Ilustracja interaktywna. Zdjęcie przedstawia tłum osób zgromadzonych wokół dwóch mężczyzn podających sobie dłoń. Mężczyzna po lewej jest młodszy, ubrany w golf, spodnie, mężczyzna po prawej jest starszy, ma wąsy, okulary w drucianych oprawkach, siwe włosy i ubrany w płaszcz z wykładanym, szerokim kołnierzem. Na stole pomiędzy mężczyznami leży kapelusz jednego z nich oraz rulony papieru. Nad stołem mężczyźni ściskają sobie prawe dłonie. Opisane elementy ilustracji interaktywnej. 1. Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego Potyczka pierwsza. Na dworcu w Bielsku podchodzi dwóch cywili. „A co tam macie w teczce?”. A teczka pełna pieniędzy na materiał. – Co, nie chcecie pokazać, to idziemy na posterunek! Za biurkiem śledczy, na biurku pistolet, lampa w oczy. – Ot, spekulant. Tacy jak wy pracują dla Polski Ludowej w kopalniach. A ja mam papiery w porządku. Wykupiłem świadectwo hurtowe. Dzwonią do fabryki. Tam nie ma już mojego kolegi, jest zarząd wojskowy. Jest też moje legalne zamówienie na materiał. Wojskowy dyrektor informuje, że w zakładzie na mnie czekają, żebym odebrał zamówiony towar. Potyczka druga. Wracam z Łodzi do Poznania. Spotykam znajomego. – Panie Młodzikowski, nie idź pan do sklepu, bo rewizja. Siedzi ekspedient, cały towar zarekwirowany. Nie wracam do domu, muszę się ukryć. Mój adwokat dowiaduje się o zarzutach. Są absurdalne. W moim sklepie materiał jest tańszy, niż ten sam materiał sprzedawany w Warszawie. „Dlaczego obywatelu Młodzikowski?” Później przed tzw. Komisją Specjalną jest w Warszawie rozprawa. Dostaję domiar, nie dostaję jednak zarekwirowanego materiału. […] Potyczek bez liku. DOMIAR. Każdego roku płaciło się kilka. Za co? Za wszystko, a właściwie za nic. To tylko zależało od widzimisię urzędnika. Przychodzi pracownik wydziału skarbowego niejaki D. Wysyła ekspedientkę po płaszcz z okna wystawowego, a sam urywa metki od towarów w sklepie. Metki chowa do kieszeni i pisze protokół, że ob. Młodzikowski sprzedaje towar niewiadomego pochodzenia. To w handlu zbrodnia. Ta zbrodnia będzie was Młodzikowski kosztowała. I jest domiar. Później dzieciaki na śmietniku znalazły metki, które urzędnik D. wyrzucił po kontroli. Źródło: Przemysław Nowicki, Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego , w: Bitwa o handel , „Kronika Miasta Poznania” 1995, R. 63, nr 3, s. 35–36, https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/151358/edition/159264/content. 2. „Bitwa o handel” Wszystko szło gładko. Jeszcze w 1945 roku, tuż przed Gwiazdką „Głos Wielkopolski” pełen był płatnych ogłoszeń. Do siego Roku życzy W.Trojanowski – skład Materiałów Bielskich, Sukna i Podszewki; na zabawę Gwiazdkową do sali Loża zapraszał Związek Kupiectwa Rynkowego […]. Ktoś sprzedawał 125-konną lokomobilę z kondensacją i paleniskiem na miał węglowy, pan Nowak z Wrocławskiej nie odpowiadał za długi swojej żony Antoniny. Stanisław Kędziora zapraszał do cukierni Cristal, a Związek Zawodowy Muzyków organizował II koncert jazzowy; najlepszy kit do okien i przybory szklarskie polecała spółka z o.o. PATRIA […]. Wszystko poszło szybko. Grudzień 1950. W „Głosie” jedyne ogłoszenie ramkowe informuje, że czasopisma radzieckie można zaprenumerować na rok 51 u każdego przewodniczącego zakładowego koła TPPR. To samo ogłoszenie jest też na stronie 2, a dla nieuważnego czytelnika powtórzono je na stronie 3. I tak co dnia. I coraz więcej państwowych firm poszukuje pracowników. […] A Centralna Odzieżowa Hurtownia zawiadamia o wyprzedaży towarów wybrakowanych, zaś SPOŁEM, że