bg‑gray3

Maska śmierci szkarłatnej

R1Jnkoz65lrsN1
Harry Clarke, Ilustracja do noweli Maska Śmierci Szkarłatnej, 1919
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Nowela Maska śmierci szkarłatnej (ang. The Masque of the Red Death; inny tytuł polski to Maska Czerwonego Moru) została opublikowana po raz pierwszy w maju 1842 roku na łamach „Graham’s Magazine”. Poe stworzył utwór tuż po zdiagnozowaniu gruźlicy u jego ukochanej żony Virginii Clemm. W XIX wieku była to choroba zbierającą śmiertelne żniwo ‒ z jej powodu zmarli wcześniej matka pisarza, jego brat oraz macocha. Poe bał się śmierci, zarówno własnej, jak i swoich bliskich. Motyw wyniszczającej choroby i przedwczesnego zgonu obsesyjnie powracał zatem w twórczości autora.Maska śmierci szkarłatnej również wykorzystuje ten typowy dla Poego temat – autor ujął go tu w oryginalny sposób, nadając noweli cechy przypowieści.

Tłem wydarzeń przedstawionych w utworze jest wybuch zarazy szkarłatnej śmierci. Główny protagonista, książę Prospero, ukrywa się przed epidemią w warownym opactwie, w którym zamknął się wraz z towarzyszami. By nie myśleć o szalejącej zarazie, bohaterowie spędzają czas na zabawie i tańcu. W noweli widzimy opis wspaniałego balu maskowego, którego przebieg zakłóca pojawienie się tajemniczej, budzącej grozę postaci.

bg‑gray3

Przypowieść w gotyckim sztafażu

R1ZbNR4PjAAxp1
Arthur Rackham, Ilustracja do noweli Maska Śmierci Szkarłatnej, 1935
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Nowela Poego wykorzystuje motywy i rekwizyty typowe dla konwencji gotyckiej. Autor rozpoczyna utwór od makabrycznego opisu ciała dotkniętego zarazą. Sceneria wydarzeń to otoczone grubymi murami opactwo, przywodzące na myśl gotyckie zamczysko. Goście z trwogą omijają budzącą lęk, mroczną komnatę, a punkt kulminacyjny opowieści przypada na samą północ. Wśród uczestników maskarady pojawia się budząca grozę postać spowita w splamioną krwią, ciemną szatę, która przypomina całun pogrzebowy, z maską podobną do trupa – ofiary czerwonej śmierci. Wszystko to tworzy mroczny, tajemniczy nastrój typowy dla literatury gotyckiej.

Utwór Maska śmierci szkarłatnej wykorzystuje jednak gotycki sztafaż głównie w funkcji symbolicznej. Noweli nie należy odczytywać dosłownie, ale traktować ją jako alegorięalegoriaalegorięprzypowieśćprzypowieść (parabola)przypowieść. Świadczą o tym nieskonkretyzowane realia czasoprzestrzenne, nieukonkretnieni bohaterowie oraz operowanie licznymi symbolami, które prowadzą czytelnika do odczytania przenośnego sensu historii. Opowieść toczy się podczas balu maskowego. Motyw maskarady staje się sygnałem dla czytelnika, że podczas lektury nie powinien skupiać się na zewnętrznych pozorach, tylko sięgnąć głębiej.

Maska, jeden z najbardziej archetypicznych symboli kultury, jest dla Poego – podobnie jak dla wielu innych twórców romantycznych – znakiem służącym do wyrażenia głębszej refleksji o człowieku i jego losie:

Marta Kalarus Bo na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie...: tragiczny wymiar maskarad w wybranych utworach literatury romantyzmu

W romantyzmie ludyczny odcień maski ulega zatarciu. Zyskuje ona szereg nowych znaczeń, tracąc charakterystyczny dla kultury ludowej odcień odrodzicielski i nabierając nowego, posępnego wyrazu. Za ową romantyczną maską często kryje się straszliwa pustka, nic. [...] Twórcy doby romantyzmu zdradzają wyraźne upodobanie do tematyki balu i  maskarady. [...] Tym, co jednak wyróżnia realizacje wątków maskaradowych w literaturze romantycznej, jest niewątpliwie ich tragizm. To właśnie ponura symbolika maski wysuwa się na pierwszy plan w dziełach literackich doby romantyzmu. Maska ma w nich związek z tragicznymi wydarzeniami – niejednokrotnie zdaje się, że po prostu im towarzyszy.

