Przeczytaj
Jechać do Lwowa i inne wierszeRodzicom
Jechać do Lwowa. Z którego dworca jechać
do Lwowa, jeżeli nie we śnie, o świcie,
gdy rosa na walizkach i właśnie rodzą się
ekspresy i torpedytorpedy. Nagle wyjechać do
Lwowa, w środku nocy, w dzień, we wrześniu
lub w marcu. Jeżeli Lwów istnieje, pod
pokrowcami granic i nie tylko w moim
nowym paszporcie, jeżeli proporce drzew,
jesiony i topole wciąż oddychają głośno
jak Indianie a strumienie bełkocą w swoim
ciemnym esperanto a zaskrońce jak miękki
znak w języku rosyjskim znikają wśród
traw. Spakować się i wyjechać, zupełnie
bez pożegnania, w południe, zniknąć
tak jak mdlały panny. I łopiany, zielona
armia łopianów, a pod nimi, pod parasolami
weneckiej kawiarni, ślimaki rozmawiają
o wieczności. Lecz katedrakatedra wznosi się,
pamiętasz, tak pionowo, tak pionowo
jak niedziela i serwetki białe i wiadro
pełne malin stojące na podłodze i moje
pragnienie, którego jeszcze nie było,
tylko ogrody i chwasty i bursztyn
czereśni i FredroFredro nieprzyzwoity
Zawsze było za dużo Lwowa, nikt nie umiał
zrozumieć wszystkich dzielnic, usłyszeć
szeptu każdego kamienia, spalonego przez
słońce, cerkiewcerkiew w nocy milczała zupełnie
inaczej niż katedra, Jezuici⁵⁵ chrzcili
rośliny, liść po liściu, lecz one rosły,
rosły bez pamięci, a radość kryła się
wszędzie, w korytarzach i w młynkach do
kawy, które obracały się same, w niebieskich
imbrykach i w krochmalu, który był pierwszym
formalistą, w kroplach deszczu i w kolcach
róż. Pod oknem żółkły zamarznięte forsycje.
Dzwony biły i drżało powietrze, kornety
zakonnic jak szkuneryszkunery płynęły pod
teatremteatrem, świata było tak wiele, że musiał
bisować nieskończoną ilość razy,
publiczność szalała i nie chciała
opuszczać sali. Moje ciotki jeszcze
nie wiedziały, że je kiedyś wskrzeszę,
i żyły ufnie i tak pojedynczo,
służące biegły po świeżą śmietanę,
czyste i wyprasowane, w domach trochę
złości i wielka nadzieja. BrzozowskiBrzozowski
przyjechał na wykłady, jeden z moich
wujów pisał poemat pod tytułem Czemu,
ofiarowany wszechmogącemu i było za dużo
Lwowa, nie mieścił się w naczyniu,
rozsadzał szklanki, wylewał się ze
stawów, jezior, dymił ze wszystkich
kominów, zamieniał się w ogień i burzę,
śmiał się błyskawicami, pokorniał,
wracał do domu, czytał Nowy Testament,
spał na tapczanie pod huculskim kilimemhuculskim kilimem,
było za dużo Lwowa a teraz nie ma
go wcale, rósł niepowstrzymanie a nożyce
cięły, zimni ogrodnicyzimni ogrodnicy jak zawsze
w maju bez litości bez miłości
ach poczekajcie niech przyjdzie ciepły
czerwiec i miękkie paprocie, bezkresne
pole lata, czyli rzeczywistości.
Lecz nożyce cięły, wzdłuż linii i poprzez
włókna, krawcy, ogrodnicy i cenzorzy
cięli ciało i wieńce, sekatory niezmordowanie
pracowały, jak w dziecinnej wycinance,
gdzie trzeba wystrzyc łabędzia lub sarnę.
Nożyczki, scyzoryki i żyletki drapały,
cięły i skracały pulchne sukienki
prałatów i placów i kamienic, drzewa
padały bezgłośnie jak w dżungli
i katedra drżała i żegnano się o poranku
bez chustek i bez łez, takie suche
wargi, nigdy cię nie zobaczę, tyle śmierci
czeka na ciebie, dlaczego każde miasto
musi stać się Jerozolimą i każdy
człowiek Żydem i teraz tylko w pośpiechu
pakować się, zawsze, codziennie
i jechać bez tchu, jechać do Lwowa, przecież
istnieje, spokojny i czysty jak
brzoskwinia. Lwów jest wszędzie.Źródło: Adam Zagajewski, Jechać do Lwowa i inne wiersze, Warszawa 2020, s. 27–29.