dnia 27, 28, 30 i 31 będą nieczynne wszystkie magazyny z powodu remanentu. Anonsów prywatnych firm brak. „Czy wiesz, jak planuje się zaopatrzenie sklepu w towar?” – pytał „Głos Wielkopolski” swoich czytelników. Ano planuje się perfekcyjnie, tylko… „najczęściej jednak brak towarów wywołuje spekulacja wroga klasowego, przy czym inne nieświadome jednostki dają się wciągnąć w sztucznie wywoływaną sytuację – bezmyślne wykupywanie towarów. Wypadki takie wpływają dezorganizująco na planową procedurę zamawiania towarów. Braku towaru nie można usunąć natychmiast, ponieważ zdezorganizowało by to zaopatrzenie w inne towary i wprowadziło zamieszanie na odcinku zaopatrzenia całego miasta. Takim charakterystycznym przykładem niezdyscyplinowania pewnych grup społeczeństwa jest miniona akcja wykupywania soli […] – informuje dziennikarz „Głosu” skryty pod inicjałami Cz.W. Źródło: Przemysław Nowicki, Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego , w: Bitwa o handel , „Kronika Miasta Poznania” 1995, R. 63, nr 3, s. 38–39, https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/151358/edition/159264/content. 3. Lata 1947–1950. Dojrzewanie systemu. Zwycięstwo w „bitwie o handel” Zapowiedzią upragnionego przez władze przełomu na niwie ekonomicznej były wygrane dzięki fałszerstwom wybory do Sejmu Ustawodawczego z 19 stycznia 1947 r. i – w ich efekcie – eliminacja legalnej opozycji. Wobec wzrostu cen i negatywnych nastrojów społecznych władze mogły teraz skanalizować tą irytację i skierować ją przeciwko „prywaciarzom”. Jerzy Kochanowski zauważa nieoczywiste podobieństwa między pozornie nieporównywalnymi wydarzeniami, czyli tzw. bitwą o handel w Polsce od 1947 r. oraz działaniami rewolucjonistów we Francji w 1793 r. Zarówno w rodzącej się Polsce Ludowej, jak w „Ludowej” Francji epoki jakobinów zaopatrzenie do miast pogarszało się, ceny rosły, za wszystko obwiniano kupców, jakoby pragnących zagłodzić lud poprzez wstrzymanie sprzedaży. Reakcją władz w 1793 r. oraz 154 lata później była histeryczna nagonka na „spekulantów”, których ukrytych zapasów zaczęli na gwałt poszukiwać państwowi komisarze. We Francji Marata i Robespierre’a za ukrywanie groziła śmierć na gilotynie; w Polsce Ludowej – obóz pracy. W kwietniu 1947 r. na plenum KC PPR ogłoszono oficjalne przyczyny złej sytuacji: chłopi zanadto się wzbogacili, miasto zaś miało za dużą siłę nabywczą. Handel popadł w demoralizację i anarchię. Już 2 czerwca 1947 r. Sejm uchwalił Ustawę o zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym. Był to sygnał, iż państwo oficjalnie rozpoczyna walkę ze spekulacją. Odpowiednio rosły szeregi komisarzy – w 1947 r. było ich 925, w 1949 już 1300. Pracę biurową zarzucono i rozpoczęto drobiazgową kontrolę sklepów prywatnych, stanowiących jeszcze 90% rynku. Według Jerzego Kochanowskiego do końca 1947 r. 70 tysięcy tzw. kontrolerów społecznych współpracujących z Komisją Specjalną skontrolowało 213 353 punkty handlowe, wystawiło 45 tys. protokołów karnych, 22 tysiące osób ukarało karą grzywny w wysokości do 531 mln zł, towarzyszyło temu drastyczne zaostrzenie regulaminów obozów pracy, w których zamknięto 1850 osób. Tempo to nie zmalało w latach 1948-1949. Komisja stale zmieniała główne obiekty „ataku” – dziś mógł to być handel hurtowy, jutro detaliczny, obrót mięsem czy rzemiosło. W obozach zamknięto za spekulację w 1947 r. 518 osób, w 1948 r. 621 osób i w 1949 r. 1072 osoby. Ze względu na drastyczny spadek przypadków spekulacji artykułami przemysłowymi, w dniu 1 stycznia 1949 r. zniesiono