Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki

O autorze

RVQ2MRCHGDhbJ1
Zygmunt Krasiński
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Zygmunt Krasiński urodził się w 1812 roku w Paryżu, w rodzinie arystokratycznej posługującej się tytułem hrabiowskim. Na chrzcie otrzymał pięć imion, oprócz używanego nosił jeszcze następujące: Napoleon, Stanisław, Adam i Ludwik. Jego ojciec, Wincenty, wsławił się udziałem w wojnach napoleońskich (miał stopień generała), natomiast później zajął stanowisko skrajnej lojalności wobec caratu.

Matka Zygmunta, Maria Urszula, pochodziła z rodu Radziwiłłów. Zmarła przedwcześnie w 1822 roku. Młody Krasiński początkowo nauki pobierał u prywatnych nauczycieli w domu. Często przebywał w posiadłości rodowej Krasińskich, Opinogórze. Następnie uczył się w Liceum Warszawskim, wreszcie rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. W tym okresie pozostawał pod silnym wpływem ojca, który chciał kontrolować życie syna, żądając od niego całkowitej uległości. Krasiński przerwał studia w 1829 roku z powodu rosnącej niechęci kolegów wobec niego, gdy nie wziął udziału w manifestacji patriotycznej. Wyjechał, aby kontynuować studia w Genewie. Nie zaangażował się w powstanie listopadowe, bo byłoby to sprzeczne z wolą ojca. Do kraju wracał niechętnie, wolał bowiem podróżować.

Pierwsze utwory

Za granicą pędził życie dostatnie i wygodne, podróżował po Włoszech i Francji. Jego talent pisarski ujawnił się dość wcześnie: w 1828 oraz 1830 roku pojawiły się jego pierwsze dzieła: powieści historyczne Grób rodziny Reichstalów oraz Władysław Herman i dwór jego, w których widać było wpływ angielskich powieści gotyckich, a także Waltera ScottaGeorge’a Byrona. W 1830 roku poznał przybyłego na krótko do Genewy Adama Mickiewicza. Ojciec Krasińskiego zaplanował dla syna karierę w służbie cara. Zygmunt wymówił się chorobą oczu – po raz pierwszy sprzeciwiając się woli ojca, co przypłacił załamaniem nerwowym.

Miłość do Delfiny Potockiej

R1FcqMn7jOsbC1
Delfina Potocka , 1849, Paul Delaroche

Woli ojca nie udało się jednak na początku lat 40. XIX wieku, kiedy został zmuszony do ożenku z Elizą Branicką. Był to dla niego prawdziwy cios, tym bardziej że w owym czasie poeta był zakochany w Delfinie Potockiej. Ponowny atak nerwicy oraz powtarzające się stany melancholii i rozpaczy nie sprzyjały pisarstwu. Dopiero po kilkunastu latach Krasiński podjął na nowo prawdziwe literackie wyzwanie.

Depresyjne stany odcisnęły swoje piętno na twórczości pisarza. Jeden ze znawców Krasińskiego, Marek Bieńczyk, nazwał go czarnym człowiekiem, ogarniętym aurą pesymizmupesymizmpesymizmu i obsesją śmierci. Nie znajdziemy bowiem w jego utworach cienia ludzkiego szczęścia czy radości.

Trzeci wieszcz

Niegdyś Krasiński był uważany za trzeciego z romantycznych wieszczów, zaraz po Mickiewiczu i Słowackim. Zmieniło się to w okresie międzywojnia, wówczas bowiem badacze literatury uznali kunszt poetycki Krasińskiego za niedostateczny. Dopiero w drugiej połowie XX wieku dorobek Krasińskiego ponownie zwrócił uwagę badaczy; były to szczególnie: metafizyczno‑polityczny dramat Nie‑Boska komedia oraz bogata epistolografiaepistolografiaepistolografia.

