Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Tekst do poleceń 1–5

Gustaw Herling-Grudziński Inny świat. Zapiski sowieckie

zoniezonazonie było jeszcze zupełnie ciemno. Dopiero przed samym apelem porannym niebo zaróżowiło się lekko na skraju horyzontu, roztapiając się po chwili w zimnobłękitnym odblasku śniegu. Teraz zaś trudno było rozpoznać twarze idących nawet na odległość wyciągniętej ręki. Szli wszyscy w kierunku kuchni, potrącając się wzajemnie i dzwoniąc blaszankami. W pobliżu studni i dokoła małego baraku, w którym gotowano wrzątek, słychać było dźwięk wiader, skrzypienie zamarzniętego śniegu i ciche szepty popów, wymieniających spokojnie swe poranne grzeczności. Ciemny pułap nieba zamykał nas od góry, a niewidoczne druty odgradzały nas od dalekiego świata, który w blasku zapalonych przed chwilą lampek zaczynał się krzątać wokół swoich spraw.

Na pomoście przed kuchnią ustawiały się trzy kolejki, odpowiadające w skrócie podziałowi społecznemu proletariatu obozowego. Przed oknem z napisem „trzeci kocioł” stawali najlepiej ubrani i najlepiej wyglądający więźniowie – stachanowcystachanowiecstachanowcy, których dzienna wydajność pracy dosięgała lub przekraczała 125% normy; ich poranny posiłek składał się z dużej łyżki gęstej kaszy i kawałka solonej „treskitreskatreski” lub śledzia. Drugi kocioł otrzymywali więźniowie z dzienną wydajnością 100% normy – również łyżkę kaszy, ale bez ryby. W tym ogonku pierwsi ustawiali się zazwyczaj starcy i kobiety z brygad, w których obliczanie normy systemem procentowym było niemożliwe, toteż przydzielano im drugi kocioł na stałe. Najstraszniejszy widok przedstawiał ogonek do pierwszego kotła; długi szereg nędzarzy w podartych łachmanach, obwiązanych sznurkami łapciach i wyświechtanych czapkach uszankach czekał na swoją łyżkę najrzadszej kaszy. Twarze mieli skurczone z bólu i wysuszone jak pergamin, oczy zaropiałe, szeroko rozwarte głodem i nieprzytomnie rozbiegane, dłonie kurczowo zaciśnięte na kociołkach, jak gdyby druciane rączki przymarzły już na zawsze do zesztywniałych palców. Słaniając się z wycieńczenia na cienkich nogach, cisnęli się niecierpliwie do okna, domagali się błagalnym głosem dolewki, zaglądali do blaszanek więźniów, którzy odchodzili ze śniadaniem od okien drugiego i trzeciego kotła.

[…]

Mało który z więźniów miał dostatecznie dużo siły woli, aby swój poranny posiłek donieść z kuchni do baraku. Przeważnie zjadali go na stojąco u stóp pomostu, połykając dwoma lub trzema haustami wszystko, co chochla kucharza strząsnęła do brudnej blaszanki. Prosto z kuchni niewielkie grupki więźniów dołączały stopniowo do czarnego tłumu zebranego na wartowni. W zonie było już widno, z rzednących ciemności wyłaniały się najpierw oszronione druty, a potem olbrzymia płachta śniegu, sięgająca do ledwie widocznej linii lasu na skraju horyzontu. W pobliskim JercewieJercewoJercewie i w barakach gasły światła, a z kominów unosiły się w górę żółtobure kity dymu. Księżyc mętniał powoli, zamrożony w lodowatej tafli nieba jak krążek cytryny w galarecie. Ostatnie gwiazdy topniały, migocąc jeszcze przez chwilę na rozjaśniającym się szybko tle. Zaczynał się poranny „razwodrazwodrazwod” – odmarsz brygad do pracy.

