Pan Błyszczyński należy do ostatnich wierszy poety. Można go wręcz uznać za poetycki testament Bolesława Leśmiana, wyrażający poglądy twórcy na temat Boga i człowieka: ich wzajemnych relacji, kompetencji i możliwości. Jest też sumą rozważań egzystencjalnych i autotematycznych, dotyczących kwestii istnienia, poezji, piękna, roli stwórcy. Pełen neologizmów tekst Pana Błyszczyńskiego pokazuje wysiłek bohatera, który stworzył ogród „z niczego”. W postawie samozwańczego demiurgademiurgdemiurga widzi poeta obraz porażki człowieka, który podjął się próby powołania życia o własnych tylko siłach.

Dylematy ludzkie uwidocznione w tym, jak i w wielu innych utworach Bolesława Leśmiana, opierają się na niezwykle głośnej w owym czasie filozofii Henriego Bergsona. W centrum myśli tego francuskiego noblisty stała koncepcja tzw. élan vital, czyli „pędu życiowego”. Bergson słusznie sądził, że stworzona rzeczywistość pozostaje w nieustannym ruchu, rozwijając się od prostych do coraz bardziej skomplikowanych i dojrzałych form. Wszystko dąży do życia, realizacji ukrytego w sobie potencjału, a wreszcie osiągnięcia pełni. Cały świat zarówno trwa, jak i staje się. Podobnie dynamiczna jest, zdaniem Bergsona, natura samego Boga. On jest samym Życiem i źródłem ruchu. Dzięki posiadaniu tej samej boskiej cząstki człowiek pragnie rozwoju własnych możliwości; angażuje się w budowanie świata, pracę społeczną, kulturę, działalność artystyczną czy innego rodzaju twórczość. Aby jednak ten „pęd życiowy” mógł dążyć coraz dalej i nigdy się nie zatrzymywać, ludzie, z natury ograniczeni, powinni pozostawać w stałym kontakcie z Bogiem jako stwórcą, ale także absolutnym przejawem dynamiki życia.

Ponieważ filozofia Henriego Bergsona kładła tak duży nacisk na kreację i rozwój stworzenia, to także poezja Bolesława Leśmiana powoływała do istnienia nowe światy, czasem będące dopiero w procesie wyłaniania się z niebytu, jak również nowe słowa, neologizmy zwane leśmianizmami.

R16lfQWqIzRJI1
Władysław Podkowiński, W ogrodzie, 1892
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.
Bolesław Leśmian Pan Błyszczyński

Ogród pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu,
Gdzie się cud rozrasta w zgrozę i bezprawie.
Sam go wywiódł z nicości błyszczydłami swych oczu
I utrwalił na podśnionej drzewom trawie.

Kiedy zmory są zajęte przyśpieszonym zmorowaniem
Między mgłą a niebem, między mgłą a wodą –
Zielna zjawa swe dłonie zbezcieleśnia ze łkaniem
Nad paprocią – nad pokrzywą – nad lebiodą.

W takiej chwili Bóg przelatał, pełen wspomnień wiekuistych,
Ścieżką podobłoczną – właśnie, że tułaczą –
I przystanął na zbiegu dwojga tęsknot gwiaździstych,
Gdzie się widma migotliwie bylejaczą.

Zaszumiało jaworowo, ale chyba wbrew jaworom –
Samym cisz zamętem, samą cisz utratą…
„Kto te szumy narzucił moim dumnym przestworom?
Kto ten ogród roznicestwił tak liściato?…”

Cisza… Nikt nie odpowiada. Płyną chmury i godziny…
Wszelka dal w niebiosach – to dal zagrobowa.
Pan Błyszczyński w świat nagle z trwożnej wyszedł gęstwiny,
Szepnął: „Boże!” – i powiedział takie słowa:

„Był w zaświatach – sen i wicher i zaklętej burzy rozgruch!
Boże, snów spełnionych już mi dziś nie ujmuj!
Jam te drzewa powcielał! To – mój zamysł i odruch…
Moje dziwy… Moje rosy… Dreszcz i znój mój!