d Źródło: Marta Kalarus, Bo na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie...: tragiczny wymiar maskarad w wybranych utworach literatury romantyzmu, [w:] Komizm i tragizm w literaturze romantyzmu, red. M. Piechota, M. Kalarus, O. Kalarus, Katowice 2016, s. 79–80.
bg‑gray3

Tekst

Edgar Allan Poe Maska Śmierci Szkarłatnej

Śmierć Szkarłatna od dawna pustoszyła ową krainę. Nigdy dżuma nie bywała tak nieodparta, tak straszliwa. Jej oznaką widomą była — krew — czerwień i szkarada krwi. Towarzyszyły jej bóle ostre, nagły zawrót głowy, a potem — obfity przez wszystkie pory wyciek potów i rozłąka z życiem. Purpurowa plamistość ciała, a szczególniej twarzy — usuwała ofiarę poza koło żyjących, pozbawiając jej wszelkiej pomocy i wszelkiego współczucia. Napad, rozwój i skutek choroby były sprawą półgodzinnych zabiegów. AtoliatoliAtoli książę Prospero — szczęśliwą miał gwiazdę, nieustraszone serce i umysł przenikliwy. Gdy dżuma na wpół wyludniła jego ziemie, zwołał tysiąc dzielnych, chwackiegochwackichwackiego usposobienia druhów płci obojga, wybranych spośród rycerzy i dwórek jego śwityświtaświty, i wraz z nimi usunął się od świata w ustronną samotnię jednego ze swych warownych opactw. Był to obszerny i wspaniały budynek, twór iście książęcy, w stylu cudacznym, a jednak godnym podziwu. Tęgi a wysoki mur przysparzał mu obwodu. Ów mur spiżową miał bramę. Świta, zaledwie przedostawszy się do wnętrza, z pomocą palników i krzepkich młotów zalutowała rygle. Postanowiono zawarować się przeciw nagłym zakusom rozpaczy od zewnątrz i zamknąć wszelki odwrót weselnym szałom od wewnątrz. Opactwo było suto zaopatrzone w żywność. Dzięki tym środkom ochronnym dwór księcia mógł drwić z zarazy. Ludność po tamtej stronie muru wedle sił i możności krzątała się dokoła swego zbawienia. Cokolwiek miało się zdarzyć, wszelka troska i wszelka zaduma była obecnie szaleństwem. Książę wszystkim dostarczył źródeł uciechy. Byli tam wesołkowie, byli żonglerzy, tancerze, grajkowie, był czar pod wszelką postacią, było wino. Wewnątrz — zbiór wszelakich cudów i bezpieczeństwo. Zewnątrz — Śmierć Szkarłatna. Na schyłku piątego czy szóstego miesiąca swego pobytu w warownych zaciszach, a w chwili najzapalczywszego po tamtej stronie murów srożenia się klęski stało się, że książę Prospero uraczył tysiąc swych druhów płci obojga balem maskowym niesłychanego przepychu. Co za rozkoszna to była maskarada! Lecz niechże mi wprzód dane będzie opisać komnaty, w których się spełniła. Było ich siedem na głównej osi pałacu. W wielu zamkach ten szereg komnat tworzy długą, w prostej linii perspektywę, gdy skrzydła drzwi są na oścież, aż do zetknięcia się z obojgiem ścian rozwarte, tak że wzrok biegnie bez przeszkód do końca. W danym razie było zgoła inaczej, jak można się tego było spodziewać po księciu i po jego pochopnym do dziwów umyśle. Komnaty miały rozkład tak nieprawidłowy, iż oko nie mogło naraz ogarnąć więcej nad jedną. W odstępie dwudziestu lub trzydziestu jardówjardjardów zjawił się nagły zakręt — i przy każdym zakręcie — widok nowy. Po prawej i lewej stronie — w pośrodku każdej ściany wysokie a wąskie okno gotyckie wychodziło na ślepy korytarz, żłobiący się zgodnie z zawiłym rozkładem komnat. W każdym oknie tkwiły szyby o barwach, zastosowanych do głównego tonu w ozdobach komnaty należącej do okna. Na przykład — komnata we wschodnim skrzydle zamku miała obicie błękitne i okna z ciemnego błękitu. Drugą z kolei zdobiła i oblekała purpura, tedy szyby były purpurowe. Trzecia — całkowicie zielona z zielonymi oknami. Czwartą w stroju pomarańczowym — pomarańczowe rozwidniały okna. Piąta — biała. Szósta — fioletowa. Siódmą komnatę sztywnie oblekał czarny aksamit, przesłaniając całe sklepienie i mury, i ciężkimi zwojami opadając na dywan z tejże tkaniny i tej samej barwy. Atoli w tej wyjątkowej komnacie barwa okien nie odpowiadała wnętrzu. Szyby były szkarłatne, o skrzącej barwie krwi.
Tedy — w żadnej z siedmiu komnat — wśród gęstwy obficie rozrzuconych lub przypiętych do lamperii ozdób ze złota — nie było ani lampy, ani kandelabrów. Ani lamp, ani świec. Ani śladu jakichkolwiek w tym rodzaju rozwidnień w całym długim szeregu tych komnat. Wszakże w okalających je korytarzach, tuż pod każdym oknem tkwił olbrzymi trójnóg z płonącym zarzewiem, którego promienie przenikały poprzez barwne szyby, rzęsistym blaskiem olśniewając komnatę. Stąd był dostatek mieniących się barwą i fantastycznych widoków.