system kartkowy. W tym momencie zaczęto wstrzymywać aresztowania i ograniczano się do grzywien, by załagodzić społeczną „terapię szokową”. Jednakże tzw. wielki kryzys mięsny w 1949 r. stał się ostatnim etapem „bitwy o handel” – ponieważ handlem mięsem zajmowali się głównie prywatni przedsiębiorcy, zintensyfikowano kontrole rzeźni, następnie przeprowadzono „akcję H” (hodowla) i wreszcie aresztowano 2119 osób za nielegalny ubój zwierząt rzeźnych. Źródło: Paweł Brudek, Odrodzenie gospodarcze Warszawy 1945–1950 , tekst na portalu Polskie Tradycje Gospodarcze, http://tradycjegospodarcze.pl/wywiad/122. 4. Wspomnienia prof. Andrzeja Garlickiego o PRL-owskiej gastronomii […] 2 czerwca 1947 roku Sejm Ustawodawczy przyjął ustawy stwarzające prawne podstawy „bitwy o handel”, jak oficjalna propaganda określała podjęte działania. Istotną rolę miała w nich odegrać Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, która bez sądu i możliwości odwołania mogła zsyłać na okres do dwóch lat do obozów pracy, nakładać wysokie grzywny i orzekać o konfiskacie mienia. Jeśli dodamy do tego, że władze skarbowe mogły każdej osobie prowadzącej działalność handlową lub rzemieślniczą wymierzać bez konieczności udowodnienia winy rujnujące domiary, to stanie się zrozumiałe, że władze musiały wygrać „bitwę o handel”. Ćwierć wieku później opowiadał mi, jak to wyglądało, mój sąsiad z ul. Gdańskiej na warszawskim Żoliborzu, pan Błoński. Mieszkał razem z żoną w klitce na zapleczu sklepików, w byle jakim budyneczku. Wydawali świetne i niedrogie obiady domowe, toteż często się tam stołowałem. Dla znajomych mieli też domowe wędliny, a czasem nawet szynkę. Pochodzili z Poznania, gdzie zaraz po wojnie otworzyli sklep rzeźniczo-masarski, rychło rozszerzony o salkę, w której można było zjeść ich produkty. Cieszyły się one uznaniem i państwu Błońskim powodziło się coraz lepiej. Myśleli nawet, by otworzyć restaurację z prawdziwego zdarzenia. „Bitwą o handel” się nie przejęli, bo uważali, że jako uczciwym płatnikom podatków nic im nie grozi. Mieli szczęście, że jednym z klientów był pracownik Komisji Specjalnej, który ostrzegł ich, że znajdują się na liście do zatrzymania. Natychmiast, nie wstępując nawet do domu, tak jak stali, uciekli do Warszawy. Słusznie założyli, że w wielkim mieście uda im się zgubić. Przytoczyłem tę opowieść, bo pokazuje, czym w rzeczywistości była „bitwa o handel” i jak bezbronne były jednostki wobec państwowej przemocy. Zwycięstwo władz oznaczało śmierć gastronomii. Źródło: Andrzej Garlicki, artykuł Przygody kulinarne w PRL , „Mówią Wieki”, https://mowiawieki.pl/index.php?page=artykul&id=791. 5. „Bitwa o handel” w województwie kieleckim Trudności z kupnem artykułów pierwszej potrzeby wynikały nie tylko z niedostatku towarów przeznaczonych dla nabywców, ale również ze stopniowego zmniejszania liczby prywatnych punktów. Spadek liczby placówek handlowych odczuło społeczeństwo. Jeden z kielczan tak wspominał okres swojej młodości na przełomie lat 40. i 50. XX wieku: „Ze szkoły wracaliśmy wieczorami, a wieczory były już ciemne, coraz ciemniej było też na ulicy Sienkiewicza. Jeszcze nie znałem przyczyny, nie znałem też określenia »bitwa o handel«. […] Pierwszymi oznakami tej wojny były nieoświetlone wystawy, często potem zaklejane propagandowymi afiszami, a efektem finalnym były kłopoty zaopatrzeniowe”. W niektórych rejonach województwa kieleckiego można mówić o pojawieniu się tzw. pustyń handlowych. Niedostateczna liczba placówek handlowych stanowiła problem nie tylko na terenach