Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
Polecenie 1
Przeanalizuj fragmenty znajdujące się w opisie mapy świata, na której oznaczono kierunki podróży polskich reporterów podróżników. Zwróć uwagę na zawarte w cytowanych fragmentach opisy. Określ ich funkcje w tekście.
Przeanalizuj fragmenty znajdujące się w opisie mapy świata, na której oznaczono kierunki podróży polskich reporterów podróżników. Zwróć uwagę na zawarte w cytowanych fragmentach opisy. Określ ich funkcje w tekście.
R1eitov6vhGH6
(Uzupełnij).
R1ewNMfsbZs9m1
Mapa interaktywna prezentuje fizyczną mapę świata, na której zaznaczone są wszystkie kontynenty. Opis: 1. Polska. Zdjęcie prezentuje kościół i stojący nieopodal niego budynek. Raszyn Źródło: Wojciech Domagała, Wikimedia Commons, CC BY 3.0. Władysław Reymont Pielgrzymka do Jasnej Góry Raszyn (pierwszy przystanek) Kilka murowanych i srodze nadwerężonych domów, kościół, ogromna karczma, a z lewej strony masa drzew parku i stawy o modrych zwierciadłach stanowią wszystko. Kościół, tak ciasny przy naszej ilości, że nawet się nie staram dostać do wnętrza i obejrzeć. Trzy czwarte kompanii rozłożyły się przed karczmą i na szosie popasać. W karczmie tłok, a zaraz przy wejściu rzuca mi się w oczy taka scena: O stół oparty, siedzi jeden z braci i zaczerwienionemi oczyma patrzy w sufit, a przed nim stoi drugi brat, chłop stary, o kędzierzawej czuprynie i rysach twarzy, jakby wyciosanych siekierą. Rudawą kapotę ma ściśniętą zielonym, wełnianym pasem, nogi w skórzniach, różaniec z mosiężnym krzyżem na szyi i obrazek w ręku. Odmuchuje oczy siedzącego, dotyka się ich palcami, robi jakieś pasy magnetyzerskie wdłuż twarzy i wpoprzek oczu, ślini je i rozciera, muska obrazkiem; następnie, kładzie dwie poślinione słomki razem z obrazkiem na jakąś skorupę i zapala. Okadzając tym dymem, chore oczy, szepcze półgłosem zaklęcia i modlitwy o uzdrowienie (...). Źródło: Władysław Reymont, Pielgrzymka do Jasnej Góry, dostępny w internecie https://pl.wikisource.org/wiki/Pielgrzymka_do_Jasnej_G%C3%B3ry_(Reymont,_1917) [data dostępu 01.02.21]. Zdjęcie przedstawia portret dojrzałego mężczyzny z brodą hiszpanką, ubranego w garnitur. Mieczysław Jakimowicz, Portret Władysława Reymonta, 1909 r. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna. 2. Irak. Zdjęcie przedstawia panoramę Bagdadu. Bagdad Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna. Ferdynand Ossendowski Gasnące ognie W Bagdadzie nikt już nie pamięta imienia wspaniałego Haruna al-Raszida, za to wszyscy wiedzą, że nad Irakiem szczęśliwie panuje król Feisal, którego po cichu nazywają pachołkiem sira Arnolda Wilsona, wszechpotężnego rezydenta Wielkiej Brytanji... Księżyc jednak nic sobie z tego nie robi, świeci jak przed wiekami nad Bagdadem i przegląda się w Tygrysie. Ktoś, niewidzialny w mroku, płynie przez rzekę i głośno, radośnie pokrzykuje. Dzwoni pod mostem wartki, mętny prąd i pluska wiosło, poruszając spóźnioną felukę rybacką. Z wąskich, zwykle gwarnych uliczek leniwie wypływają stłumione głosy kupców i mdła woń oliwy, warzonej z pieprzem, imbirem i szafranem. Wszystko, co żyje, o tej godzinie posila się obficie po znojnym, nieznośnie upalnym dniu.  