[…]

Praca w lesie należała do najcięższych głównie na skutek warunków, w jakich się odbywała. Odległość z „lesopowałulesopowałlesopowału” do obozu wynosiła średnio około sześciu kilometrów w jedną stronę, więźniowie pracowali cały dzień pod gołym niebem, po pas zanurzeni w śniegu, przemoczeni do nitki, głodni i nieludzko zmęczeni. Nie spotkałem w obozie więźniów, którzy by pracowali w lesie dłużej niż dwa lata. Na ogół już po roku odchodzili z nieuleczalną wadą serca do brygad zatrudnionych przy nieco lżejszej pracy, a stamtąd na śmiertelną „emeryturę” do TrupiarniTrupiarniaTrupiarni. Z nowych transportów więźniów, które co pewien czas przychodziły do Jercewa, wyławiano zawsze ludzi najmłodszych i najsilniejszych, aby ich – jak się to mówiło w obozie – „przepuścić przez las”. Ten pobór niewolników bywał czasem podobny nawet w szczegółach dekoracyjnych do rycin z książek o dawnym niewolnictwie: badanie lekarskie zaszczycał bowiem niekiedy swą obecnością naczelnik oddziału jercewskiego, Samsonow, i z uśmiechem zadowolenia dotykał bicepsów, ramion i pleców nowo przybyłych więźniów.

Czas pracy wynosił zasadniczo we wszystkich brygadach jedenaście godzin, po wybuchu wojny rosyjsko‑niemieckiej podwyższono go jednak do dwunastu godzin. W brygadzie tragarzy na bazie żywnościowej, w której pracowałem najdłużej, nie było nawet i tych ram – praca zależała od ilości wagonów, a wagonów nie wolno było przetrzymywać, bo za każdą nadliczbową godzinę obóz płacił dyrekcji kolejowej. W praktyce więc pracowaliśmy niejednokrotnie po dwadzieścia godzin na dobę z krótkimi przerwami na posiłki.

[…]

Na krótko przed ukończeniem pracy więźniowie odnosili narzędzia do szopy i siadali kołem przy ognisku. Kilkanaście żylastych, pokrytych plastrami zakrzepłej krwi, czarnych od pracy i zbielałych jednocześnie od przemrożenia dłoni unosiło się nad płomieniem, oczy zapalały się chorobliwym blaskiem, a na zmartwiałych z bólu twarzach pełgały cienie ognia. To był koniec, koniec jeszcze jednego dnia. Jakże straszliwie ciążyły te ręce, jak kłuły w płucach lodowate igły oddechów, jak dławiły w gardle serca, jak uciskał pod żebrami pusty żołądek, jak bolały kości nóg i ramion! Na dany przez konwojentakonwojentkonwojenta znak podnosiliśmy się od ognia, niektórzy opierając się na wystruganych przy pracy kijach. Około szóstej ze wszystkich stron pustej, białej równiny ciągnęły już ku obozowi brygady niby żałobne orszaki pogrzebowe cieni, niosących na plecach swoje własne zwłoki. Idąc tak wijącymi się, krętymi ścieżkami, wyglądaliśmy jak macki olbrzymiej czarnej ośmiornicy, której łeb przebity w zonie czterema włóczniami reflektorów szczerzył ku niebu zęby połyskujących w ciemnościach okien baraków. W absolutnej ciszy wieczoru słychać było tylko skrzypienie butów na śniegu, przerywane jak świstami bata okrzykami konwojentów: prędzej, prędzej! Nie mogliśmy jednak prędzej. W milczeniu opieraliśmy się prawie o siebie, jak gdyby zrosnąwszy się można było łatwiej dotrzeć do oświetlonych już wrót obozu. Jeszcze ostatnie kilkaset metrów, jeszcze jeden wysiłek, a potem zona, łyżka, kawał chleba, prycza i samotność – upragniona, lecz jakże iluzoryczna samotność…

A przecież nie był to jeszcze koniec. Ostatnie trzysta – dwieście – sto metrów były śmiertelnym wyścigiem do bramy: brygady rewidowano na wartowni w kolejności przybycia. Bywało, że na tej samej mecie zwalił się ktoś w tłumie więźniów jak zrzucony z pleców worek. Podnosiliśmy go za ręce, aby nie opóźniać rewizji. Biada brygadzie, w której znaleziono jakiś niedozwolony przedmiot lub ukradziony ochłap. Odsuwano ją na bok i na mrozie, na śniegu rozbierano prawie do naga. Zdarzały się rewizje, które z sadystyczną powolnością ciągnęły się od siódmej do dziesiątej.

