Sarmacki obyczaj pogrzebowy

W baroku religijność była wystawna i pełna estetycznego przepychu, ponieważ zgodnie z ustaleniami Soboru trydenckiego wiara i duchowość jako doświadczenie wewnętrzne powinny przejawiać się na zewnątrz, w czynie, w kulturze, w pięknie sztuki, w gestach i rytuałach. Im głębsza wiara zatem, tym bogatsza oprawa estetyczna. Staropolski obyczaj hołdujący tej zasadzie opisuje Joanna Dziubkowa:

Joanna Dziubkowa Stoj pogrzebiencze, a pod glancem teÿ blachy upatruj prześwietne popioły

Po ukończeniu przygotowań i wyznaczeniu daty pogrzebu, zwłoki w uroczystej procesji wyprowadzano z domu do kościoła. Tam w bogato iluminowanym wnętrzu, wyłożonym na ogół purpurowymi i złotymi tkaninami, herbami rodzinnymi, figurami alegorycznymi, emblematami, symbolami i atrybutami śmierci […] umieszczano trumnę na katafalkukatafalkkatafalku lub w architekturze castrum doloriscastrum doloriscastrum doloris. Stała ona na trzech lub pięciu stopniach (gradusach) z portretem przybitym do naczółka od strony głowy zmarłego, tablicą epitafijną u stóp, blachami herbowymi po bokach i ustawionym na wieku krucyfiksem. […] Ożywiony blaskiem świec obraz zmarłego był jednym z iluzorycznych elementów parateatralnego przedstawienia, łączącego doczesność z tajemnicą transcendentu. Nieboszczyk, przedstawiony jako osoba żywa, uczestniczył we własnym pogrzebie, dziękując ustami oratorów w wygłaszanych w pierwszej osobie mowach pożegnalnych za przybycie, doznane dobrodziejstwa, wspominając kręte ścieżki ziemskiego bytu, na ogół związane z losami Ojczyzny i powinnością wobec Boga. […] Atmosferę refleksji nad wartościami nieprzemijającymi przerywały spektakularne sceny o symbolicznej wymowie. Podczas uroczystości do kościoła wjeżdżał na koniu archimimusarchimimusarchimimus: aktor – giermek, ucharakteryzowany na osobę nieboszczyka, ubrany w jego zbroję. Upadkiem z konia symbolizował on śmierć społeczną syna Ojczyzny i chrześcijańskiego rycerza. Przy odgłosie werbli kruszono kopię zmarłego, a jeśli był ostatnim potomkiem rodu – łamano pieczęcie i tarcze herbowe”.

1 Źródło: Joanna Dziubkowa, Stoj pogrzebiencze, a pod glancem teÿ blachy upatruj prześwietne popioły, [w:] Vanitas. Portret trumienny na tle sarmackich obyczajów pogrzebowych, oprac. J. Dziubkowa, Poznań 1996, s. 15.
RTxJ44x5zqX9c
Castrum doloris Stanisława Augusta Poniatowskiego w pałacu w Sankt Petersburgu, 1698
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Śmierć wojownika

R10aV32eQabpJ1
Józef Brandt, Husarz, 1890
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Postać odważnego wojownika‑Sarmaty była mitem i wzorcem osobowym polskiej szlachty. Ideały rycerskie związane z tym wyobrażeniem odgrywały ważną rolę w kulturze sarmackiej, co miało odzwierciedlenie m.in. w obyczaju pogrzebowym. W castrum doloris („twierdzy boleści”) obrońcy ojczyzny i wiary umieszczano buzdyganybuzdyganbuzdygany i inne uzbrojenie, w tym słynną karabelękarabelakarabelę – symbol męstwa i odwagi. Katafalk obijano suknem lub aksamitem w karmazynowym kolorze, zastrzeżonym dla poległych wojowników, a kondukt żałobny oprócz członków rodziny, księży i zakonników, sług i żebraków formowały żołnierskie chorągwie. W dniu pogrzebu, zgodnie z wymogami pompa funebrispompa funebrispompa funebris, biły kościelne dzwony, strzelały działa, a bohaterskie czyny zmarłego podkreślały kazania i świeckie oracje, w których przywoływano chwalebną śmierć na polu bitwy i ofiarę z życia złożoną ojczyźnie. Heroizacja śmierci wojownika‑Sarmaty widoczna była również w drukowanych panegirykach i poezji. Zbigniew Morsztyn w wierszu Votum pisał:

Zbigniew Morsztyn Votum

Prawda‑ć, że żywot zda się być przystojny
Służyć żołnierską i pilnować wojny,
Miłej Ojczyźnie z własnej krwie ofiary
Przynosić w dary.