Niedaleko od medrese, gdzie niegdyś mądry Harun-Al-Raszid nawoływał wiernych do nauki, cnót i czystości obyczajów, wznosi się mała, kopulasta „kubba“, ukrywająca we wnętrzu grobowiec świętego i mądrego „alema“. Jakiś żebrak, skomlący o jałmużnę i bez wytchnienia powtarzający wszystkie tytuły Allaha, wyciąga pomarszczoną rękę i, zaglądając w oczy przechodnia, szepce przenikliwie:  — Na świętego Abd-Gilani! Cudzoziemcze, daj mi rupję, a pokażę ci coś, czego nikt w Bagdadzie od dnia jego założenia przez potężnego kalifa Almanzara nie widział! Na Allaha! Mówię prawdę i wiem, że dostanę drugą rupję… Źródło: Ferdynand Ossendowski, Gasnące ognie, Warszawa 1931, dostępny w internecie: https://pl.wikisource.org/wiki/Gasn%C4%85ce_ognie/Rozdzia%C5%82_XVIII [dostęp: 02.02.21]. Zdjęcie przedstawia dojrzałego mężczyznę o owalnej twarzy. Mężczyzna ma krótko ostrzyżone włosy. Ubrany jest w garnitur, koszulę i muchę. Ferdynand Ossendowski, przed 1939 r. Źródło: NAC, domena publiczna. 3. USA (okolice Los Angeles). Zdjęcie przedstawia plażę nad morzem o zachodzie słońca. W tle widać karuzelę. Santa Monica Źródło: GillyBerlin, Wikimedia Commons, CC BY 2.0. Melchior Wańkowicz Królik i oceany Tak musieli się czuć pierwsi rodzice wygnani z raju, jak my opuszczający Fundację po czteromiesięcznym pobycie. Zapachniała – jak Adamowi i Ewie – swoboda włóczęgi. Jaki był ich pierwszy nocleg? Pod jakim przykucnęli krzakiem? My – dobrnęliśmy do Santa Monica, miasteczka nad Pacyfikiem, odległego o 20 mil, do którego z Fundacji jeździliśmy niemal co dzień na pocztę i po sprawunki. Byliśmy wreszcie na swoim garnuszku. Wzięliśmy numer w skromnym hoteliku, zjedliśmy obiadek, popiwszy winkiem (aha, tego nie było w Fundacji) i poszliśmy na spacer. Pieszo na spacer! Na rynku wielkie widowisko: młodzież szkolna odstawia tańce indiańskie. Malowane twarze, tomahawki, pióra, kostiumy – wszystko zdradza umiejętne kierownictwo nauczycieli–etnografów. Pełen ekspresji jest taniec orła i myśliwego z tomahawkiem. Taniec kończy się pantomimą umierającego ptaka. Potem kilkoletnie maleńtasy przebrane po indiańsku, z dzwonkami na nogach, tańczą taniec z obręczami, który przypomina mi wykryty pod Stołpcami relikt białoruski – taniec między położonymi na krzyż drewienkami. Towarzyszy drumla o drążącym werblu. Z dziwnym uczuciem patrzę na ten powszechny kult tradycji indiańskich. Przypomina mi to Hitlerjugend tańczącą tańce mazurskie i odgrzebującą mazurskie motywy. Prochy ludów wytępionych nie straszą. Szliśmy ku oceanowi. Potoki, strumienie, lawiny kwiatów zlewały się ze zboczy górskich w Santa Monica. Po niebie odrzutowce kreśliły srebrne arabeski, długo stojące w lazurze. Może dla tych wrzaskliwych Amerykaniąt, roztrącających nas na hulajnogach, będą słodkim wspomnieniem dzieciństwa, jak dla nas słupy dymów stojących w mróz nad strzechami. Zdjęcie przedstawia dojrzałego mężczyznę w sportowym stroju. Mężczyzna stoi na tle masywu górskiego. Na szyi mężczyzny wiszą dwa aparaty fotograficzne. Źródło: Melchior Wańkowicz, Królik i oceany. 