Przeczytaj
O autorze
Julian Tuwim urodził się w 1894 roku w rodzinie zasymilowanych łódzkich Żydów. Łódź w międzywojniu była miastem wielokulturowym, zamieszkanym przez Polaków, Żydów, Niemców i Rosjan. Przyszły poeta od najwcześniejszych lat wsłuchiwał się w melodię ich języków, ponieważ odziedziczył po ojcu pasje lingwistyczne. Doświadczenie to ukształtowało młodego człowieka – Tuwim miał talent językowy, był poliglotą, fascynowało go esperanto. Po zdaniu matury wyjechał do Warszawy, gdzie rozpoczął studia prawnicze i filozoficznie. Zdobył rozgłos jako poeta. Początkowo był związany z pismem „Pro Arte et Studio” (następnie „Pro Arte”), w którym publikowali także inni przyszli skamandryci. Oprócz działalności twórczej Tuwim wykorzystywał także swój talent do nauki języków obcych i tłumaczył liczne teksty literackie.
Zakorzenione w języku i kulturze polskiej określenie „ojczyzna‑polszczyzna” jest jego autorstwa; to fragment wiersza Zieleń.
To dzięki Tuwimowi zadebiutowała cygańska poetka Papusza. Jerzy Ficowski, znawca i wielbiciel kultury romskiej, przesłał mu pierwsze wiersze Papuszy. Tuwim, doceniając jej niezwykły talent i wyczucie języka, umożliwił ich druk w „Nowej Kulturze”.
W 1911 roku wysłał swoje wiersze Leopoldowi Staffowi, którego życzliwa krytyka zmobilizowała poetę do wytężonej pracy. Korespondencja ta będzie trwała przez czterdzieści dwa lata. W 1918 roku ukazał się utwór Wiosna, który wywołał skandal obyczajowy ze względu na erotyczne obrazowanie. Kiedy Tuwim debiutował tomikiem Czyhanie na Boga (1918), był już dobrze znany publiczności literackiej. W tym samym czasie działał w kabarecie Pikador, który popularyzował twórczość poetów związanych z grupą Skamander. Podczas II wojny światowej Tuwim przebywał na emigracji w Rumunii, Francji, Portugalii, Brazylii i Stanach Zjednoczonych. W 1946 roku wrócił do Polski i zamieszkał w Warszawie. Publikował wiersze i przekłady w czasopismach literackich. Był pisarzem znanym i cenionym. Zmarł niespodziewanie w 1953 roku, podczas urlopu w Zakopanem.
Język poetycki Juliana Tuwima
W swej koncepcji języka poetyckiego Tuwim łączył elementy pozornie sprzeczne. Z jednej strony słowo stało się dla niego zagadnieniem do poetyckiego namysłu, z drugiej – miało być eksponowane, by zwracać na siebie uwagę. Język poezji powinien być odmienny od tego, którym mówimy na co dzień. Nie wykluczało to jednak możliwości wprowadzenia do wiersza słownictwa potocznego. Najczęściej Tuwim nie oddawał języka w sposób naturalistycznynaturalistyczny, nie chciał go w pełni naśladować, przejmował jedynie pewne jego elementy w celu zwiększenia ekspresji i dynamiki wiersza. O tej umiejętności łączenia pozornych sprzeczności Jadwiga Sawicka pisze: Pojęcie języka poetyckiego obejmuje tu kilka kategorii: język mówiony, język specjalnie uporządkowany, zorganizowany, język dawny, zapomniany, a przeciwstawiony jest mu język współczesny, oznaczający najczęściej język oficjalny: urzędowy lub związany ze środkami masowego przekazu [...]
[Jadwiga Sawicka, Julian Tuwim, Warszawa 1986, s. 211].
Z koncepcją języka poetyckiego łączy się także wizja poety jako wirtuoza, słowiarza czy – jak napisze w Zieleni – Słowowiercy
. Poeta ma być mistrzem formy i sprawnie władać warsztatem poetyckim, by tworzyć estetycznie wartościowe dzieła.
