Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

Rodzina i siedziba ziemiaństwa pozostają w ścisłym związku. Nie ma architektury bez ludzi, którzy wypełniają i zagospodarowują przestrzeń. Dzięki więzom krwi dom staje się ważny dla całej familii, a miejscu patronuje genius locigenius locigenius loci. W ten sposób tworzy się tradycja najpierw rodzinna, potem rodowa, a na końcu narodowa, utrwalana na przestrzeni wieków przez mieszkańców siedziby. Obcowanie we własnym gronie, ale też goszczenie przybyszów oparte są zawsze na utrwalonych tradycją rytuałach. Mieszkańcy domostwa mają wyznaczone obowiązki i powinności oraz spełniają przypisaną im rolę. Cezary Baryka, bohater Przedwiośnia Stefana Żeromskiego, trafia z centrum świata wojny do idyllicznego miejsca na peryferiach. Długo pozostaje pod jego urokiem.

RK2S26E5YZsae1
Dwór w Koszutach
Źródło: Kanciata, Wikimedia Commons, licencja: CC BY-SA 3.0.
genius loci
ineksprymable
Stefan Żeromski Przedwiośnie

– Widzisz, Czaruś, te światła?
– Widzę.
– No, bracie, ciesz się! Niech cię wszyscy diabli! Ciesz się, mówię! To Nawłoć!

Cezary doświadczył właśnie pewnego niepokoju. Czegoś się wstydził i niezgodnie ze swą naturą, czegoś trwożył i lękał. Konie wbiegły na szeroki dziedziniec i stanęły przed gankiem. Na tym ganku, rzęsiście oświetlonym, słychać było zmięszany gwar licznych głosów męskich i kobiecych, które wywoływały imię.

– Hipolit! Hipek! Hipcio! Hipeczek! Hip!

Wielosławski ściągnięty został ze swego siedzenia przez liczne ręce i znalazł się w ich objęciach. Cezary, pozostawiony samemu sobie, złaził z wolna z siedzenia. Ale o nim nie zapomniano. Wnet wstępował po szerokich i wspaniałych, aczkolwiek dziwnie ruchomych stopniach schodów na obszerny ganek, winem dzikim obrośnięty. W świetle lamp i świec migały mu przed oczyma rozmaite postacie: dama starsza wysoka, o ruchach zamaszystych i pełnych władczego majestatu; panna blondynka ze ślicznymi niebieskimi oczami; młody ksiądz; stary pan z czarnymi, obwisłymi wąsami...

Hipolit przedstawił Barykę zebranym na ganku. Ten kłaniał się wielekroć, całował rękę damy starszej, jak się okazało, matki Hipolita, podawał rękę do uścisku młodemu księdzu, jak się okazało, przyrodniemu bratu Hipolita, młodej pannie, Karolinie Szarłatowiczównie, jego siostrze ciotecznej, oraz starszemu panu, wujowi Skalnickiemu. Wszyscy bardzo przychylnie witali „tego” Barykę, przypatrywali mu się z ciekawością, jak na „wyższe” towarzystwo dość prowincjonalną, a nawet zaściankową. Cezary robił swobodnego i światowca, choć wspomnienie o powalanych ineksprymablachineksprymableineksprymablach i zrujnowanym kapeluszu stawało mu na przeszkodzie w zadawaniu szyku. Rozmowa była tak chaotyczna, że nic nie można było zrozumieć. Ten sobie mówił i tamten sobie mówił, pełno było radości i krzyku. Wszyscy naraz zadawali pytania i nie czekając na odpowiedź zadawali nowe. Nic dziwnego: podpora rodu, syn najstarszy wracał z wojny cały i zdrowy, tęgi i opalony, jakby jeździł na polowanie w sąsiedztwo. [...]

Gdy zajęto miejsca przy stole, a przybył jeszcze rządca, pan Turzycki, oraz dwie ciocie podstarzałe, jedna wdowa – Aniela, a druga stara panna – Wiktoria – gwar się stał nie byle jaki. Stary służący Maciejunio ledwie mógł nadążyć z odkorkowywaniem. Nawet mu źle szło z tymi korkami. Musiał mu sam panicz, „Jaśnie‑Hipcio”, pomagać, co doprowadziło za dużą szafą kredensową do tajemniczego zrujnowania hierarchii – po prostu do uścisków serdecznych Jaśnie‑Hipcia z prastarym Maciejuniem.