Mit Kresów
Wiersz Jechać do Lwowa można uznać za poemat o charakterze elegijnym. Autor zadedykował go swoim rodzicom, którzy w 1945 r., tuż po jego narodzinach, musieli opuścić rodzinny Lwów i przenieść się na Śląsk. Ta osobista dedykacja pozwala zrównać podmiot utworu z autorem i zarazem sugeruje, że wiersz odnosi się do rodzinnych wspomnień. Mimo to poemat nie ma wyłącznie autobiograficznego charakteru, a wydarzenia, do których nawiązuje, nie są jedynie prywatnym, rodzinnym doświadczeniem. Sprawa wysiedleń, które miały miejsce tuż po wojnie, to dramat milionów ludzi, zmuszonych – w związku z ustaleniem nowych granic państwa – na zawsze opuścić swoje domy. To jedno z najważniejszych doświadczeń w XX‑wiecznej historii społeczeństwa polskiego – i nie tylko polskiego. W eseju autobiograficznym Dwa miasta Zagajewski napisał:
W roku 1945 cała rodzina pakowała walizki i skrzynie i przygotowywała się do opuszczenia Lwowa i okolic. W tym samym czasie pakowały się też niezliczone niemieckie rodziny, którym kazano porzucić ich domy i mieszkania na Śląsku, w Gdańsku, Szczecinie, Olsztynie, Królewcu. Miliony ludzi przyciskały kolanami walizy, a działo się tak na życzenie trzech starszych panów, którzy spotkali się w Jałcie.

Konsekwencje tamtego spotkania odczuwane są do dziś. Dla wielu ludzi utrata rodzinnego miasta jest wciąż żywym i bolesnym doświadczeniem. Literatura próbowała dać świadectwo tych wydarzeń, ale ze względu na PRL‑owską cenzurę do roku 1989 nie udało się jej tego w pełni dokonać. Samo wydarzenie długo nazywano repatriacją (a więc powrotem do ojczyzny), choć wiadomo, że było to przymusowe przesiedlenie, które bez cienia przesady można nazwać ekspatriacją – czyli wygnaniem z dawnej ojczyzny.
W literaturze utraconych ojczyzn dominują dwa główne nurty wyznaczone przez mit Litwy i mit Ukrainy. Ten pierwszy wątek, zawsze z odwołaniami do Pana Tadeusza i Nad Niemnem, podejmowali m.in. Czesław Miłosz (wiersze poświęcone Wilnu i powieść Dolina Issy) i Tadeusz Konwicki (powieści takie jak Bohiń czy Kronika wypadków miłosnych). Z kolei temat Ukrainy, opiewanej niegdyś przez romantycznych poetów szkoły ukraińskiej i pochodzącego z Krzemieńca Juliusza Słowackiego, a nieco później przez Sienkiewicza w Ogniem i mieczem, podejmowali m.in. Jarosław Iwaszkiewicz (opowiadania Noc czerwcowa, Zarudzie) czy Włodzimierz Odojewski (powieść Zasypie wszystko, zawieje). Mit Lwowa czy Wilna wpisuje się jednak nie tylko w tematykę Kresów, ale również realizuje bardzo stary topos utraconego miasta i przywołuje postać OwidiuszaOwidiusza, rzymskiego poety wygnańca.

Pamięć utraconego Lwowa przywoływali żyjący na emigracjiemigracji twórcy, m.in. poeta
i pisarz Józef Wittlin (eseistyczne wspomnienia zatytułowane Mój Lwów) czy też autor popularnych wierszy i piosenek kabaretowych Marian Hemar. W Polsce w czasach stalinizmu, gdy temat Kresów był zakazany, Jan Parandowski w tomie opowiadań Zegar słoneczny wspominał Lwów, ani razu nie wymieniając jego nazwy. W podobny sposób, bez przyzywania imienia rodzinnego miasta, tęsknotę za nim wyrażał w poezji pochodzący ze Lwowa Zbigniew Herbert.