Julian TuwimJęzyk stanowił przedmiot specjalnych zainteresowań autora Pegaz dęba, był dla niego nie tylko tworzywem poetyckim; Tuwim miał również sporą wiedzę językoznawczą, choć na pewno amatorską. Świadomość językowa Tuwima jest dość szczególna, a w konfrontacji z ówczesnymi zjawiskami literackimi i badawczymi wykazuje zarówno związki, jak i różnice. Sądy poety o języku, jego metajęzyk poetycki nigdy nie przybiera formy wypowiedzi programowej czy wykładu. Sądy te uwikłane są w zabawowych czy hobbystycznych zakamuflowanych kształtach [...].
Tuwim. Wylękniony bluźniercaNajtrwalszym „bzikiem” [Tuwima] okazała się [...] fascynacja językiem. Pozostanie pewnie bez odpowiedzi pytanie, dlaczego to właśnie zaszczepione przez ojca zainteresowania lingwistyczne wchłonęły kilkunastoletniego chłopca tak bez reszty. [...] Notował w nich [kajetach] słowa zachwycające go egzotyczną urodą, onomatopeicznym dźwiękiem, raczej brzmieniem niż sensem. Zapisywał, że żywica po malajsku zwie się „damar”, głowa po dohomejsku „afo”, [...] a świnia po maoryjsku [sic!] „puaka”.
Pegaz dęba, czyli panopticum poetyckieŻadna gałąź nie obrosła taką obfitością przysłowiowych gruszek na wierzbie [...] co językoznawstwo, a zwłaszcza ten dział językoznawstwa, który się najbardziej do fantazji i fabulizowania nadaje, a mianowicie etymologiaetymologia. Rodowód i dzieje słów są wprawdzie wiarygodnymi świadkami przy badaniu zamierzchłej przeszłości narodu [...], ale zeznania tych świadków wtedy tylko mają wartość i wagę, gdy czynione są przed trybunałem nauki, [a nie dogadzają] ambicjom plemiennym.
Julian TuwimW poemaciku Zieleń, który nosi podtytuł „fascynacja słowotwórcza”, podmiot poetycki wnika w „podsłowie świata”, dociera do najstarszych prawdziwych nazw zieleni. Słowo „zieleń” powstaje, rozwija się, żyje na równi ze zwierzętami i roślinami. [...] Twórca przeprowadza poetycki dowód, dlaczego zieleń nazywa się właśnie tak, jaki jest związek między wyrazem a zielonością świata. Poszukuje związku słowa z rzeczą.
ZieleńO zieleni można nieskończenie.
Powielając dźwiękiem jej znaczenie,
Można kunsztem udatnych powieleń
Tworzyć światu coraz nowszą zieleń.
Nie dość słowo z widzenia znać. Trzeba
Wiedzieć, jaka wydała je gleba,
Jak zalęgło się, jak rosło, pęczniało,
Nie – jak dźwięczy, ale jak dźwięczało,
Nie – jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem
Dojrzewało, zanim się imieniem,
Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło.
W dziejach wzrostu słowa – jego piękno.Więc nie lepo‑żlepo‑ż by nam zieleń ziemi
Opowiedzieć słowiesysłowiesy staremi!
A poczniemy tę powieść – od spodu,
Od pierwizny, od lęgu, od rodu,
Od rdzennego zrodzenia, od jądra,
Tam gdzie wnętrze, gdzie nutronutro, gdzie jątrajątra,
Od głębiny, gdzie szeptał w zawięzi
Pierwszy dźwięczek zielonej gałęzi.Nie wydziwiaj i nie bierz mi za złe,
Że w podsłowia tego świata wlazłem,
Że się ziaren i źródeł dowiercam,
Że pobożny jestem Słowowierca,
Że po mojej ojczyźnie‑polszczyźnie
Z różdżką chodzę, wiedzący, gdzie bryźnie
Strumień prawdy żywiący i żyzny
Z mojej pięknej ojczyzny‑polszczyzny.
Jedni wiosną słuchają słowików,
Innym – panny majowa przynęta,
Dla mnie – dźwięczą słowicze dziewczęta
W młodych pąkach liściastych słowników:
Wieczna młodość w kwitnącej starzyźnie,
Z wiosny w wiosnę i młodsza, i świeższa!
Oto dom mój: cztery ściany wiersza
W mojej pięknej ojczyźnie‑polszczyźnie.Zjedźmy tedy w dzieciństwo tej mowy,
Jako górnik zjeżdża w szyb węglowy
I latarką rozświetla cmentarze
Leśnych dziejów i drzewnych wydarzeń.
