Publiusz Korneliusz Tacyt, Germania
O sprawach mniejszej wagi stanowią przedniejsi, o ważniejszych wszyscy, jednak w ten sposób, że także te, których rozstrzyganie przysługuje ludowi, najpierw są omawiane przez przedniejszych mężów. Z wyjątkiem nieprzewidzianych i nagłych wypadków gromadzą się w oznaczonych dniach albo o nowiu, albo o pełni księżyca, gdyż uważają to za najpomyślniejszy początek dla przedsięwzięć. Nie liczą też wedle dni, jak my, lecz według nocy. Tak ustanawiają terminy, tak się o nie umawiają: noc według ich mniemania idzie przed dniem. Z wolności wynika ta u nich wada, że nie na raz i nie jak na rozkaz się gromadzą, lecz wskutek zwłoki schodzących się nawet dwa i trzy dni się traci. Skoro uznają, że są w pełnej liczbie, zasiadają uzbrojeni. Milczenie nakazuje się przez kapłanów, którzy wtedy mają też prawo poskramiania. Potem król lub przedniejsi, każdy według swe go wieku, urodzenia, sławy wojennej i wymowy, są słuchani raczej dzięki powadze swej rady niż mocy rozkazywania. Jeżeli czyjś wniosek się nie spodoba, odrzucają go szemraniem; jeżeli zaś spodoba się, potrząsają frameami [czyli włóczniami]: najzaszczytniejszy to rodzaj uznania udzielać orężnej pochwały.
Wolno też przed zgromadzenie wnieść skargę i wdrożyć proces w sprawie gardłowej. Różnica w karach zależy od przestępstwa. Zdrajców i zbiegów wieszają na drzewach, tchórzów, gnuśników i wszeteczników topią w błocie i bagnie, a z wierzchu chrust narzucają. Ta różnica kar wypływa z zapatrywania, że karząc należy zbrodnie stawiać pod pręgierzem, sromoty ukrywać. Z drugiej strony także przy lżejszych przewinieniach stopień określa karę: komu dowiedzie się winy, ten ponosi karę w pewnej ilości koni i trzód. Część grzywny wypłaca się królowi lub gminie, część temu, który otrzymuje zadośćuczynienie, lub jego krewnym. Na tych samych zgromadzeniach wybiera się też naczelników, którzy wymierzają sprawiedliwość po osiedlach i wsiach; każdy ma przy sobie po stu towarzyszy z ludu jako doradców a zarazem orszak podnoszący jego powagę.
Żadnej jednak czy to publicznej, czy prywatnej sprawy nie załatwiają inaczej jak tylko uzbrojeni. Lecz nosić broni wedle zwyczaju nikomu wprzód nie wolno, aż gmina uzna go za zdolnego. Wtedy na samym zgromadzeniu albo któryś ze starszyzny, albo ojciec, albo krewni zdobią młodzieńca tarczą i frameą. To u nich zastępuje togę męską, to jest pierwszym odznaczeniem młodzieńczym; przedtem uchodzili za część rodziny, odtąd uchodzą za część państwa. Znakomite pochodzenie lub wielkie zasługi ojców użyczają nawet całkiem młodym ludziom tytułu naczelnika; grupują się oni jednak dokoła innych, dojrzalszych wiekiem i już od dawna wypróbowanych, a wstydu im nie przynosi ukazać się wśród drużyny. Nawet stopnie istnieją wśród samych druhów, wedle uznania tego, którego świtę tworzą; a wielka jest zarówno w drużynie rywalizacja, kto zajmie u swego naczelnika pierwsze miejsce, jak i między naczelnikami, kto będzie miał najliczniejszą i najdzielniejszą drużynę. To stanowi o godności, to o potędze, aby być otoczonym zawsze wielką rzeszą doborowych młodzieńców, którzy w pokoju są ozdobą, w wojnie ochroną. I nie tylko u własnego ludu, lecz także w sąsiednich gminach przysparza to każdemu imienia i sławy, jeżeli wyróżnia się liczną i bohaterską drużyną; takich bowiem poszukuje się przez poselstwa i zaszczyca darami, a częstokroć samo ich imię wojnom kres kładzie.
Skoro przyjdzie do bitwy, byłoby hańbą dla naczelnika dać się przewyższyć w męstwie, hańbą dla drużyny - nie dorównać w męstwie naczelnikowi. A już niesławą na całe życie i piętnem byłoby wycofać się z bitwy i przeżyć swego naczelnika; jego bronić, ochraniać, nawet własne bohaterskie czyny na karb jego sławy policzyć - jest główną zasadą ich przysięgi żołnierskiej: naczelnicy walczą dla zwycięstwa, drużyna dla naczelnika. Jeżeli gmina, w której się urodzili, w długim pokoju i bezczynności drętwieje, wtedy przeważna część szlacheckiej młodzi z własnego popędu udaje się do tych plemion, które właśnie jakąś wojnę prowadzą; albowiem pokój temu ludowi nie dogadza i łatwiej im jest zajaśnieć wśród niebezpieczeństw, a nadto licznej drużyny w inny sposób jak gwałtem i wojną nie zdołałoby się utrzymać: wymagają bowiem od hojności swego naczelnika wojennego rumaka i okrwawionej a zwycięskiej framei - dobrze im znanych nagród. Wszak uczty z niewyszukanymi wprawdzie, jednak obfitymi potrawami zastępują im tylko żołd; środków zaś do hojności dostarczają wojny i grabieże. Nie tak łatwo byłoby nakłonić ich do uprawy ziemi albo wyczekiwania dorocznych zbiorów, jak do tego, by wyzwać nieprzyjaciela i na rany sobie zasłużyć; lenistwem nawet i gnuśnością wydaje się im w pocie czoła tego się dorabiać, co można krwią zdobyć.
Ilekroć nie idą na wojny, spędzają [nie] wiele czasu na łowach, więcej na bezczynności, oddani ospalstwu i jadłu. Najdzielniejsi i do wojny najskorsi niczym się nie zajmują, a troskę o dom, penaty [czyli domowe bóstwa opiekuńcze] i pola powierzają niewiastom, starcom i najsłabszym członkom rodziny; sami próżnują - przez dziwną sprzeczność natury, skoro ci sami ludzie tak lubią gnuśność i tak nienawidzą spokoju. Jest zwyczajem w gminach znosić naczelnikom dobrowolnie i po jednemu dary w bydle lub ziarnie, które w dowód hołdu przyjmowane zaspokajają zarazem ich potrzeby. Lecz tym sprawia szczególną radość otrzymywać od sąsiednich ludów dary, które posyłają im nie tylko prywatne osoby, lecz i państwa; składają się one z doborowych koni, okazałych zbroi, ryngrafów i naszyjników. Także pieniądze nauczyliśmy ich już przyjmować.