Ten silny sentyment jest jednak udziałem nie tylko tych, którzy rzeczywiście przeżyli wysiedlenie. W ostatnich latach XX i na początku XXI w. podejmują ten temat coraz młodsze generacje twórców, którzy nie mają już żadnych osobistych wspomnień,
a jedynie sięgają do rodzinnej mitologii. W zupełnie nowy sposób mówi o Kresach Tomasz Różycki (ur. 1970) w wydanym w roku 2004 poemacie Dwanaście stacji.
W utworze tym, zawierającym żartobliwe nawiązania do Pana Tadeusza (między innymi do jego dwunastu ksiąg), głównym bohaterem jest postać określona jedynie jako Wnuk. Na prośbę starszych krewnych, a zwłaszcza Babci, odbywa on podróż do niewielkiej miejscowości pod Lwowem, z której wywodzi się jego rodzina.
Podróż w czasie
Adam Zagajewski napisał Jechać do Lwowa w latach 80., już po wyjeździe z kraju. Wiersz opublikował po raz pierwszy w roku 1983 w wydawanym w Paryżu kwartalniku „Zeszyty Literackie”, a następnie w Londynie w tomiku zatytułowanym właśnie Jechać do Lwowa (1985). Nota o autorze na okładce tego tomu zaczyna się od słów: „Adam Zagajewski urodził się w czerwcu 1945 r. we Lwowie, po czym wyruszył w drogę, posuwając się wzdłuż 50. równoleżnika szerokości północnej”. Wędrówka ta, ukazana w wielu wierszach i esejach, prowadziła przez Gliwice, gdzie dorastał, potem Kraków, gdzie studiował, aż do Paryża, dokąd wyemigrował. Jej pierwszy, być może najważniejszy etap, spowodowany przez historię, odbył się w najwcześniejszym dzieciństwie poety, a więc nie pozostawił w jego pamięci żadnego śladu. Autor sięga zatem do wspomnień swych najbliższych.

Elegijny nastrój utworu wiąże się z rozpamiętywaniem straty, z poczuciem braku tego, co stanowiło o ciągłości kultury i tradycji rodzinnej. Pamięć minionych i bezpowrotnie utraconych czasów jest wspólną własnością kilku pokoleń. Sam autor należy do najstarszych spośród tych, którzy pamięć Kresów przejęli od rodziców czy dziadków. Początek utworu to dramatyczne pytanie o samą możliwość wyjazdu, a zarazem wstęp do poetyckiej podróży w czasie i przestrzeni. Powtórzenia czasowników „jechać, wyjechać” stanowią swego rodzaju koło zamachowe całego poematu. Realna podróż nie jest możliwa. Od Lwowa oddzielają emigranta trudne do przekroczenia granice polityczne. Samo istnienie miasta zostaje podane w wątpliwość, zamienia się ono jedynie w zapis miejsca urodzenia w dokumentach wygnańca (Jeżeli Lwów istnieje, pod pokrowcami granic i nie tylko w moim nowym paszporcie
). Na prawach, jakie daje poezja, możliwa jest jednak wędrówka szlakiem wspólnej pamięci.
Jechać do Lwowa to poetycki skrót losów miasta, jego liryczna synteza. Na zasadzie pars pro toto (łac. część za całość) poznajemy całe pokolenia lwowian. Poeta mówi ogólnie o środowisku inteligencji lwowskiej, jak i o konkretnych osobach, np. o swoich krewnych (jeden z wujów, moje ciotki
), natomiast sam nie jest świadomym uczestnikiem wydarzeń, zbiorowa pamięć przypomina mu jedynie epokę sprzed jego narodzin (moje pragnienie, którego jeszcze nie było
).