Oto leży hercyńskie cesarstwohercyńskie cesarstwo,
A niepołomickie na nim warstwą,
Na niepołomickimniepołomickim – białowieska,
Starodrzewna monarchia litewska;
Oto moje inowłodzkie lasy,
Gdy w nich jeszcze Centaur miał popasy,
A nad nimi mateczna, pogańska
Atlantyda jodłowo‑słowiańska;
Oto miazga rozgromionej kniei:
HerculanumHerculanum dębowe, Pompei,
Nieprzebyte uroczyska ciemne,
Tajne jary i puszcze podziemne,
JarogniewemJarogniewem niebiosów spalone,
Siekierami błyskawic zwalone,
W tysiącwiecznym ubite moździerzu
W węgiel, który jest z ogniem w przymierzu,
W skamieniały grobowiec przepastny,
Tchnący chłodem zamogilnej astmy,
W diamentowy lodowiec – w milczenie.Zjedźmy w głąb i obudźmy kamienie,
Wyczarujemy zielenie. Bo górnik,
Spraw umarłych wskrzesiciel, powtórnik,
Mogił świadom i głosów przedwiecza,
Wie, że leśna rzecz jest jak człowiecza,
Że w jednakich głębokościach giną,
PonikamiPonikami płyną, aż wypłyną
I wyjawią prawdę człowiekowi
Źródłosłowin blaskiem i śródsłowin;
I zaszumi rozruszony węgiel
Lasem, polem, miodoborem, łęgiem,
I wyszumi z siebie słońca snopy,
Mchy piętrowe, brodate potopy,
I płaz wszelki posłuch rozkazu,
I wyślizną się jaszczury z głazu,
Wiatr się wyrwie i ptaki wyskrzydli,
Jeż z jałowcem się równie naigli,
Aż zwierz grubszy wyruszy: korzenie,
Pnie, konary opuszczą więzienie
I otrząsną się po długim znoju,
Zielem strzelą – i do słowopoju.
Wtedy źródło wzejdzie od korzeni
W trzon pijących gałęzie‑jeleni,
I samica przebudzona, Mowa,
Po swych pierwszych płodownikach wdowa,
Na zielone wyjdzie rykowisko!
I zakapie ze słowiska wyskok,
I pociągnie od końców korzeni
Krew‑zielica, miód żywiczny ziemi,
I - brzask w lesie, zaiskrzy się wszystko:
Grekowisko, żmudzisko, sanskrzyskosanskrzysko,
Po ziemi pójdą echa bliźnie
W mojej pięknej ojczyźnie‑polszczyźnie.ZaziołaliZaziołali na głos bracia braci,
Wszystko krewni i powinowaci,
I zaczęli się wabić, tokować,
Imionami‑echami mianować,
Choć z oddali, to po dziadach z bliska,
Zieleniacy bujnego słowiska,
Z prajednego szczepu, z pra‑praiskapra‑praiska.
Do nurtowań, gruntowań się wzięli,
Kto się pierwszy w cel zielisty wzieli,
Kto z zielinek i pozielców wiela
Wydrze ślad najdrzewiejszego ZIELA,
Kto z ziołoci stawów i strumieni
Zielorostek pierwszy wyzieleni,
Kto z zielistków, ziółek i przyziółków
ZIELA zerwie w podsłownym zaułku
I w zieliszczu, w szumnej zielbie świata,
AntenataAntenata znajdzie, Zielonata.Przyłączyły się do nich jaszczurki,
Że tej samej są zieleszczyzny córki,
Że też zielskie – i że przecież one,
Jak te inne zielki, są zielone!
Lecz zielacy trawowici, iści,
Zaszumieli – i większością liści
Więc uchwalił, że im praw nie przyzna,
„Precz” szeleszcząc i „Ziel i zielszczyzna!”
Zapłakały jaszczurki skulone,
Powtarzając: przecież my zielone...
Zapłakały jak płaczki na tryźnietryźnie,
W swojej pięknej ojczyźnie‑zielszczyźnie.
Przeszukali milion zieloności,
Nie znaleźli ziela Zieloności,
Bo on, kłączek zieleniście mokry,
Trwał nie w trawie i nie mchem się pokrył,
I nie w liściach, nie w lesie, nie w grządce,
Lecz w zielątce – w zielonawej łątce,
Co w tym wierszu od początku fruwa,
Śród słów krąży, łączy je, rozsnuwa,
Siada na nich, na wylot przeziela,
Dźwięki spaja, przeszczepia, rozdziela
I odleci – i znowu przyfruwa.Tak nad pracą ziołowieda czuwa
Nakrapiana słońcem łątka trawna...