Wszakże oświetlenie komnaty zachodniej, owej czarnej komnaty, kędykędykędy brzaskbrzaskbrzask zarzewia poprzez krwawe szyby spływał po czarnych aksamitach, było złowieszczo‑straszliwe i przydawało twarzom zabłąkanych do wnętrza śmiałków wyraz tak dziwny, że szczupła tylko garstka tancerzy zdobywała się na odwagę postawienia swej stopy w magicznym przybytku tej komnaty.
W tej samej właśnie komnacie — u zachodniej ściany — stał olbrzymi zegar hebanowyhebanowyhebanowy. Wahadło jego kołysało się z głuchym, ciężkim, jednostajnym tykaniem i gdy wskazówka minutowa dokonała swego wokół tarczy obiegu, a godzina miała zadzwonić, z mosiężnych płuc olbrzyma dobywał się dźwięk czysty, donośny, głęboki i nad wyraz melodyjny, lecz o tonie tak swoistym i pełnym napięcia, że grajkowie kapeli co godzina musieli zaprzestawać na mgnienie swych akordów, aby słuchać gry godzin — tancerze wbrew woli zatrzymywali się w tańcu. Chwilowy popłoch ogarniał wesołą gromadę i widziano, jak przez cały czas brzmienia kurantówkurantkurantów najzuchwalsi bledli, a najstarsi wiekiem i najdojrzalsi umysłem prowadzili dłonią po czole niby w zadumie lub w gorączkowym majaczeniu. Lecz gdy ostatnie echo zamarło, skrzydlaty śmieszek przelatał po całym zgromadzeniu. Grajkowie spoglądali po sobie i, uśmiechając się na myśl o własnej wrażliwości i nierozsądku, ciszkiem przyrzekali sobie nawzajem, że następny śpiew kurantów nie wywrze na nich podobnego wrażenia, a później po upływie sześćdziesięciu minut, brzemiennych trojgiem tysiąców i sześciorgiem setek sekund dopełnionej godziny, następował nowy śpiew nieodpartych kurantów i powtarzał się ten sam popłoch, ten sam dreszcz, te same majaczenia. Wszakże na przekór tym przerwom, orgia odznaczała się wesołością i przepychem. Upodobania księcia były zgoła osobliwe. Miał oko wprawne w dziedzinie barw i efektów. Pogardzał wszelkim decorumdecorumdecorum mody. Jego zamiary były zuchwałe i dzikie, a pomysły olśniewały przepychem barbarzyńskim. Byli tacy, którzy go posądzali o szaleństwo. Jego dworzanie czuli dobrze, iż tak nie Jest. Wszakże trzeba było słyszeć go, widzieć i obcować z nim bezpośrednio, aby się upewnić, iż tak nie Jest. Ze względu na tak wielką uroczystość, sam przeważnie zarządzał doborem sprzętów w siedmiu komnatach i nakaz jego upodobań osobistych narzucił styl przebraniom. Doprawdy, były to pomysły dziwaczne. Było to wprost wspaniałe, olśniewające! Była w tym pokusa i fantazja — wiele z tego, co potem ujrzano w HernanimHernaniHernanim. Były postacie całkiem arabeskowe, postrojone niedorzecznie, ukształtowane na przekór wszelkim prawidłom — dziwy potworne jak majaki. Było tam pod dostatkiem czaru, rozpusty i wybryków — źdźbło zgrozy i obfitość szkarady. Słowem, była to ciżba zmór, które kroczyły napuszenie po siedmiu komnatach. I zmory owe wyprawiały wszelkiego rodzaju łamańce, brocząc barwami komnat i rzekłbyś, iż spod ich stóp wysnuwały się dźwięki muzyki i że dziwaczne akordy kapeli były echem ich kroków. A od czasu do czasu z komnaty aksamitnej dolatał rozdzwoniony śpiew hebanowego zegara. I wówczas na okamgnienie wszystko nieruchomiało, wszystko milkło prócz głosu zegara. Zmory stygły, drętwiały w swych ruchach. Lecz oto echa kurantów zamierały — ich śpiew trwał tylko chwilę i zaledwo pierzchły, a już skrzydlaty i niestłumiony śmieszek trzepotał się wszędy. I grzmiała kapela, ożywiały się zmory — i kurczyły się w tak wesołych podrygach, jak nigdy, przyswajając sobie barwy okien, przez które wlewał się pożar trójnogów.
Lecz żadna z masek nie śmiała już zabłąkać się do komnaty, która tkwiła tam — na samym zachodzie — noc się bowiem zbliżała i wzmożone w swej czerwieni światło napływało od przekrwionych szyb, a kruczość żałobnych draperii nabrała grozy. I dla śmiałka, który dotknął stopą żałobnych dywanów, zegar hebanowy rozbrzmiewał cięższym i uroczyściej potężnym śpiewem kurantów, niż dla uszu masek wirujących w beztroskiej oddali pozostałych komnat. Komnaty owe roiły się od ludzi i życie tętniło w nich gorączkowym wrzeniem. Wir wesela trwał nieustannie, aż wreszcie północ wybiła na zegarze. Wówczas, jak już rzekłem, kapela zamarła. Kołowrotny rozpęd tancerzy ustał i jak dawniej wszystko zaprawiło się trwożnym znieruchomieniem. Ale tym razem krtań zegara miała dwanaście do wydzwonienia uderzeń — a więc łatwiej stać się mogło, iż więcej myśli wkradło się do zadumy tych, którzy wśród ciżby ucztujących podejmowali się myślenia. I zapewne dla tej samej przyczyny niektóre z ciżby osoby, zanim jeszcze ostatnie echa ostatniego uderzenia roztajały w ciszy, zdążyły wypatrzeć obecność maski, która dotąd zgoła nie ściągnęła na siebie