2 Źródło: Zbigniew Morsztyn, Votum, [w:] tegoż, Wybór wierszy, oprac. J. Pelc, Wrocław 1975, s. 103.
Henryk Sienkiewicz Pan Wołodyjowski
R1DfFASC32dB51
Piotr Stachewicz, Pan Wołodyjowski, 1898
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

W kolegiacie stanisławowskiej stał na środku kościoła wysoki katafalk, rzęsiście obstawiony świecami, a na nim leżał w dwóch trumnach, ołowianej i drewnianej, pan Wołodyjowski. Wieka były już zabite i właśnie odprawiano pogrzeb. Życzeniem serdecznem wdowy było, by ciało spoczęło w Chreptiowie, lecz że całe Podole było w rękach nieprzyjacielskich, więc tymczasowo miano je pochować w Stanisławowie, do tego bowiem miasta odesłani zostali pod konwojem tureckim kamienieccy exulesexulesexules i tu wydani w ręce wojsk hetmańskich.

Wszystkie dzwony biły w kolegiacie. Kościół zapełniony był tłumem szlachty i żołnierzy, którzy ostatni raz chcieli rzucić okiem na trumnę „Hektora kamienieckiego” i pierwszego Rzeczypospolitej kawalera. Szeptano, że sam hetman ma na pogrzeb przyjechać, że jednak nie było go dotąd widać, a lada chwila mogli nadejść czambułem Tatarzy, przeto postanowiono nie odkładać ceremonii.

Starzy żołnierze, przyjaciele lub podkomendni nieboszczyka, stanęli wieńcem koło katafalka. Byli między innymi obecni: pan Muszalski łucznik i pan Motowidło i pan Snitko i pan Hromyka i pan Nienaszyniec i pan Nowowiejski i wielu innych, dawnych oficerów ze stannicy. Dziwnym trafem nie brakło prawie nikogo z tych, którzy niegdyś zasiadali wieczorami ławy przy ognisku chreptiowskiem; wszyscy wynieśli cało głowy z tej wojny, tylko ów, który im był wodzem i wzorem, ów rycerz dobry i sprawiedliwy, straszny dla nieprzyjaciół, słodki dla swoich, tylko ów szermierz nad szermierze z sercem gołębia – leżał oto wysoko, wśród światła, w chwale niezmiernej, ale w ciszy śmierci. 

Zatwardziałe przez wojnę serca kruszyły się z żalu na ów widok; 

 W środku żołnierskiego koła leżała krzyżem na podłodze Basia, a obok niej stary, zniedołężniały, złamany i trzęsący się pan Zagłoba. Ona tu przybyła piechotą z Kamieńca, za wozem wiozącym najdroższą trumnę, a teraz właśnie przyszła chwila, że trzeba było tę trumnę oddać ziemi. Przez całą drogę, idąc nieprzytomna, jakby nie do tego świata należąca — i teraz przy tym katafalku, powtarzała, bezświadomemi usty: „Nic to!” – powtarzała, bo tak jej kazał ten ukochany, bo to były ostatnie wyrazy, które jej przesłał; ale w tem powtarzaniu i w tych wyrazach były tylko dźwięki bez treści, bez prawdy, bez znaczenia i otuchy. Nie „nic to” było, jeno żal, ciemność, rozpacz, martwota, jeno nieszczęście niepowrotne, jeno życie zabite i złamane, jeno błędna świadomość, że już niema nad nią ni miłosierdzia, ni nadziei, a jest tylko pustka i będzie pustka, którą wypełnić może jeden Bóg, kiedy śmierć ześle.

Dzwony biły; u wielkiego ołtarza kończyła się msza. Nakoniec zabrzmiał wysoki, jakby z otchłani wołający głos księdza: „Requiescat in paceRequiescatRequiescat in pace!” Drgania febryczne wstrząsnęły Basią, a w nieprzytomnej głowie zerwała się tylko jedna myśl: „Już, już mi go zabiorą!…” Lecz nie był to jeszcze koniec ceremonii. Rycerstwo przygotowało liczne mowy, które miały być wypowiedziane przy spuszczaniu trumny w dół, tymczasem zaś wyszedł na ambonę ksiądz Kamiński, ten sam, który dawniej w Chreptiowie często przesiadywał i który w czasie choroby Basi na śmierć ją dysponował.