Dopiero za bramą, w zonie, był naprawdę koniec. Więźniowie przystawali na chwilę przed listą imienną dziennej poczty, rozchodzili się wolno do swoich baraków po blaszanki i ruszali na kuchnię. W zonie było już znowu ciemno jak rano, na oświetlonym pomoście przed kuchnią rosły powoli ogonki i brzęczały kociołki. Przechodziliśmy obok siebie bez słowa, jak ludzie w zadżumionym mieście. Nagle tę ciszę rozdzierał straszliwy krzyk: to wyrwano komuś u stóp pomostku kociołek z zupą.

I tak dzień po dniu – tygodniami, miesiącami, latami – bez radości, bez nadziei, bez życia.

gru Źródło: Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat. Zapiski sowieckie, Kraków 2019, s. 79–93.
Polecenie 1

Wymień cztery cechy gatunkowe świadczące o przynależności Innego świata Gustawa Herlinga‑Grudzińskiego do literatury faktu.

R1G083egABgR3
1. (Uzupełnij) 2. (Uzupełnij) 3. (Uzupełnij) 4. (Uzupełnij).
Polecenie 2

Na podstawie fragmentu Innego świata wyjaśnij, czym była praca w obozie z punktu widzenia władz, a czym – z punktu widzenia więźniów.

RsCu59LrZZscM
(Uzupełnij).
Polecenie 3

Zinterpretuj metaforę „inny świat”, odnosząc się do przykładów z utworu Herlinga‑Grudzińskiego.

R1GXlH0wz1kWo
(Uzupełnij).
Polecenie 4

Jaką postawę wobec łagru i jego więźniów przyjmuje narrator? Scharakteryzuj ją na podstawie analizy środków językowych zastosowanych w przywołanym fragmencie.

R1VkQsRJ5mO0Q
(Uzupełnij).
1
Ćwiczenie 1

Na podstawie nagrania zinterpretuj moralną wymowę zakończenia Innego świata.

R1FUYbnS1kXNs
(Uzupełnij).
1
Ćwiczenie 2

Zapoznaj się z wykładem prof. Andrzeja Franaszka. Na podstawie wiadomości z nagrania scharakteryzuj obraz świata przedstawionego w utworach Gustawa Herlinga‑Grudzińskiego i Tadeusza Borowskiego.

R1CXaCqZZ0Pqx
(Uzupełnij).
RBuHIjhVGtZKT
Film nawiązujący do treści materiału pod tytułem Świat totalitarny - wizja Tadeusza Borowskiego i Gustawa Herlinga‑Grudzińskiego.
1
Ćwiczenie 3

Na podstawie filmu oraz wiadomości z lekcji wynotuj trzy podobieństwa i trzy różnice między realiami obozowymi przedstawianymi przez Gustawa Herlinga‑Grudzińskiego i przez Tadeusza Borowskiego. Uwzględnij materialne warunki życia oraz stan psychiczny i morale więźniów.

RJEY36I22XtrE
Podobieństwa (Uzupełnij). Różnice (Uzupełnij).

Słownik

Jercewo
Jercewo

osiedle miejskie w obwodzie archangielskim, znajdował się tu jeden z radzieckich obozów pracy

konwojent
konwojent

strażnik, dozorca, który pilnował więźniów

lesopował
lesopował

(ros.) teren lasu, na którym pracował oddział więźniów – lesorubów

razwod
razwod

(ros.) apel, po którym następował wymarsz brygady do pracy

stachanowiec
stachanowiec

przodownik pracy w Związku Radzieckim i krajach komunistycznych w latach 1935–1950, stachanowcy współzawodniczyli w ilości wykonanej pracy

treska
treska

tu w znaczeniu dorsza atlantyckiego, cudzysłów oznacza, że może to być coś na podobieństwo tejże ryby

Trupiarnia
Trupiarnia

barak w sowieckim obozie pracy, w którym przebywali więźniowie niezdolni do ciężkiej pracy, nieuleczalnie chorzy i wycieńczeni, byli podzieleni na dwie grupy – „aktirowkę”, do której należeli więźniowie w ogóle niezdolni do pracy, i „słabosiłkę”, tworzoną przez ludzi przeznaczonych do lekkich robót pomocniczych

zona
zona

strefa, wydzielony obszar z określonej przestrzeni