uwagi. I gdy szeptem podano sobie dookoła wieść o tym najściu, powstał wśród ciżby porozumiewawczy zgiełk i pomruk zdziwienia i niezadowolenia, a po nim nastąpił w końcu dreszcz strachu, grozy i wstrętu. Trzeba było niewątpliwie aż nazbyt niezwykłego zjawiska, aby wywrzeć takie wrażenie na ciżbie takich, jak je opisałem, widziadeł. Swoboda zapustnazapustnyzapustna tej nocy była wprawdzie bez mała nieograniczona, lecz osobistość, o której mowa, przekroczyła względne skądinąd granice nakazanych przez księcia pozorów. W sercu ludzi najbardziej nieczułych są struny, które lada dotyk porusza. Nawet w duszy najbezpowrotniejszych zatraceńców, tych, dla których śmierć i życie jest zarówno igraszką, tkwi coś, z czym igrać nie można. Całe zatem zgromadzenie zdawało się do głębi wyczuwać niesmaczność i niewłaściwość zachowania się oraz ubioru nieznanego gościa. Osobistość była smukła i chuda, od stóp do głów opatulona w całun. Maska tająca oblicze tak trafnie wyobrażała twarz zesztywniałego trupa, że najszczegółowsze badanie z trudem wykryłoby fortel. Mimo to, wszyscy rozbawieni hulajdusze mogliby, jeśli nie pochwalić, w każdym razie ścierpieć ów żart potworny. Wszakże maska posunęła się aż do przybrania godła Śmierci Szkarłatnej. Jej ubiór był pokalany krwią, a jej wysokie czoło oraz wszystkie rysy twarzy były zbryzgane straszliwym szkarłatem.
Gdy wzrok księcia Prospera padł na tę postać widmową, która ruchem powolnym, uroczystym i napuszonym, jakby dla utrzymania się w roli, kroczyła tu i tam pośród tancerzy, zauważono w pierwszej chwili, że skurczył go gwałtowny dreszcz strachu czy też wstrętu, lecz w mgnienie potem czoło jego spurpurowiało od gniewu. — Kto śmie — zapytał głosem ochrypłym stojących w pobliżu dworzan — kto śmie nam urągać tymi bluźnierczymi drwinami? Pochwyćcie go i pozbawcie maski, abyśmy poznali, kogo skoro świt mamy na murach stryczkiem pokarać? A gdy to mówił, znajdował się książę Prospero w komnacie wschodniej, czyli błękitnej. Słowa jego donośnie i wyraźnie zabrzmiały po wszystkich siedmiu komnatach, gdyż książę był nieugięty i krzepki w sobie, zaś kapela zamarła na jego skinienie. A stało się, że w komnacie błękitnej przebywał książę, mając po bokach świtę pobladłych dworzan. Początkowo, gdy mówił, świta nieznacznym ruchem pokwapiła się ku natrętowi, który przez chwilę był dostępny, a który obecnie krokiem śmiałym i majestatycznym zbliżał się do księcia. Ale pod wpływem jakiejś nieokreślonej trwogi, która ogarnęła całe zgromadzenie na widok niedorzecznego zuchwalstwa maski, nie było nikogo, co by dłoń na niej położył, tak że nie znajdując żadnych przeszkód przybysz przeszedł tuż o dwa kroki od księcia i podczas gdy niezliczone tłumy, jakby jednakiemu posłuszne odruchowi, odpłynęły od środka komnaty ku murom, szedł dalej bez przerwy tym samym uroczystym i miarowym krokiem, który go przed chwilą cechował, z komnaty błękitnej do komnaty purpurowej — z komnaty purpurowej — do komnaty zielonej — z zielonej do pomarańczowej — z owej do białej — z tej zaś do fioletowej, zanim poruszono się, aby go stanowczo zatrzymać.
Wówczas jednak stało się, że książę Prospero rozjątrzony gniewem i wstydem chwilowego tchórzostwa, rzucił się na oślep poprzez sześć komnat, dokąd nikt za nim nie pośpieszył, gdyż strach śmiertelny owładnął całym tłumem. Potrząsając obnażonym mieczem, zbliżył się na odległość trzech czy czterech kroków do uchodzącej zjawy, gdy nagle ta ostatnia, dotarłszy do końca komnaty aksamitnej, odwróciła się znienacka, stawiając czoło swemu prześladowcy. Rozległ się krzyk przenikliwy i miecz, błysnąwszy, ześliznął się na żałobne dywany, gdzie książę Prospero padł martwy chwilę potem.
Wówczas, zdobywając się na ślepą odwagę rozpaczy, tłumy masek rzuciły się społem do czarnej komnaty i schwyciwszy nieznajomego, który na kształt wyniosłego posągu trwał wyprostowany i nieruchomy w cieniu hebanowego zegara, doznały nieokreślonego strachu, stwierdzając naocznie, że pod całunem i pod trupią larwąlarwalarwą, których pochwycenie kosztowało je tylu nadludzkich wysiłków, żaden kształt namacalny nie istnieje.
Rozpoznano wówczas obecność Śmierci Szkarłatnej. Przyszła jak złodziej nocny. I wszyscy biesiadnicy, jeden po drugim, padli w komnatach hulaszczych, skropionych rosą krwawego chrztu, i każdy skonał w rozpaczliwych odruchach swego upadku.
I życie w zegarze hebanowym zamarło wraz z życiem ostatniego z tych wesołych chwatów. I żary trójnogów wygasły. I Ciemność, i Ruina, i Śmierć Szkarłatna rozpostarły wszędy swą władzę nieograniczoną.