W kościele poczęli ludzie chrząkać i kaszlać, jako zwykle przed kazaniem, poczem ucichli i wszystkich oczy zwróciły się na ambonę.

Wtem z ambony ozwało się warczenie bębna.

Zdumieli się słuchacze. Ksiądz Kamiński zaś bił w bęben jakby na trwogę; nagle urwał i nastała cisza śmiertelna. Poczem warczenie ozwało się po raz drugi, trzeci; nagle ksiądz Kamiński cisnął pałeczki na podłogę kościelną, podniósł obie ręce w górę i zawołał:

– Panie pułkowniku Wołodyjowski!

Odpowiedział mu krzyk spazmatyczny Basi. W kościele uczyniło się poprostu straszno. Pan Zagłoba podniósł się i na współkę z panem Muszalskim wynieśli omdlałą niewiastę z kościoła.

Tymczasem ksiądz wołał dalej:

– Dla Boga, panie Wołodyjowski! LarumlarumLarum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?

Wezbrały rycerskie piersi i płacz powszechny zerwał się w kościele i zrywał się jeszcze kilkakrotnie, gdy ksiądz cnotę, miłość ojczyzny i męstwo zmarłego wysławiał, a i kaznodzieję porwały własne słowa. Twarz mu pobladła, czoło okryło się potem, głos drżał. Uniósł go żal nad małym rycerzem, żal nad Kamieńcem, żal nad zgubioną rękoma wyznawców księżyca Rzeczpospolitą i taką wreszcie kończył swoją mowę modlitwą:

– Kościoły, o Panie, zmienią na meczety i Koran śpiewać będą tam, gdzieśmy dotychczas Ewangelię śpiewali. Pogrążyłeś nas, Panie, odwróciłeś od nas oblicze Twoje i w moc sprosnemu Turczynowi nas podałeś. Niezbadane Twoje wyroki, lecz kto, o Panie! teraz opór mu stawi? jakie wojska na kresach wojować go będą? Ty, dla którego nic nie jest w świecie zakryte, Ty wiesz najlepiej, że niemasz nad naszą jazdę! Która Ci, Panie, tak skoczy, jako nasza skoczyć potrafi? Takichże obrońców się pozbywasz, za których plecami całe chrześcijaństwo mogło wysławiać imię Twoje? Ojcze dobrotliwy! nie opuszczaj nas! okaż miłosierdzie Twoje! ześlij nam obrońcę! ześlij sprosnego Mahometa pogromcę, niech tu przyjdzie, niech stanie między nami, niech podniesie upadłe serca nasze, ześlij go, Panie!…

W tej chwili rum uczynił się przy drzwiach i do kościoła wszedł pan hetman Sobieski. Oczy wszystkich zwróciły się na niego, dreszcz wstrząsnął ludźmi, a on szedł z brzękiem ostróg ku katafalkowi, wspaniały, z twarzą Cezara, ogromny…

 Zastęp żelaznego rycerstwa szedł za nim.

SalvatorSalvatorSalvator! – krzyknął w proroczem uniesieniu ksiądz.

A on klęknął przy katafalku i począł się modlić za Wołodyjowskiego.

3 Źródło: Henryk Sienkiewicz, Pan Wołodyjowski, Lwów-Warszawa-Kraków 1925, s. 386–387.

Portret trumienny – fenomen polskiej kultury

ROvidOVVHhRwI1
Portret trumienny szlachcica, XVII wiek
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Portret trumienny stanowił unikalny na tle sztuki światowej typ wizerunku ukształtowany przez sarmacką obyczajowość. Związany był on z parateatralnym ceremoniałem barokowych pogrzebów, podczas których podobizna uosabiała zmarłego. Sześciokątny kształt portretu dostosowywano do przekroju trumny. KonterfektykonterfektKonterfekty malowano w technice olejnej na cynowej blasze, często zachowując kolor podobrazia jako tło kompozycji. Szarość wokół twarzy mogła symbolizować cień, zmierzch i tajemnicę śmierci. Portrety trumienne cechował weryzm. Zmarłych osób nie idealizowano, nie maskowano fizycznych ułomności i nie poprawiano urody. Podobizny miały być wyraziste i wiernie oddawać rysy twarzy nieboszczyka. Niezależnie od pozycji czy zasobności kiesy obowiązywał kanon przedstawienia w konwencji sarmackiej: żupanżupanżupan z sukna, deliadeliadelia z futrzanym kołnierzem, niekiedy kontusz, zawsze jednak wąsy i podgolona po bokach czupryna. Te zasady nie dotyczyły wizerunków kobiecych.