Podmiot autorski ma poczucie, że wskrzesza od dawna już nieistniejący świat. Za sprawą wspomnień pokolenia dziadków cofa się do początku wieku, czasów „Młodej Polski lwowskiej”, do epoki rozkwitu miasta, świetności jego kultury, intensywnego rozwoju nauki i techniki – do czasów, w których rodziły się nowoczesne utopie
i nadzieje, kiedy w lwowskich kawiarniach dyskutowano o wierszach Leopolda Staffa czy esejach Stanisława BrzozowskiegoStanisława Brzozowskiego, który przyjechał do Lwowa z wykładami,
i o nowych przedstawieniach w teatrze miejskim. W tej właśnie epoce literatura miała jeszcze odwagę zadawania ogólnych, fundamentalnych pytań dotyczących Boga i świata, pytań, które po pierwszej, a zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, wydawały się już zbyt śmiałą uzurpacją ze strony człowieka, a nawet czymś śmiesznym: jeden z moich / wujów pisał poemat pod tytułem Czemu, / ofiarowany wszechmogącemu
. W przytoczonym tu fragmencie delikatna ironia zawiera się w kontraście między ogólnikowym, nic niemówiącym tytułem a adresatem dedykacji, którym jest sam Bóg. Ironię tę akcentuje „niepotrzebny” rym wewnętrzny: „Czemu – wszechmogącemu”. Ważnym elementem ukazanej przez Zagajewskiego duchowej atmosfery pierwszej połowy XX w. jest – kwestionowana i tępiona przez totalitaryzmy – optymistyczna wiara w znaczenie jednostkowej egzystencji, przekonanie o wadze tożsamości osoby ludzkiej. Dlatego właśnie podmiot podkreśla, że nieznane z imienia bohaterki wiersza „żyły tak ufnie i tak pojedynczo”.
Siła wspomnień
Znawcy architektury miejskiej mogą nam podpowiedzieć, w jaki sposób sensowny, dobrze zaplanowany i piękny projekt urbanistyczny wpływał na jakość życia mieszkańców miast i jak kształtował kulturę danej społeczności. W założeniach architektonicznych Lwowa zauważano jego otwarty charakter, pozwalający mieszkańcom na swobodę, umiejętne wykorzystanie położenia geograficznego, a także wpisaną w przestrzeń miejską różnorodność kulturową. Miasto stanowiło bowiem ośrodek wielu religii i obrządków, o czym świadczyły – mocno zaznaczone jako centralne punkty orientacyjne – trzy katedry: rzymskokatolicka, ormiańska i grekokatolicka, a także wiele kościołów, cerkwi i synagog. Także w wierszu Zagajewskiego konkretne, dobrze znane lwowiakom miejsca (katedra, cerkiew, teatr) stają się znakami rozpoznawczymi Lwowa. Za każdym razem potraktowane są jednak na tyle uniwersalnie, że reprezentują samą ideę miasta stanowiącego symboliczną przestrzeń zbiorowej egzystencji. Nie sposób wyliczyć wszystkich ważnych miejsc, dlatego te wskazane w wierszu zastępują inne, niewymienione. Stąd powracająca myśl o wielości szczegółów i związanej z nią niemożliwości poznania, ogarnięcia miasta: Zawsze było za dużo Lwowa, nikt nie umiał /zrozumieć wszystkich dzielnic
.

Równolegle do znanych miejsc z topografii Lwowa, zabytków, kościołów, kawiarń czy ogrodów, pojawiają się w poemacie liczne motywy roślinne. Dzięki nim Lwów staje się u Zagajewskiego podobny do żywego organizmu, który rozwija się swobodnie i żywiołowo, w sposób niezwykle ekspansywny, przez co nie daje się ogarnąć, ująć w jakiekolwiek ramy. Symbolika roślinna pozwala zobaczyć miasto – czyli twór kultury – tak, jakby należało ono do porządku natury. U Zagajewskiego zielona armia łopianów
oraz ogrody i chwasty
stają się obrazowym odpowiednikiem niepohamowanej wegetacji, żywiołowego pędu do istnienia, rozwoju i przemiany, który cechować miał samo miasto. W tym kontekście Lwów porównywany jest także do żywiołów wody i ognia (wylewał się ze stawów, zamieniał się w ogień i burzę
).