Przebacz smutkom i widziadłom, nie znającym rodowodu,
I opacznym kwiatom, com je snuł z niczego…
Moja wina! O, Boże, wejdź do mego ogrodu!
Do ogrodu!… Do – mojego!… Do – mojego!…

Wyznam Tobie całą zwiewność, całą gęstwę mojej wiary
W życie zagrobowe kwiatów i motyli.
Wejdź do mego ogrodu! I cóż z tego, że czary!…
I cóż z tego, że ułuda nikłej chwili!…”

Wszedł w gęstwinę, co szumiała poza życia drogowskazem.
Sami byli teraz. Oko w oko – sami.
Nic do siebie nie rzekli i ciemniejąc, szli razem
Alejami – alejami – alejami!

Ogród śnił się… Tu i ówdzie dąb prześniony zżółkł i powiądł.
Każdy krzew sam w sobie miał zaświata wygląd.
Sporo było w gałęziach – cisz zbłąkanych i sowiąt,
Lecz nie było ani świerszczy, ani szczygląt.

Uciekały się niebiosy pod najdalszych gwiazd obronę,
Miesiąc złotym rogiem chmurę mgliście pobódł.
Trzepotały się w piachu dusze zmarłych, spragnione
Nowych zgonów i pośmiertnych w mroku swobód.

Coś złociście wyspowego w daleczyźnie alej pełga –
Można taką wyspę brwi skinieniem spłoszyć…
Świetlikami za chwilę północ w zieleń się wełga,
Niepokojąc gmatwaninę leśnych poszyć.

Pan Błyszczyński sprawdzał ogród, czy dość czarom jego uległ –
I czy szum i poszum dość jest rzeczywisty –
I czy liszaj na dębie – jadowity brzydulek –
Dość się wgryza w złudną korę i w pień śnisty?…

[…]

Szli, aż doszli tam, gdzie w mrzonce zagęstwionej i niczyjej
Cień dziewczyny jaśniał oczu w dal rozbłystką,
A jej usta i piersi i ramiona i sny jej
Były takie, żeby właśnie kochać wszystko…

Rzęsy miała dosyć złote, by rozwidnić blaskiem rzęs tych
Dno zmyślonych jezior, gdzie mży śmierć zmyślona –
Warkocz łatwo się płoszył, więc skrzydłami fal gęstych
Wciąż uciekał i powracał na ramiona.

Bóg w nią spojrzał, kiedy właśnie wynurzona z mgieł spowicia
Urojone oczy w modre nic rozwarła.
„Kto ją stworzył?” – zapytał. „Nikt, bo przyszła bez życia
I bez śmierci, więc nie żyła i nie zmarła…

Próżno szukam w jej warkoczu źdźbeł istnienia, snu okruszyn,
Próżno chcę ugłaskać pozłocisty kędzierz!
Tak mnie wzrusza ten niebyt, cudny niebyt dziewuszyn!…
Bądź miłościw niebytowi… Wiem, że będziesz…

Wyłoniłem z mroku ogród, oderwany od przyczyny,
Rozkwieciłem próżnię, namnożyłem ścieżek –
I już wszystko rozumiem, prócz tej jednej dziewczyny,
Prócz tej jednej, którą kocham!” Bóg nic nie rzekł.

[…]

Znam niedolę wniebowstąpień! Znam wskrzeszonych ust niedolę!
I płacz wśród zieleni… I zgon sierociński…
I to wszystko mnie boli!… Ja – sam siebie tak bolę!” –
Wołał w bezmiar i ku Bogu pan Błyszczyński.

Ale Boga już nie było… Pustka padła wzdłuż na kwiaty.
Widma drzew szeptały: „Zmiłuj się nad nami!” –
Błogosławiąc snom wszelkim, leciał w dalsze wszechświaty
Powietrzami, wstrząsanymi powietrzami.

Pewno widać było z nieba, że świat mija i przeminie,
I że snom przyświeca – woda na kamieniu…
Pan Błyszczyński zaszeptał w usta niemej dziewczynie:
„Błędny cieniu, marny cieniu, cudny cieniu!