6 Melchior Wańkowicz, Monte Cassino, maj 1944 r. Źródło: NAC, domena publiczna. 4. Ghana. Zdjęcie przedstawia zatłoczoną ulicę Ghany. Ghana Źródło: Muntaka Chasant, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0. Ryszard Kapuściński Heban Początek, zderzenie, Ghana ‘58 Przede wszystkim rzuca się w oczy światło. Wszędzie – światło. Wszędzie – jasno. Wszędzie – słońce. Jeszcze wczoraj, ociekający deszczem, jesienny Londyn. Ociekający deszczem samolot. Zimny wiatr i ciemność. A tu, od rana całe lotnisko w słońcu, my wszyscy – w słońcu. Dawniej, kiedy ludzie wędrowali przez świat pieszo, jechali na wierzchowcach albo płynęli statkami, podróż przyzwyczajała ich do zmiany. Obrazy ziemi przesuwały się przed ich oczami wolno, scena świata obracała się ledwie-ledwie. Podróż trwała tygodniami, miesiącami. Człowiek miał czas, żeby zżyć się z innym otoczeniem, z nowym krajobrazem. Klimat też zmieniał się etapami, stopniowo. Nim podróżnik dotarł z chłodnej Europy do rozpalonego równika, miał już za sobą przyjemne ciepło Las Palmas, upały El-Mahary i piekło Zielonego Przylądka. Dzisiaj nic nie zostało z tych gradacji! Samolot gwałtownie wyrywa nas ze śniegu i mrozu i jeszcze tego samego dnia rzuca w rozpaloną otchłań tropiku. Nagle, ledwie przetarliśmy oczy, jesteśmy wewnątrz wilgotnego piekła. Od razu zaczynamy się pocić. Jeżeli przylecieliśmy z Europy zimą - zrzucamy palta, zdejmujemy swetry. To pierwszy gest inicjacji nas, ludzi Północy, po przybyciu do Afryki. Źródło: Ryszard Kapuściński, Heban, Warszawa 1998, s. 7. Zdjęcie przedstawia dojrzałego mężczyznę w garniturze. Mężczyzna uśmiecha się. Ryszard Kapuściński, 1997 r. Źródło: Mariusz Kubik, http://www.mariuszkubik.pl, CC BY 2.5. 5. Rosja. Zdjęcie przedstawia panoramę Wysp Sołowieckich. Rosja, Wyspy Sołowieckie Źródło: Алексей Задонский, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0. Mariusz Wilk Wilczy notes Czytelnik spyta, dlaczego Sołowki wybrałem? Co sprawiło, że usiadłem na Wyspach, jak na wieży obserwacyjnej, i patrzę stąd na Rosję, na świat? (...) Na Sołowkach widać Rosję, jak w kropli wody - morze. Bo Wyspy Sołowieckie to esencja i antycypacja Rosji zarazem; to od wieków centrum prawosławia i potężny ośrodek ruskiej państwowości na Północy. Tu, w sołowieckim klasztorze, w jego celach i kazamatach zapisywano dzieje Rosji całymi stuleciami: na pergaminach latopisów i na kartach historii, zmieniając oblicze kraju i łamiąc charaktery inaczej myślących, przystosowując rośliny do warunków polarnych i ludzi do pracy na uwięzi. Tutaj wypróbowywano nowinki techniczne i wcielano w życie nowe utopie społeczne, tu zbudowano pierwszą elektrownię wodną w Rosji i monumentalną ścianę z kamieni, grubszą od murów moskiewskiego Kremla. Źródło: Mariusz Wilk, Wilczy notes, Warszawa 2007, s. 13–17. Zdjęcie przedstawia dojrzałego mężczyznę siedzącego w fotelu. Mężczyzna pije sok ze szklanki. Mariusz Wilk, 2006 r. Źródło: Mariusz Kubik, http://www.mariuszkubik.pl, CC BY 2.5. 