Jedno z szaleństw panny Ewy
Kornel Makuszyński
Jeden z najbardziej popularnych polskich pisarzy dla dzieci. Jest autorem wielu znanych powieści, często ekranizowanych: „Szatan z siódmej klasy”, „Panna z mokrą głową”, „Awantura o Basię”, „Szaleństwa panny Ewy”, „Przyjaciel wesołego diabła”, „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, „Przygody Koziołka Matołka”.
Przeczytajcie biogram Kornela Makuszyńskiego. Porozmawiajcie, o czym informują tytuły jego książek. Jeśli ich nie znacie, wyobraźcie sobie, kim są i jacy są ich tytułowi bohaterowie.
Przeczytaj fragment książki Kornela Makuszyńskiego pt. „Szaleństwa panny Ewy” i naszkicuj opisany w nim obraz. Porównaj swój szkic z pracami innych uczniów i uczennic. Są takie same czy różne? Z czego wynikają różnice?
Ależ tam są moje obrazy!– Chodźmy na górę! – rzekł niespodziewanie Jerzy. – Ale, ale... Czy Ewcia jest gotowa na śmierć?
– Na śmierć? Czemu?
– Bo teraz pójdziemy do mojej pracowni. Ha! Zdarzało się czasem, że człowiek, który tam wszedł niespodzianie, dostawał pomieszania zmysłów najmniej na trzy dni. Pani się nie boi?
– Nic a nic! – zaśmiała się Ewa.
– Ależ tam są moje obrazy!
– Tym chętniej tam pójdę.
– Dziewczyno! – mówił Jerzy ponuro. – Wszelka odwaga ma swoje granice. Czy pani wie, dlaczego dookoła nas różne opryszki kradną róże, a u nas nigdy?
– Bo zapewne w ogrodzie jest pies!
– Nie ma żadnego psa. Natomiast moja genialna matka wpadła na genialny pomysł i na cały dzień wystawia w ogrodzie dwa albo trzy moje obrazy. Złodziej przełazi przez ogrodzenie, spojrzy i jakby w niego piorun trzasnął. Potem ucieka, nie mogąc znieść przeraźliwego widoku. W nocy jest gorzej, bo obrazu nie widać i wtedy ja czasem wychodzę do ogrodu i muszę szczekać na rozmaite głosy.
– O, jaki pan jest zabawny! – śmiała się Ewcia. – Chodźmy czym prędzej do pracowni.
– Dobrze, ale jeśli pani postrada zmysły, będzie się pani musiała leczyć na koszt własny. Proszę uważać, bo tu schody są tak strome jak drabina Jakuba, co wiodła do nieba. Raz zaprosiłem jednego krytyka, który napisał, że gdyby krowa malowała ogonem, byłaby wobec mnie RafaelemRafaelem. Krytyk miał bardzo krótki wzrok, więc miałem nadzieję, że na tych schodach zrobi sobie jakąś krzywdę. I nic sobie nie zrobił! Potem napisał, że niebacznie obraził nie mnie, lecz krowę, która jest zwierzęciem dobrotliwym i nikomu nie czyni krzywdy malowaniem. Tutaj jest moja pracownia...
Otworzył drzwi bardzo powoli, jakby z namysłem, i rzekł cicho:
– Proszę, niech Ewcia wejdzie...
Ewcia odniosła niespodziane wrażenie, że to zgoła inny człowiek. Wesołość jego zgasła jak nagle zdmuchnięta lampa. Hałaśliwy przed chwilą i mocno stąpający, wchodził do pracowni ściszonymi krokami. I jej się udzielił ten nastrój. Nie widziała nigdy w życiu malarskiej pracowni. Pewnie taki sam pokój jak inny, tylko z większymi oknami.
Gdy weszła, przystanęła zdumiona. Pracownia była niewielka, a jedną całą ścianę miała ze szkła, tak zaś była zatłoczona, że trudno się w niej było poruszać. Na honorowym miejscu sterczała zabrudzona paka, a na pace rozkraczony fotelrozkraczony fotel. Na ścianach obrazy bez ram, pod ścianami dziesiątki obrazów. Ostra woń farb, oleju i terpentynyterpentyny przesycała powietrze.
– Śliczna pracownia, nieprawda? – rzekł cicho malarz.
Ewcia pomyślawszy, że ten człowiek kpi albo pyta o drogę do zakładu obłąkanych, spojrzała na niego, lecz ujrzawszy na jego twarzy szczęśliwy uśmiech cichego zachwytu, pojęła, że nigdy nie mówił poważniej.
– Trochę tu jakoś... – mówiła niepewnie. – Trochę nieporządku...
– A ja bym tego śmietnika – odrzekł on z roztkliwieniem – nie oddał za wszystkie pałace świata.
– A może by okno... Może by otworzyć...
– Po co?
– Bo tu czuć terpentynę.
– No to co? Róże nie pachną piękniej...
Mówiąc to, zaśmiał się niskim, bulgocącym śmiechem, najwyraźniej szczęśliwym.
– A czy pan mi pokaże swoje obrazy?
– Jeśli pani to zniesie... – rzekł ściszonym głosem. – Niech się Ewcia wygramoli na tę pakę i usiądzie w fotelu. Tylko proszę się bardzo nie wiercić, gdyż podstawa jest chwiejna i grozi skręceniem karku.