1
Zygmunt Krasiński Listy do Delfiny Potockiej

16., 9 w wieczór, 1843, Warszawa

Aniele mój! Jakby o 12. w nocy pusto i cicho w domu, dobra chwila, rozjechali się wszyscy, panna do chorego brata, mój ojciec do Sapieżyny, mnie na dziś zaprosił Jan na wieczór – byłem się obiecał, ma grać u niego jakiś młody człowiek, zapowiadający talent, lisztowskiemu równy. Obiecałem więc, że będę, ale w chwili pójścia przypomniałem sobie, jak Dysza z takich wydobywa się trudności, osobliwie za moją poradą. Siadłem więc do stolika i napisałem bilecik, […] wymówiłem się bólem głowy, a to nie kłamstwo, bo szalenie boli. Mój Boże! Na grę fortepianową mnie zaprosili – na muzykę – nie wiedzą ludzie, że teraz usłyszeć akord jeden, mistrzowską ręką z nut wydobyty, tyle, co rozbeczeć się i nerwowym atakiem rozśmieszyć przytomną publiczność. A potem wydaje mi się świętokradztwem nakłonić ucho do dźwięków, ale z Twoich ust, lub nie spod palców Twoich wznoszących się. Zatem, gdy innych pojechali sobie, myśląc, że ja to samo uczynię, uczułem się panem w puszczy, przyszedłem do mojej ciemnozielonej jaskini, odsłoniłem białe widmo i postawiłem je przed sobą między dwiema świecami, jakby włoską Madonnę, i piszę do Ciebie, patrząc w ono widmo ukochane, piękne nad pięknemi. Nie znaleźć na planecie całym obrazu, który by bardziej czarodziejskie i czarnoksięskie na mnie wywierał wrażenie; to nie płótno, nie farby, to życie jakieś z poza świata, w „bożostanie” swoim, jak mówił Trentowski, pojęte i przedstawione. Jakażeś Ty blada w tej chwili, i jak dziwnie błękitnieją mgły wkoło Ciebie – dziwnie, smętno a ślicznie, cudnie błękitne, choć to nie szafir neapolitański, ale raczej niebo księżycowe, które duchy otacza. Włosy długie, ciemne, z niesłychaną, z arcydzielną powagą spływają Ci na ramiona, szaty Twoje z śniegu, przyprószonego przejrzystością powietrza, mglaną niebieskością. Lica blade, bardzo blade, bosko blade, a oczy obrócone ku mnie, pełne dumy, wyniosłości, natchnienia. Zdajesz się wyższa ode mnie stokroć, litować się nad nędzą moją. O Dialy, uklęknę przez tym widmem białym, przed Tobą. Dziwny to obraz. Nie rwą się k’niemu oczy śmiało, ale spuszczone, ni usta, by pocałunek choćby pokoju złożyć mu na czole, nie, ale duch cały rad by się wyspowiadać z wszystkich grzechów i nikczemności przed nimi, rad by błagać o litość, o przebaczenie, i zawołać wreszcie: „O Pani moja, prowadź mnie w nieskończoność. Ideał to zupełny, lecz zarazem nic nie może być podobniejszego do Ciebie. Twój chłód, Twoje rysy, postawa, te same fałdy, co na sukniach Twoich, – kto by zgadł, że to pędzel angielski tę Beatrycze malował? Coś dantejskiego żyje i panuje w tym obrazie; jak Ci mówię, że chce mi się uklęknąć przed nim, przed Tobą! Oto mi piękność prawdziwa, ledwo że obleczona w cielesny kształt, a jednak widoma, dotkliwa, rzeczywista, innej piękności duch ni sztuka nie znają, znieść nie mogą. Wszystkie rubensady przy tym to trupy bez duszy, a to dusza prawdziwa jest kształt cielesny, nie ma ciała koło niej! Ileż już ten obraz rozlał pociechy pod smętkiem dni moich, w rozlicznych okolicznościach, – ileż to razy mnie natchnął, pokrzepił, rzuciła mi do pustej piersi ducha jakiegoś, do wyschłego serca świeżą i wonną rosę odmłodnienia! Jemum winien, żem z Tobą jeszcze, choć nie przy Tobie, jemu, że, gdy mgłą zachodzą najszlachetniejsze władze umysłu mego, skoro go ujrzę, aliści znów czuję, wiem, widzę, pojmuję, co ideał i to najwyższy, bo powtarzam, w tej postaci jest coś podobnego do owej surowości, wielmożności i czystości, którą znawcy czują, gdy słyszą wielkie, kościelne symfonie. Oto Requiem Mozarta i ta struga światła muzycznego, bijąca w kierunku Boga, w górę, z Westalki nasuwają mi się na myśl. Ta sama prostota, niepokalaność, czystość, pycha potęgi i piękności uderzają na mnie z tego obrazu – a idąc za tą postacią, czuję się nie przykutym, choć ciągnionym, bo nie żadna ziemskość mnie oplata, dusi, gniecie, ale duch wolny mnie porywa, i, lecąc za nim, nie przestaję być także duchem wolnym! Co to jest jednak prawdziwa piękność! Jaka jej wszechmoc! Jak pierś napełnia! Jak podbija skrzydłami ramiona! Jak poi nektarem i zdaje się wszystko, co twarde i okrutne, przeistaczać na chwilę w sen boski, w życie wieczne! Od wielu dni takiej chwili nie doznałem; dzięki Tobie, żeś mnie ją dała, dzięki Tobie i obrazowi Twemu, który niczem byłby bez Ciebie, on z Ciebie wyrósł, on Tobą, on tym, co wiecznem w Tobie, wdziękiem i duchem Twoim! Więc raz jeszcze dzięki Tobie, Dialy! Noc teraz, a czuję pierwszy słoneczny promień, ogrzewający mi pierś od czasu tyla, tyla, tyla!