Cezary pił, co mu nalewano, i jadł, co nakładano na talerz. Wszyscy na niego patrzyli z radością, niemal z miłością. Tu stary Maciejunio – tak gruby i napęczniały w swym fraczku obcisłym, że robił wrażenie beznadziejnie chorego na wodną puchlinę, gdyby nie doskonała cera czerstwego oblicza – nachylał się z takim uśmiechem, jakby i tego obcego „jaśnie panicza” chciał ucałować jak swego – mrugał oczami i robił miny, żeby wybrać tę starą, omszałą flachę, oplecioną w tatarak, którą trzymał w swej prawej ręce. Tam dwie ciocie, Aniela i Wiktoria, jedna przez drugą, nachylały się ku niemu i kazały opowiadać sobie o matce – „wszystko–wszystko!” – a gdy się na dobre rozgadał i mówił wszystko, to jednej, to drugiej łzy najszczersze z oczu kap‑kap‑kap! Pan Gajowiec – dobrze! Ale skądże – u licha? – te dwie damule? A przecież były to łzy prawdziwe, jakby krewnych, jakby sióstr dalekich a nieznanych, które się nad dolą jego drogiej matki użalały. Tam wujcio Michaś coś mu chce powiedzieć, coś sekretnego, nowego, a ważniejszego ponad wszystko. Zaczyna i nie może skończyć, bo mu wszyscy przeszkadzają. Spiknęli się, żeby przeszkadzać. Więc się irytuje, targa wąsy i przewraca dziko oczyma.

Na dobitkę jeszcze Wojciunio! Już od dziesięciu minut lokaj Maciejunio z cicha prosi panią dziedziczkę, no i jaśnie panicza, że oto Wojciunio nie może wytrzymać i strasznie błaga, żeby mógł spojrzeć na panicza. No, więc wołać go w drodze łaski! Drzwi się uchylają i staje w nich Wojciunio, kucharz równie stary, jak lokaj Maciejunio. Kucharz jest jąkałą, znanym na cały powiat. Nic nie może powiedzieć, tylko zdejmuje swą białą czapkę i śmieje się starym, radosnym śmiechem, przypominającym końskie rżenie. Macha do paniczka Hipcia białymi rękami, coś mu pokazuje na migi. Hipolit mu na migi odpowiada i oba chichocą ze szczęścia. Kucharz zamyka drzwi z należnym uszanowaniem, dziękując za łaskę. Ale i zza drzwi słychać jeszcze jego śmiech i bełkot radosny.

1 Źródło: Stefan Żeromski, Przedwiośnie, Gdańsk 2013, s. 85–91.

Słownik

archetyp
archetyp

(gr. arche – początek, typos – typ) – pierwowzór jakiejś postaci, zdarzenia, motywu wspólny wszystkim ludziom; określa wyobrażenia o świecie, przeżycia religijne, zachowania społeczne. Objawia się niezależnie od intencji twórcy w mitach, rytuałach, symbolach obecnych w sztuce. Archetyp pozostaje w ścisłym związku z toposemtopostoposem, oba są dziedziczone z pokolenia na pokolenie i dzięki temu skrycie oddziałują na ludzkie wyobrażenia oraz kierują ludzkimi zachowaniami. Termin wywodzi się z  psychoanalitycznej teorii C. G. Junga.

polski dwór szlachecki
polski dwór szlachecki

wiejski dom mieszkalny szlachty polskiej. Stare dwory szlacheckie znajdują się głównie na obszarze dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów (obecnie w Polsce, na Litwie, na Łotwie, na Białorusi, na Ukrainie oraz w zachodniej Rosji). Funkcjonowały czynnie od okresu renesansu do lat 20. XX wieku. Współcześnie jest wiele nawiązań do architektury dworkowej

sielanka
sielanka

(inaczej: bukolika, idylla, ekloga, pasterka, skotopaska) – gatunek literacki obejmujący utwory przedstawiające w sposób wyidealizowany uroki życia wiejskiego, mające postać lirycznego monologu lub dialogu, ale realizowane też w postaci narracyjnej lub dramatycznej. Piewcą sielskiego życia był Jan Kochanowski w Pieśni świętojańskiej o Sobótce

topos
topos

(gr. tópos koinós, łac. locus communis – miejsce wspólne) ––powtarzający się motyw, występujący w obrębie literatury i sztuki zbudowany na fundamencie dwu wielkich tradycji śródziemnomorskich: antycznej i biblijno‑chrześcijańskiej. Wskazuje na jedność, ciągłość kulturową danego kontynentu czy na istnienie pierwotnych wzorców myślenia człowieka. Topos budowany jest na zasadzie obrazu mającego na celu opis jakiejś sytuacji (topos tonącego okrętu w Kazaniach Skargi)

topos odwrócony
topos odwrócony

odwołanie się do definicji toposu (motywu, tematu, archetypuarchetyparchetypu) i ukazanie obrazu skrajnie odmiennego. Zamiast pozytywnych skojarzeń wynikających z utrwalonej tradycji postrzegane zostają negatywne lub odmienne aspekty związane z daną tradycją. Przykładem zastosowania toposu odwróconego jest wiersz Bolesława leśmiana Urszula Kochanowska, w którym niebiańska szczęśliwość (topos rajskiej nagrody) nie może pocieszyć zmarłej dziewczynki, ponieważ bardziej szczęśliwa czuła się na ziemi, wśród bliskich