Malarz był wyraźnie poruszony. Znowu zaczął nadrabiać humorem, lecz widać było, że jest przejęty; wprawdzie na pace siedział tylko podlotekpodlotek z zadartym nosem, znający się na malarstwie tyle co kura na pieprzu, lecz malarzowi było wszystko jedno. Każdy widz byłby go napełnił niezrozumiałą trwogą. Wyszukał pod ścianą jakieś płótno i ustawił w świetle.
– Boże, jakie to śliczne! – wykrzyknęła Ewcia.
Na płótnie namalowana była jedna jedyna gałąź brzozy, skręcona jakby w bólu. Wichry taki nadały jej kształt, że przypominała ramię harfy, a długie gałązki spływały ku dołowi jak struny. Listki zaznaczone były tak delikatnie, jakby tylko muśnięciem. Całe płótno było srebrzyste, jak gdyby światło z niewidzialnego lało się księżyca.
Teraz już Jerzy się nie ociągał i nie czynił gadanych wstępów. W milczeniu, poważnym i skupionym, wybierał ze sterty płócien te, które mu się wydały godnymi „publicznego” pokazu. Wypatrzywszy w ścianie potężny hak, zawieszał na nim obrazy, jeden po drugim. Za każdym razem Ewa pokrzykiwała, gorąco sławiąc wschody i zachody, góry, lasy i wodę. Patrzyła w oszołomionym zdumieniu na te kolorowe bogactwa. Jedynym obrazem, jaki widziała w ostatnim czasie, było malowidło w domu pani Szymbartowej, wyobrażające bardzo czerwony, sosnowy las, po którym przechadzały się sarny, serdecznie zdumione widokiem ogromnych jak damskie kapelusze, nakrapianych muchomorów. Teraz zaczęły przed jej zdumionymi oczami kłębić się tęcze, perliły się świty i czerwieniły się zachody.
Pokaz trwał już chyba całą godzinę. W pracowni było gorąco i duszno. Jerzy począł grzebać w nowej stercie. W pewnej chwili twarz mu się rozjaśniła. Dźwignął wielkie płótno i z nie byle jakim trudem zawiesił je na haku.
– Niech Ewcia patrzy! – rzekł z dumą.
Ponieważ Ewcia nie odpowiedziała na wezwanie cienkim okrzykiem grubego zachwytu, Jerzy spojrzał w jej stronę.
Ewa spała.
Omówcie zachowanie bohaterów tekstu „Ależ tam są moje obrazy!”. Zacytujcie odpowiednie fragmenty. Uwzględnijcie:
sposób, w jaki Jerzy ostrzegał Ewę przed wejściem do pracowni;
wygląd pracowni Jerzego i jej ocenę wyrażoną przez Ewę i przez Jerzego;
zmianę w zachowaniu Jerzego po wejściu do pracowni;
ocenę obrazów wyrażoną przez Ewę i ich autora Jerzego.
Odszukajcie fragmenty, w których Jerzy mówi o swoich obrazach. Jak myślicie, dlaczego w ten sposób je ocenia? Czy rzeczywiście tak myśli? Podyskutujcie o tym w klasie.
Wyjaśnij znaczenie podanych związków frazeologicznych. Zapisz wyjaśnienia tutaj lub w zeszycie. Odszukaj je w tekście i powiedz, kto i w jakiej sytuacji je wypowiedział.
znać się jak kura na pieprzu,
kpisz, czy o drogę pytasz,
jakby w niego piorun trzasnął,
nadrabiać humorem.
Dobierzcie się w pary - wcielcie się w role Ewy i Jerzego. Ułóżcie dialog, który mógł mieć miejsce po przebudzeniu się Ewy.
Odegrajcie scenkę na podstawie ułożonego dialogu.
W pracowni malarza
Opisz pomieszczenie pokazane na obrazie Adriaena van OstadeAdriaena van Ostade. Możesz wykorzystać podane słownictwo.
z lewej strony
w centrum
z tyłu
z boku
przed
za
u góry
w głębi
sztaluga
fotel
farby
obraz
model
szkice
odlew gipsowy
płótno
stołek
paleta
zasłona
rama
teczka
schody
podłoga
sufit
belki
okno
znajduje się
leży
stoi
porozrzucane
rozsypane
pada
wisi
rzucone
twórczy nieład
bałagan
nieporządek
rozgardiasz
brud
bieda
ubóstwo
Opisz postać przedstawioną na obrazie: ubiór, postawę ciała, gest, zajęcie. Swój tekst zapisz tutaj lub w zeszycie.
Wyobraź sobie, że znajdujesz się w pomieszczeniu przedstawionym na obrazie. Opisz swoje odczucia.
Jak rozumiesz anegdotę? Wyjaśnij.
Pewien bankier poprosił Verneta o jakiś rysunek. Malarz w pięć minut zrobił niewielki rysunek i powiedział:
– To będzie kosztować 1000 franków.
– Jak to, 1000 franków za rysunek, na który stracił pan tylko pięć minut?!
– Tak – odpowiedział Vernet – ale ja straciłem 30 lat życia, żeby nauczyć się robić takie rysunki w ciągu pięciu minut.