Obrazy poetyckie przechodzą płynnie jeden w drugi. Pozwalają równocześnie ukazać uczestników długich kawiarnianych dyskusji i – trochę żartobliwie – wyobrazić sobie, że w miejskich parkach pod parasolami liści łopianu ślimaki rozmawiają o wieczności
. Codzienne życie mieszkańców, architektura i świat przyrody stapiają się tu w jedną całość. Mówiąc, że Lwów wracał do domu, czytał Nowy Testament / spał na tapczanie pod huculskim kilimem
, poeta kreśli zwięzłą charakterystykę jego mieszkańców, ich zwyczajów i upodobań. Metonimiczne nazywanie społeczności lwowskiej po prostu Lwowem (to nie lwowianie, ale właśnie Lwów wracał do domu, czytał, spał itd.), podkreśla jedność tej zbiorowości, tworzy jej wspólny portret. Z kolei przypomnienie teatru miejskiego nawiązuje do toposu świata jako teatru, życia jako wielkiego widowiska, spektaklu rozgrywającego się przed olśnioną, rozentuzjazmowaną publicznością, która nie chce opuszczać swoich miejsc: świata było tak wiele, że musiał / bisować nieskończoną ilość razy
. Metafora teatralna pozwala na wzbogacenie obrazu miasta o pewien niepokojący element. Stabilny z pozoru świat jest tylko sceną, piękne dekoracje teatralne mogą w jednej chwili zostać zniszczone.
Nastrój środkowej, najdłuższej części utworu tworzy pogodna, ciepła atmosfera pełna barw, smaków i zapachów, z jakich składał się tamten świat. Mowa tu o słońcu, kwiatach (róże, forsycje
), owocach (wiadro pełne malin, bursztyn czereśni
). Ten idylliczny niemal klimat współtworzą także wzmianki o drobnych przedmiotach codziennego użytku (niebieskie imbryki, młynki do kawy
), wywołujących atmosferę domowego poranka. W tym wszystkim kryła się radość i spokój zwyczajnej egzystencji w nieskazitelnym, uporządkowanym świecie (służące biegały po świeżą śmietanę, / czyste i wyprasowane
). Znajdujemy się na antypodach realistycznego opisu. Żadne prozaiczne, brzydkie czy przykre elementy nie mają dostępu do tak wykreowanego świata, jednak subtelny dystans do mitu „złotego wieku” co chwila daje o sobie znać. Na przykład słowa o krochmalu, który był pierwszym / formalistą
odsyłają do wyobrażenia o sztywno wykrochmalonych, nienagannie wyprasowanych męskich koszulach, kobiecych fartuchach czy białych „kornetach zakonnic”, a więc o sztywnym, „formalnym” sposobie zachowania i ubierania się, który podczas wojny i po wojnie ustąpił miejsca powszechnej szarości i zaniedbaniu. Jest to zarazem aluzja do formalizmuformalizmu – jednego z ważnych kierunków w literaturze i sztuce XX w., który za czasów stalinowskich został potępiony i zakazany. W tym drugim znaczeniu niewinny krochmal używany na co dzień w tylu przedwojennych domach staje się – aluzyjnie
i żartobliwie – metaforą kierunku myślenia krytykowanego w powojennej Polsce.
Warto tu dodać na marginesie, że tęskniący za rodzinnym miastem starsi ludzie idealizowali pewne wspomnienia do tego stopnia, iż twierdzili, że nigdy później nie zdarzyło im się jeść czegoś równie smacznego, jak to, co jedli tam. Wspominali na przykład, że wyjątkowo łagodny i sprzyjający klimat położonego na niewielkich wzgórzach miasta pozwalał wyhodować tam niespotykane nigdzie indziej odmiany moreli czy czereśni. Lwowianie pamiętali też wyjątkowy smak chleba z podlwowskiego Kulikowa (słynny chlib kulikowski
z piosenki Mariana Hemara). Adam Zagajewski nigdy jednak nie przywołuje dosłownie i bez dystansu tego rodzaju opowieści, w których wszystko, co utracone było z definicji lepsze i piękniejsze. Podkreśla, że dla ludzi starszych wszystkie przedmioty dzieliły się na prawdziwe (czyli te nieliczne, ocalone z dawnego świata), na poniemieckie (obce i trudne do oswojenia), wreszcie nowe, powojenne (zawsze traktowane jako gorsze, tandetne).
