Zostać człowiekiem wielkim...
Bolesław Prus sam przez długi czas był nauczycielem. We wspomnieniach pojawia się jako człowiek ciepły i serdeczny. Często, przechadzając się ulicami Warszawy, częstował dzieci cukierkami. Przystawał na krótkie pogawędki, interesował się losem najbiedniejszych. Dostrzegał ważność pracy nad sobą. Stworzył nawet swoisty kodeks kształcenia charakteru. Oto niektóre z jego zapisków:
„Poświęcenie dla osób ukochanych. Wspieranie nieszczęśliwych. Panowanie rozumu i serca nad instynktami i nałogami. Doskonalenie siebie i innych […]. Skromność i bezinteresowność […]. Wypełnianie obowiązków, aż do poświęcenia”.
(Zob. K. Tokarzówna, St. Fita, Bolesław Prus 1847–1912. Kalendarz życia i twórczości, Warszawa 1969, s. 80.)
Komentując swoje – wymienione wyżej – postanowienia, Bolesław Prus pisał także: „bylem tylko wykonał wszystkie moje zamiary, to będę mógł zostać człowiekiem wielkim”.
Co w twoim życiu sprawia, że „będziesz mógł zostać człowiekiem wielkim”? Stwórz osobiste dossierdossier. Pochwal się sobą.
Szkolne prawa
Przeczytaj swoje prawa zapisane w statucie twojej szkoły. Wybierz z nich trzy – twoim zdaniem – najważniejsze. Zanotuj je i uzasadnij swój wybór sześcioma zdaniami.
Na stronie „Jak reagować” sprawdź, co możesz zrobić, gdy jesteś świadkiem stosowania przemocy wobec dzieci. Ty też reaguj!
Powiedz, kto w szkole jest twoim rzecznikiem. Pamiętaj, że możesz się zwrócić nie tylko do rzecznika praw ucznia w twojej szkole! Rzecznikiem jest także pan Marek Michalak. Odwiedź jego stronę: link. Przeczytaj, czym się zajmuje i powiedz, co w jego działaniach zasługuje na szacunek.
Polski pisarz Janusz Korczak napisał w imieniu dzieci prośby do rodziców. Zrób z nich prezent swoim rodzicom. Wskaż te, które są dla ciebie szczególnie ważne.
Nie psuj mnie. Dobrze wiem, że nie powinienem mieć tego wszystkiego, czego się domagam. To tylko próba sił z mojej strony.
Nie bój się stanowczości. Właśnie tego potrzebuję – poczucia bezpieczeństwa.
Nie bagatelizuj moich złych nawyków. Tylko ty możesz pomóc mi zwalczyć zło, póki jest to jeszcze w ogóle możliwe.
Nie rób ze mnie większego dziecka, niż jestem. To sprawia, że przyjmuje postawę głupio dorosłą.
Nie zwracaj mi uwagi przy innych ludziach, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. O wiele bardziej przejmuję się tym, co mówisz, jeśli rozmawiamy w cztery oczy.
Nie chroń mnie przed konsekwencjami. Czasami dobrze jest nauczyć się rzeczy bolesnych i nieprzyjemnych.
Nie wmawiaj mi, że błędy, które popełniam, są grzechem. To zagraża mojemu poczuciu wartości.
Nie przejmuj się za bardzo, gdy mówię, że cię nienawidzę. To nie ty jesteś moim wrogiem, lecz twoja miażdżąca przewaga!
Nie zwracaj zbytniej uwagi na moje drobne dolegliwości. Czasami wykorzystuję je, by przyciągnąć twoją uwagę.
Nie zrzędź. W przeciwnym razie muszę się przed tobą bronić i robię się głuchy.
Nie dawaj mi obietnic bez pokrycia. Czuję się przeraźliwie tłamszony, kiedy nic z tego wszystkiego nie wychodzi.
Nie zapominaj, że jeszcze trudno mi jest precyzyjnie wyrazić myśli. To dlatego nie zawsze się rozumiemy.
Nie sprawdzaj z uporem maniaka mojej uczciwości. Zbyt łatwo strach zmusza mnie do kłamstwa.
Nie bądź niekonsekwentny. To mnie ogłupia i wtedy tracę całą moją wiarę w ciebie.
Nie odtrącaj mnie, gdy dręczę cię pytaniami. Może się wkrótce okazać, że zamiast prosić cię o wyjaśnienia, poszukam ich gdzie indziej.
Nie wmawiaj mi, że moje lęki są głupie. One po prostu są.
Nie rób z siebie nieskazitelnego ideału. Prawda na twój temat byłaby w przyszłości nie do zniesienia. Nie wyobrażaj sobie, iż przepraszając mnie stracisz autorytet. Za uczciwą grę umiem podziękować miłością, o jakiej nawet ci się nie śniło.
Nie zapominaj, że uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty. To po prostu mój sposób na życie, więc przymknij na to oczy.
Nie bądź ślepy i przyznaj, że ja też rosnę. Wiem, jak trudno dotrzymać mi kroku w tym galopie, ale zrób, co możesz, żeby nam się to udało.
Nie bój się miłości. Nigdy.
Zadaniowo
Napisz biografię Antka.
Jak dziś „dobrzy ludzie” mogliby pomóc takiemu dziecku jak Antek? Stwórz krótki plan rozwoju jego kariery. Wskaż konkretne instytucje w twojej okolicy (muzea, szkoły, miejsca rozwijania zainteresowań itp.), które pomogłyby Antkowi w realizacji jego pasji.
W kontekście omówionego utworu zinterpretuj motto lekcji. Wykorzystaj formę eseju.
Na podstawie filmu Oliver Twist, Antka Bolesława Prusa oraz innych, samodzielnie wybranych tekstów kultury napisz pracę na temat postaci dziecka w kulturze. Praca powinna liczyć co najmniej 250 słów.
Stwórz 10‑punktowy zbiór obowiązków ucznia.
Stwórz 10‑punktowy zbiór obowiązków nauczyciela.
Stwórz 10‑punktowy zbiór praw nauczyciela.