Większość konterfektów miała tablice herbowe lub inskrypcyjne z tekstem tzw. legendy epitafijnej w języku polskim, niemieckim lub po łacinie. W przypadku Zofii Unrung brzmiała ona następująco:

RaofUdEtYIZA51
Portret trumienny Katarzyny Zofii Unrung, ok. 1700
Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ejże, Przechodniu! Wstrzymaj kroku! Kobieta niezrównana, niewiasta ze wszech miar godna pożądania, podziwu godna chrześcijanka Umarła! Umarła Małżonka [swego] męża przez lat piętnaście najskromniejsza, matka pociech jedenaściorga najwierniejsza, żywicielka poddanych najpilniejsza Umarła. Obyczajem najszlachetniejsza, wdziękiem najwytworniejsza, w miłości najsłodsza pani Katarzyna Zofia ze Stutterheimów męża znamienitego wielce szlachetnego Pana Baltazara z Unrungów, dziedzica Strychów i innych [wsi], żebro najukochańsze. Umarła położnica nieszczęsna. Po tym bowiem, jak dwakroć po pięć razy pod wróżbą szczęśliwą matką została, niestety, za jedenastym bliźniąt porodem, przeżywszy 36 lat i 1 miesiąc cicho w grobie spoczęła. Teraz Wędrowcze uroń łzę nad śmiercią rodzicielki w połogu, użal się nad losem nieszczęsnej rodziny, opłakuj, jak cały opłakuje lud. Żegnaj.

4 Cytat za: Vanitas. Portret trumienny na tle sarmackich obyczajów pogrzebowych, red. Joanna Dziubkowa, katalog wystawy, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Poznań 1996, s. 168.

Słownik

archimimus
archimimus

(gr. archi – główny, naczelny, pierwotny + gr. mimos – aktor, naśladowca) – osoba odgrywająca rolę zmarłego podczas ceremonialnego pogrzeb

buzdygan
buzdygan

(tur. bozdogan – pałka, maczuga) – obuch, broń pochodzenia wschodniego formą przypominająca buławę (kulistą głowicę osadzoną na drewnianym lub metalowym trzonku)

castrum doloris
castrum doloris

(łac.) – dosł. obóz boleści – architektoniczna scenografia, ozdoba katafalku

danse macabre
danse macabre

(fr.) – taniec śmierci; alegoryczny wizerunek ludzi tańczących z kościotrupem, wyrażający równość wobec śmierci

delia
delia

rodzaj luźnego płaszcza, noszonego na żupanie przez szlachtę, spinanego pod szyją ozdobnym guzem i wykończonego kołnierzem z futra

karabela
karabela

(od nazwy arabskiego miasta Karabala, miejsca rzemieślniczego wyrobu broni) – bogato zdobiona turecka krzywa szabla, element polskiego stroju narodowego

katafalk
katafalk

(wł. catafalco < gr. kata – pod, w dół + łac. fala – wieża oblężnicza) – podwyższenie, na którym stawia się trumnę podczas nabożeństwa żałobnego w kościele lub kaplicy pogrzebowej

konterfekt
konterfekt

(łac. contrafactum – naśladowane) – dawniej: portret, wizerunek, obraz

kontusz
kontusz

(węg. köntös – suknia) – długa wierzchnia szata w rozciętymi rękawami, zapinana z przodu na guzy lub haftki, element polskiego stroju narodowego; uzupełnieniem kontusza był ozdobny jedwabny pas i karabela

pompa funebris
pompa funebris

(od łac. theatrum funebris – teatr pogrzebowy) – typowa dla kultury sarmackiej ceremonia pogrzebowa o charakterze spektaklu parateatralnego; pogrzeb z pompą (od fr. pompier – strażak; wytwórca sikawek) = pogrzeb pompatyczny – przesadnie wystawny, uroczysty, okazały, z nadmierną powagą, pełen przepychu

żupan
żupan

(od arab. dżubba – spodnia szata z bawełny) – staropolska wierzchnia szata noszona pod kontuszem; rodzaj sukni koszulowej lub tuniki z długimi rękawami, zapinanej z przodu na guziki lub haftki, uszytej wełnianego sukna lub jedwabiu

larum
Requiescat
Salvator
exules