W eseju autobiograficznym Dwa miasta Zagajewski ukazuje samego siebie jako dziecko spacerujące ulicami realnych, zwyczajnych Gliwic z dziadkiem całkowicie pogrążonym we wspomnieniach o Lwowie. Poeta podkreśla przy tym, że on sam, który Lwowa nie pamiętał, patrzył na świat już z zupełnie innej perspektywy i nie wartościował niczego według tamtej miary. Szkoła, harcerstwo, mecze piłki nożnej, życie pośród murów, ulic i podwórek „czarnego miasta”, czyli śląskich Gliwic – wszystko to było dla niego równie ważne i prawdziwe, co dla starych lwowian ich dzieciństwo i młodość.
Lwów jest wszędzie
Wszystkie przywoływane w poemacie wspomnienia, a właściwie migawkowe obrazy poetyckie, wymieniane są jednym tchem. Zabiegi te służą wywołaniu efektu bogactwa, różnorodności i nadmiaru, co miało charakteryzować tamto życie i tamten świat. Lwów piętrzył się, rozrastał żywiołowo w niepohamowanym procesie jak dziki ogród, był wszędzie:
[…] i było za dużo
Lwowa, nie mieścił się w naczyniu,
rozsadzał szklanki, wylewał się ze
stawów, jezior, dymił ze wszystkich
kominów, zamieniał się w ogień i burzę,
śmiał się błyskawicami
Ten budowany od początku wiersza efekt nadmiaru zostanie nagle i radykalnie skonfrontowany z brakiem, z nienaturalnym odcięciem miasta od jego korzeni: było za dużo Lwowa, a teraz nie ma / go wcale, rósł niepowstrzymanie, a nożyce / cięły
. Gwałtowne zmiany przynosi moment „przecięcia”, który jest tu wyraźnym symbolem politycznych decyzji, jakie zapadły w Jałcie. Czas dzieli się radykalnie na „przed” (czas mityczny, szczęśliwy) i „po” (zły czas nieustannego poczucia straty, braku). Dramatyczny charakter tej zmiany akcentują nazwy ostrych, służących do cięcia narzędzi: nożyce, sekatory, nożyczki, scyzoryki i żyletki
. Pojawiają się nagle zimni ogrodnicy
. Pod tym niewinnym, popularnym określeniem, jakim w tradycji ludowej zwykło się nazywać trzech patronów majowych chłodów, kryją się tutaj owi trzej panowie, którzy spotkali się w Jałcie
. Przy takim znaczeniu tej metafory szczególnie znamienne staje się określenie „zimni” – podkreśla ono bezwzględność i obojętność polityków, którzy działali z wyrachowaniem, z zimną krwią, bez litości bez miłości
, a ich sekatory niezmordowanie pracowały
. Niczym krawcy cięli, przycinali, skracali – aż skroili nową mapę Europy. Ich
nożyce cięły, wzdłuż linii i poprzez / włókna, krawcy, ogrodnicy i cenzorzy / cięli ciało
– cięcie po wytyczonych na mapie liniach jest kawałkowaniem żywego organizmu, niszczeniem jego włókien, rozrywaniem więzi. Warto zwrócić uwagę na czas, w którym dzieje się to wszystko: zimni ogrodnicy jak zawsze / w maju bez litości
.
Zagajewski zwraca uwagę na ten miesiąc nie tylko przy okazji metaforycznego nawiązania do majowych przymrozków, ale przede wszystkim dlatego, że właśnie w maju 1945 r. rozpoczęła się akcja przesiedleńcza. Wtedy też w tysiącach domów zaczynają się dramatyczne rozstania, pożegnania w pośpiechu: żegnano się o poranku / bez chustek i bez łez, takie suche / wargi, nigdy cię nie zobaczę
. Dopiero w tej części poematu oddany zostaje głos tym wszystkim, którzy osobiście przeżywali rozstanie z miastem. Poza tym jednym fragmentem podmiot liryczny nie manifestuje emocji, jakby pragnął podkreślić, że uczucia te są zarezerwowane tylko dla uczestników wydarzeń. Raz jeszcze przypomnijmy, że poemat został opatrzony lapidarną dedykacją: Rodzicom
. Całym utworem Zagajewskiego rządzi zasada wyliczenia (enumeracji). Kolejne elementy składające się na obraz Lwowa stanowią elegijne zaakcentowanie bogactwa utraconych szczegółów. Wielość i nadmiar nie zamieniają się w obraz pełni, lecz przez swój nieogarniony charakter („nikt nie umiał zrozumieć wszystkich dzielnic, usłyszeć / szeptu każdego kamienia”) staje się zapowiedzią chaosu. Melancholia i tęsknota za miastem – miejscem w przestrzeni, zmieniają się w nostalgię za minionym czasem, do którego nie ma powrotu. W zakończeniu poematu pojawia się jednak swoiste pocieszenie: przecież / istnieje, spokojny i czysty jak / brzoskwinia. Lwów jest wszędzie
. Dla ludzi oderwanych na zawsze od rodzinnych stron ojczyzną stają się ich wspomnienia. Pamięć lwowian unosi ze sobą utracony świat, który odtąd jest wszędzie. Miasto traci swój realny charakter i nabiera uniwersalnego mitycznego wymiaru. Lwów ze wspomnień wygnańców istnieje jako coś nieskazitelnego i doskonałego (spokojny i czysty jak / brzoskwinia
).