Zabłękitnij – odbłękitnij… I mów wszystko i nie domów!…
Czy tu jest ów wszechświat; gdzieś zgubiła siebie?
Może ci się należy wpośród innych ogromów
Inna zieleń – inna nicość – w innym niebie.

Nie zaczęłaś dotąd istnieć w żadnym półśnie, w żadnym grobie,
Dotąd stóp twych śladu nie stwierdziły kwiaty –
Podczas twego niebytu zakochałem się w tobie,
Naraziłem mroczne ciało na zaświaty!

Czy mam z tobą iść w głąb żalu, czy w tę inną głąb doliny,
Nim świat zginie śmiercią, niebem malowaną?…
I jak dążyć - do ciebie – do niebyłej dziewczyny –
Ty – mgło moja, usta drogie, złota piano!…

[…]

Tam – wysoko i najwyżej – między niebem a nadrzewiem
Włóczy się srebrnawo – cisza i znikomość.
Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,
Że miłością jest ta moja – niewiadomość!”

Umilkł nagle pan Błyszczyński i popatrzył w dal niecałą,
Świateł i przeznaczeń było coraz więcej.
A on kochał ją w usta, kochał w stopy, w pierś białą –
I minęło różnych czasów sto tysięcy!

[…]

Mrok zaskomlał w pustym dębie, zagwizdała nicość w klonie,
I rozbłysła w księżyc – śmierć i pajęczyna…
Pan Błyszczyński zrozumiał i załamał swe dłonie
I pomyślał: „W nic rozwieje się dziewczyna!” –

W nic rozwiała się dziewczyna i jej czar, poczęty w niebie,
I pierś, zakończona różową soczystką.
I rozpadło się ciało na żal straszny do siebie
I niewiedzę o tym żalu!… I to – wszystko…

Nie umarła, lecz umarło jej odbicie w jezior wodzie.
Już się kończył zaświat… Ustał cud dziewczyński…
O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie!
I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński.

1 Źródło: Bolesław Leśmian, Pan Błyszczyński, [w:] tegoż, Poezje wybrane, oprac. J. Trznadel, Wrocław 1983, s. 229–236.

Słownik

demiurg
demiurg

(gr. dēmiourgós – twórca, rzemieślnik) – w filozofii boski, wieczny i dobry twórca świata zmysłowego, kształtujący go według doskonałego wzorca wiecznie istniejących idei, z odwiecznej, nieokreślonej materii;

fantasmagoria
fantasmagoria

(fr. fantasmagorie) – fantastyczne obrazy będące złudzeniem optycznym, wytworem nadwrażliwej wyobraźni; urojenie, przywidzenie, iluzja

frenetyzm
frenetyzm

(gr. phrenitisó – obłąkanie, gorączka) - sposób kreowania świata przedstawionego w utworze literackim z eksponowaniem elementów szaleństwa, działań wyzwolonych spod kontroli rozumu, scen okropności, okrucieństwa, czasem zbrodni; nagromadzenie w utworze elementów budzących grozę

metafizyka
metafizyka

(gr. metá ta physiká – co następuje po fizyce) – rozważania nad tym, co niepoznawalne, tajemnicze, niedostępne zmysłom i doświadczeniu; rzecz trudna do zrozumienia ze względu na wysoki stopień abstrakcji

oniryzm
oniryzm

(gr. óneìros – sen, marzenie senne) – sposób przedstawiania rzeczywistości w sztuce na wzór marzenia sennego

panteizm
panteizm

(gr. pán – wszystko + theós – Bóg) – doktryna filozoficzna, według której Bóg jest tożsamy ze światem, rozumianym jako jedna całość bytowa

semantyczny
semantyczny

(gr. sēmantikós – znaczący) – analiza znaczeń wyrazów oraz dział semiotyki zajmujący się badaniem związków, jakie zachodzą między wyrażeniami języka a przedmiotami, do których się one odnoszą