Już pisać dalej nie mogę, – do jutra, – do jutra!
17. nowembra. Ah! Boże, za jednę taką godzinę wzniesienia się, ileż to innych zatrutych, zagorzkowanych. […]
Nic koło siebie nie widzę prócz ślepych instynktów zwierzęcych lub podłości lub głębokiego głupstwa w ludziach. Rozmowy ich ciążą mi na powiekach, zamiary ich, choć ubrane frazesami, tylko do napełnienia kieszeni dążą, i kiedy obnażam je z tych strojów, naga tylko obrzydliwość zostaje. […]
O, serce to dziedzina zarazem i raju i czyśćca i piekła, – przez cały ciąg żywota ono pielgrzymuje z jednego w drugie i trzecie i zawraca nazad i znów zapada w głąb. Jedna tylko moc je zbawić może, moc wielkiej, niezłomnej, świętej miłości, wyjętej już spod praw ślepych i namiętnych doczesnej ziemskości i przeniesionej pod prawa Wiecznego Piękna, Nieskazitelnego Ideału. Taką miłość wczoraj Ci wyraziłem, patrząc w postać białą Twoją, taka miłość na wieki mnie kojarzy z Tobą, nikt do niej nie dochodzi bez przejścia wprzódy przez wszystkie drogi doczesne, nikt się nie wznosi do ideału, kto nie był w raju, a z raju wraz z ukochaną nie wyszedł i nie skosztował goryczy z pucharu żywota. Bo ideał, to koniec, to korona, to najwyższy, ostatni szczebel dla człowieka, choć pierwszym jest dla Boga. Kto pojął ideał, kto doszedł do niego, kto ukochał w ideale drugą istotę bliźnią sobie na ziemi, tego już żadne ułudy ziemskie nie poruszą, żadne ponęty nie przyciągną! Pod postacią kochanej wieczność w nim żyje i ta wieczność zarazem mu bronią i puklerzem! Lecz za tem spokój nie idzie, bo kto rozdzielony od wieczności swojej, ten wiecznie tęskni, za tem tylko idzie potęga i świętość i nienaruszalność miłości. I knew the perfect Beauty and therefore I am alone on the earth1I knew the perfect Beauty and therefore I am alone on the earth, to tylko na dzisiaj powiedzieć mogę. Wielkąm pogardą zdjęty ku wszystkim życia nikczemnościom, co się w kwiaty i blichtry i szychy stroją, – a wielką litością nad sobą samym, żem oderwan od tego, co pięknością mi nieskazitelną i nieskończonem przywiązaniem jest, od Ciebie! Bom z Tobą wstąpił już do nieba, już do krain Ducha, do krain Majestatu, z Tobąm już przeszedł życie, już owędrował wokół planetę i zostawił go pod sobą, za sobą. Takiej wędrówki potrzeba, by poznać, co jest wiecznem, a doczesnem co, lecz drugi raz nikt jej nie odbywa na ziemi, chyba poliszynel lub błazen. Stąd zarazem i nieskończoność tęsknoty mojej i nieskończoność miłości mojej, bo kochać tylko rozumnie i serdecznie białą postać mogę, a z tą, którą kocham, nie jestem, ale Bóg da, że będę!
Ah, żebyś Ty wiedziała, jak kocham, jak kocham, tak, jak Rafael Madonny swoje, tak, jak Michał Anioł Boga, kiedy ostatni sonet swój pisał, tak jak Dant ową postać z światła, na najwyższych stropach niebios! […]
Proszę Cię, ten list dwa razy przeczytaj i pomyśl, że w nim jest prawda święta. Niech wszystkie anioły Pańskie Cię strzegą. Zostań, zostań się i owszem, tem lepiej, listy prędzej dochodzić będą, zostań się, a z wiosną Rey ujrzysz, gdy porośnie rezeda!

Twój teraz i na wieki.

list Źródło: Zygmunt Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, oprac. Z. Sudolski, Warszawa 1975.
1

Słownik

epistolografia
epistolografia

dział piśmiennictwa obejmujący teksty napisane w formie listu, cenione jako dzieła artystyczne i jako dokumenty kultury i historii

parnas
parnas
  1. Parnas mit. gr. «jedna z siedzib Apollina i muz»

  2. «elita literacka, zwłaszcza środowisko poetów»

pesymizm
pesymizm

pogląd filozoficzny (przeciwstawny optymizmowi), wg którego świat jest pełen cierpień, a smutek przeważa w nim nad radościami życia