Porównanie miasta do brzoskwini stanowi zamknięcie i punkt dojścia szeregu metafor roślinnych, jakie można było śledzić w wierszu. Doskonałość owocu jest ostatecznym dopełnieniem wegetacyjnego cyklu, w którym uczestniczy cała przyroda. Stanowi kres, ale i obietnicę nowego życia, jaką niosą ukryte w owocach nasiona. Nieoczekiwanie poetycka wędrówka w przeszłość zostaje skierowana ku przyszłości, w stronę eschatologicznych tajemnic. Zakończenie wiersza całkowicie oddala się od dosłownego znaczenia miasta. Nie ma już mowy o historycznym Lwowie, za którym tęsknią ci, którzy musieli go opuścić. Człowiek staje się tu wiecznym wędrowcem (homo viator) pozbawionym swojego miejsca. Dzięki symbolice sakralnej tułacz
i wygnaniec zamienia się w pielgrzyma, który ma zawsze przed sobą cel swojej drogi
(i teraz tylko w pośpiechu / pakować się, zawsze, codziennie / i jechać bez tchu, jechać do Lwowa
). Ta wędrówka nabiera sensu duchowej pielgrzymki do Jerozolimy. W tradycji judeochrześcijańskiej pielgrzymowanie do rzeczywistej Jerozolimy łączy się z inną, mistyczną drogą prowadzącą do Jerozolimy Niebiańskiej. Stąd pytanie z wiersza: dlaczego każde miasto / musi stać się Jerozolimą i każdy / człowiek Żydem
. Każde miasto, zwłaszcza to utracone, współuczestniczy w micie Jeruzalem, zdaje się mówić autor. Kondycją każdego człowieka jest wygnanie. Tęsknota towarzysząca ludzkiej egzystencji ma charakter metafizyczny. Jest nieuchronna i nie może być zaspokojona, bo duchowe pragnienie zawsze dotyczy tego, co tu, na ziemi, niedostępne. Współcześnie, gdy bez trudu można wybrać się na wycieczkę do Lwowa, to właśnie te uniwersalne znaczenia wiersza nabierają szczególnego znaczenia. Dzięki nim utwór ten może być rozumiany także w oderwaniu od historycznego kontekstu.
Adam Zagajewski wybrał się w podróż do Lwowa, mógł więc skonfrontować mit z rzeczywistością. Pisze o tym w eseju zatytułowanym Czy należy odwiedzać miejsca święte?
Miałem przed sobą miasto zupełnie obce i najbardziej znane, zapomniane, pożegnane […], a jednak prawdziwie istniejące, oświetlone teraz najjaskrawiej i najrealniej, plastyczne i żywe, miasto, w którym natychmiast umiałem rozpoznać najważniejsze kościoły, którego generalna topografia nie miała dla mnie tajemnic.
Słownik
wyjazd z ojczystego kraju do innego państwa w celu osiedlenia się tam
stały lub okresowy pobyt w innym państwie
ogół emigrantów mieszkających w jakimś kraju
(łac. formalis – dotyczący kształtu) stanowisko w filozofii, nauce i sztuce, według którego forma jest czynnikiem decydującym o wartościach poznawczych, etycznych i estetycznych