6. Islandia. Zdjęcie przedstawia nadmorski krajobraz. Brzeg morza jest skalisty, w oddali widać ośnieżone szczyty gór. Islandia Źródło: Pixabay, CC0. Berenika Lenard, Piotr Mikołajczyk Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii. Islandia pełna jest muzyki. Wiatr zmienia tu dźwięk w wiersz bez rymów i rytmu. Ziemia pulsuje. Gęste chmury kłębią się niespokojnie nad głową, ocean szumi jednostajnie, budząc grozę i zachwyt. Podobno tutejsze kamienie szepczą. Nawet w ciszy, bezwietrznej i z pozoru martwej, słychać wyraźnie, że nie jesteśmy tu sami. Lawa obok wulkanu jest wciąż młoda, choć wydaje się starsza niż wszystko, co widziało się wcześniej. Trzydzieści kilometrów od Reykjavíku nad kilkumetrową szczeliną przerzucono niewielki mostek. Od przewodnika dowiadujemy się, że gdybyśmy mogli w tym miejscu przeniknąć w głąb ziemi, znaleźlibyśmy się w punkcie styku dwóch płyt kontynentalnych – Europy i Ameryki. Kilka minut spaceru w stronę trzech wzgórz i wchodzimy do windy, która zjeżdża w czeluść wulkanu. Szalejący na zewnątrz sztorm byłby tu ledwo słyszalny. Spadające krople, echo i różnobarwna magma tworzą niezwykłą symfonię, w której można się zatopić na długie minuty. Źródło: Berenika Lenard, Piotr Mikołajczyk, Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii, Kraków 2017, s. 7–8. 7. RPA. Zdjęcie przedstawia koryto rzeki płynące między masywami górskimi. RPA, Kanion rzeki Blyde Źródło: Javier Puig Ochoa, Wikimedia Commons, CC BY 3.0. Martyna Wojciechowska Kobieta na krańcu świata 2 Mija szósta godzina, odkąd wyjechaliśmy z Johannesburga, zaczyna się ściemniać. Gładka jak stół droga właśnie przecina kanion rzeki Blyde. Boże, co za widok! Z piskiem opon zatrzymujemy się na poboczu. Ściany tego fenomenu natury zbudowane są z czerwonych piaskowców i dolomitów. Ciągną się przez ponad 20 kilometrów i opadają na 800, a miejscami więcej metrów. Te wymiary zadecydowały, że kanion zajął trzecią lokatę na liście największych na świecie. Ale nie tylko dlatego zasługuje na wyróżnienie. Wszystko w nim jest spektakularne. Od kształtów, w które układają się skały, po otulającą go roślinność. To chyba jeden z najbardziej zielonych kanionów na kuli ziemskiej. Tyle cudów natury już widziałam, a wciąż gdzieś odkrywam nowe zachwycające miejsca... Jeszcze długo nasi operatorzy filmują zachód słońca, a ja karmię oczy. Kocham Afrykę Południową i jeśli kiedyś miałabym zamieszkać gdzieś poza Polską, to właśnie tu. Klimat, pyszne wino, ludzie – wszystko mi odpowiada. Ale najbardziej fascynują mnie niezmierzone przestrzenie, które kojarzą mi się z rajem, i dzikie zwierzęta. W RPA można spotkać trójkę największych ssaków, czyli słonia, nosorożca białego i hipopotama, a także najwyższe zwierzę, czyli żyrafę, najszybsze – geparda, oraz najmniejszego ssaka na świecie – ryjówkę malutką. Zresztą dla mnie wszystko tu jest „naj”. Źródło: Martyna Wojciechowska, Kobieta na krańcu świata 2, Warszawa 2011. Zdjęcie przedstawia młodą, uśmiechniętą kobietę w kombinezonie sportowym. Martyna Wojciechowska, 2009 r. Źródło: Kontrola, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0. 