bt Źródło: Edgar Allan Poe, Maska Śmierci Szkarłatnej, [w:] Opowieści niesamowite, tłum. B. Leśmian, Warszawa 1993, s. 298–305.
atoli
chwacki
świta
jard
kędy
brzask
hebanowy
kurant
decorum
Hernani
zapustny
larwa

Słownik

alegoria
alegoria

(gr. lambdalambdaetagammaomicronrhoίalfa < allegoreo - mówić coś innego) – postać, motyw lub fabuła mające poza znaczeniem dosłownym stały umowny sens przenośny

gotycyzm
gotycyzm

(niem. Gotik) – nurt kultury europejskiej, stanowiący jeden z jej przedromantycznych prądów; dążył do przywrócenia rangi i znaczenia utworom i budowlom pochodzącym ze średniowiecza; prądowi nadano nazwę “gotycyzm”, gdyż tradycje średniowieczne były wiązane przede wszystkim z gotyckim stylem architektonicznym; gotycyzm obecny był w sztuce ogrodowej, malarstwie i literaturze

przypowieść (parabola)
przypowieść (parabola)

(gr. para - obok, bolos - rzut) – gatunek literacki obejmujący alegoryczne utwory narracyjne o schematycznej fabule, z uproszczonym wizerunkiem postaci, bez dookreślonych czasu i miejsca wydarzeń; przypowieść służy przekazaniu ogólnej prawdy moralnej lub filozoficznej, właściwa interpretacja przypowieści wymaga przejścia od jej znaczenia dosłownego do ukrytego znaczenia alegorycznego lub symbolicznego