Nie od dzisiaj. Z pradawien pradawna:
Gdy się jeszcze zioło nie zieliło
Ani zieła na ziemli nie było,
Ani zołte ze żełtem przemiennie
Wspólnym gełtasgełtas nie pluskało w Niemnie
(A i dziś – wyjdź za Wilno, na pole,
Na tym polu nie trawa, lecz żole,
Nie zieleni się: żeltiżelti murawa,
A żolynas: złotawa otawa),
Jeszcze w Renie nie bulgnęło gulthem
I nie było ni złotem, ni żółtem,
Ani w skarbcach łotewskich zeltsem
(Znaczy: złotem – a słychać go zielcem!),
Jeszcze krętej wikliny zawijas
Nie rozprężył się Prusom w żalias,
Jeszcze Żmudzin, zanim słowo znalazł,
Rdzy wiewiórczej nie nazywał żalas,
Jeszcze zołki‑bylice, przed złakiem,
Słowiańszczyźnie żółciły się złatem,
Jeszcze ZEL kroplą „i” się nie zrosił,
Jeszcze żółcień o złocistość prosił,
Jeszcze żołna (zielony dzięciołek
Chloropicus, pożółtek, od‑ziołek)
Żlutą żluną nad Wełtawą była,
Jeszcze ChloeChloe się nie zieleniła
Ani trawy zielonawy porost
Nie podszepnął Greczynowi: chloroschloros –
A już łątki‑polotki złocone
Ze słowami grywały w zielone,
I przez myśli domyślne, przedśpiewne,
Już ziołoród przeświecał niepewnie.Tak to było i tak się ziściło,
Taką pieśnią się dozieleniło.
I zielono, zielono w ojczyźnie,
mojej pięknej ojczyźnie‑polszczyźnie!
Słownik
(gr. anaphorá – podniesienie) – figura stylistyczna polegająca na powtórzeniu tego samego wyrazu lub zwrotu na początku kolejnych zdań, wersów, zwrotek
(gr. autos - ten sam; telos – cel) – będący celem samym w sobie
(fr. égalitaire – dążący do równości) – dążący do równouprawnienia, zrównania
(gr. élleipsis – brak, opuszczenie, pominięcie) – opuszczenie w zdaniu wyrazu lub wyrazów domyślnych w szerszym kontekście
wyliczenie, wymienienie w szeregu analogicznie zbudowanych zdań coraz to nowych elementów tej samej kategorii
(gr. epiphorá) – figura stylistyczna polegająca na powtórzeniu tego samego wyrazu lub zwrotu na końcu kilku następujących po sobie wersów lub zdań
(gr. etymología) – pochodzenie wyrazu
(gr. hyperbolḗ – przerzucenie, przesada) – zwrot stylistyczny polegający na zamierzonej przesadzie w opisie przedmiotu lub zjawiska, np. morze bezbrzeżne
celowe ukształtowanie warstwy brzmieniowej utworu dla nadania jej szczególnych walorów estetycznych i znaczeniowych
(gr. metōnymía) – figura stylistyczna polegająca na zastąpieniu jednej nazwy inną, związaną z poprzednią stosunkiem przyczyny do skutku, części do całości itp., np. „cała Warszawa” zamiast „wszyscy mieszkańcy Warszawy”
uwydatnienie czegoś nieprzyjemnego, brutalnego; kierunek w literaturze i sztuce powstały w drugiej połowie XIX w., którego głównym założeniem było wierne rejestrowanie zjawisk życia, również w jego drastycznych przejawach
stosowanie ciągów zdań o takiej samej lub podobnej budowie
(gr. peri – wokół i phrásis – mowa; wyrażenie, zwrot) – figura stylistyczna polegająca na zastąpieniu słowa oznaczającego dany przedmiot, czynność, osobę itp. przez jego opis lub metaforę
reguły i zasady budowy utworu literackiego możliwe do odczytania z samego dzieła
(gr. oksýmōros, od oksýs – ostry i mōros – tępy) – epitet sprzeczny, metaforyczne zestawienie wyrazów o przeciwstawnym, wykluczającym się znaczeniu, np. „gorzkie szczęście”