8. Brazylia. Zdjęcie przedstawia wzgórze nad brzegiem oceanu. Na wzgórzu widać gęstą zabudowę mieszkalną. Brazylia, Fawele w Rio de Janeiro Źródło: Jeff Belmonte, Flickr, CC BY 2.0. Artur Domosławski. Gorączka latynoamerykańska Zjechaliśmy z autostrady prowadzącej do międzynarodowego lotniska na Wyspie Gubernatorów. Widok za oknami samochodów zaczynał się psuć. Jeszcze przed chwilą błękit morza, zieleń palm, świecąca jasność piasku. A teraz – coraz brudniejsze uliczki, obdrapane budynki, coraz więcej obdartych dzieci. Zmiana, choć szokująca, następowała łagodnie, bo w Rio granica między światem dobrych dzielnic a światem nędzy jest nieostra. Czasem favele, tak jak Maré, są zbudowane u podnóża wzgórz, a od rajskich widoków bogatych dzielnic oddziela je bufor gorszych, choć jeszcze nie przerażająco nędznych osiedli. Nim człowiek trafi do piekieł, zdąży się oswoić z brzydotą, brudem, słodkawym odorem. Miałem spocone i, mimo upału, zimne dłonie. Wiedziałem, że obcemu nie wolno wejść do faveli. – Jesteś z nami – uspokajał w samochodzie Eucrezio, młody nauczyciel z Viva Rio, filozof, miłośnik Heideggera. Obcy w faveli. Obcy to szpieg policji albo konkurencyjnego gangu. To intruz, który przyszedł węszyć, i któremu trzeba uciąć nos. Źródło: Artur Domosławski, Gorączka latynoamerykańska, Warszawa 2014, s. 245–246. Zdjęcie przedstawia dojrzałego, siwowłosego mężczyznę w okularach. Mężczyzna mówi do mikrofonu, uśmiecha się. Artur Domosławski, 2015 r. Źródło: Fundacja Dobrego Odbioru, Wikimedia Commons, CC BY 3.0. 9. Japonia Zdjęcie przedstawia ulicę w Tokio. Widać bardzo liczne neony na ścianach budynków, ulicą idą tłumy ludzi. Tokijska ulica w nocy Źródło: Pixabay, domena publiczna Joanna Bator Rekin z parku Yoyogi Jesień 2010 roku była jeszcze bardziej świetlista i jasna, niż bywa na ogół w Tokio. Liście miłorzębów długo pozostawały zielone i w końcu niepostrzeżenie, niemal z dnia na dzień, potężne drzewo koło mojego domu stanęło w jaskrawożółtych płomieniach, a najlżejszy podmuch wiatru sprawiał, że sypało iskrami. Starsze panie w białych płóciennych kapeluszach i fartuchach, przygarbione, pałąkonogie i niewielkie jak skrzaty, co ranka z wielką zaciętością zamiatały chodnik, ale zaraz po ich odejściu pokrywała go warstwa liści o sercowatym kształcie. (...)Wszystko wydawało mi się już znajome i oswojone, a katastrofa przyszła znienacka, mimo iż od dawna przepowiadano, że prędzej czy później musi się zdarzyć. Tokijskie wieżowce na Shinjuku nagle stały się giętkie, jakby zbudowano je z organicznej substancji, a nie z betonu, szkła i stali, podobne rozkołysanym ukwiałom, a ludzie rozpierzchli się między nimi jak ławice ryb w zmąconej wodzie. Źródło: Joanna Bator, Rekin z parku Yoyogi, Warszawa 2018. Zdjęcie przedstawia młodą, długowłosą kobietę. Joanna Bator na targach książki w Dortmundzie w 2012 r. Źródło: Hartmut Salmen Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0.
Źródło: Pixabay, Pixabay, domena publiczna.
Polecenie 2
Zapoznaj się z fragmentami reportaży zamieszczonymi na mapie świata. Scharakteryzuj sposób ujawniania się w nich postaci reportera.
Zapoznaj się z fragmentami reportaży zamieszczonymi na mapie świata. Scharakteryzuj sposób ujawniania się w nich postaci reportera.
RflzQJGD13Qs1
(Uzupełnij).