wiejskich, ale nawet w miastach przemysłowych. Jako przykład można podać Starachowice, w których do końca 1949 r. nie udało się uruchomić PDT. Powodowało to stałe narzekania mieszkańców, ponieważ niektóre części miasta były w zasadzie pozbawione sklepów. W Ostrowcu Świętokrzyskim do połowy 1949 r. z rynku usunięto ponad 20 rzeźników, a uruchomiono tylko sześć placówek uspołecznionych. Na jeden sklep mięsny przypadało około 5 tys. ludzi, dlatego robotnicy Huty „Ostrowiec” byli „mocno rozgoryczeni, bo ich żony idą na noc w kolejkę za mięsem”. Poza tym ogromne niezadowolenie wywołał fakt, że wśród hutników rozprowadzono zepsute mięso. Mieszkańcy narzekali na pracę sklepów spółdzielczych, w których stale brakowało wszelkiego rodzaju towarów. Nawet wielogodzinne oczekiwanie w kolejce nie gwarantowało zakupu poszukiwanego artykułu. Źródło: Michał Zawisza, „Bitwa o handel” w województwie kieleckim , artykuł w sekcji Przystanek Historia na portalu Instytutu pamięci Narodowej, https://krakow.ipn.gov.pl/pl4/edukacja/przystanek-historia/96102,Bitwa-o-handel-w-wojewodztwie-kieleckim.html.
Ilustracja interaktywna. Zdjęcie przedstawia tłum osób zgromadzonych wokół dwóch mężczyzn podających sobie dłoń. Mężczyzna po lewej jest młodszy, ubrany w golf, spodnie, mężczyzna po prawej jest starszy, ma wąsy, okulary w drucianych oprawkach, siwe włosy i ubrany w płaszcz z wykładanym, szerokim kołnierzem. Na stole pomiędzy mężczyznami leży kapelusz jednego z nich oraz rulony papieru. Nad stołem mężczyźni ściskają sobie prawe dłonie. Opisane elementy ilustracji interaktywnej. 1. Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego Potyczka pierwsza. Na dworcu w Bielsku podchodzi dwóch cywili. „A co tam macie w teczce?”. A teczka pełna pieniędzy na materiał. – Co, nie chcecie pokazać, to idziemy na posterunek! Za biurkiem śledczy, na biurku pistolet, lampa w oczy. – Ot, spekulant. Tacy jak wy pracują dla Polski Ludowej w kopalniach. A ja mam papiery w porządku. Wykupiłem świadectwo hurtowe. Dzwonią do fabryki. Tam nie ma już mojego kolegi, jest zarząd wojskowy. Jest też moje legalne zamówienie na materiał. Wojskowy dyrektor informuje, że w zakładzie na mnie czekają, żebym odebrał zamówiony towar. Potyczka druga. Wracam z Łodzi do Poznania. Spotykam znajomego. – Panie Młodzikowski, nie idź pan do sklepu, bo rewizja. Siedzi ekspedient, cały towar zarekwirowany. Nie wracam do domu, muszę się ukryć. Mój adwokat dowiaduje się o zarzutach. Są absurdalne. W moim sklepie materiał jest tańszy, niż ten sam materiał sprzedawany w Warszawie. „Dlaczego obywatelu Młodzikowski?” Później przed tzw. Komisją Specjalną jest w Warszawie rozprawa. Dostaję domiar, nie dostaję jednak zarekwirowanego materiału. […] Potyczek bez liku. DOMIAR. Każdego roku płaciło się kilka. Za co? Za wszystko, a właściwie za nic. To tylko zależało od widzimisię urzędnika. Przychodzi pracownik wydziału skarbowego niejaki D. Wysyła ekspedientkę po płaszcz z okna wystawowego, a sam urywa metki od towarów w sklepie. Metki chowa do kieszeni i pisze protokół, że ob. Młodzikowski sprzedaje towar niewiadomego pochodzenia. To w handlu zbrodnia. Ta zbrodnia będzie was Młodzikowski kosztowała. I jest domiar. Później dzieciaki na śmietniku znalazły metki, które urzędnik D. wyrzucił po kontroli. Źródło: Przemysław Nowicki, Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego , w: Bitwa o handel , „Kronika Miasta Poznania” 1995, R. 63, nr 3, s. 35–36, https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/151358/edition/159264/content. 2. „Bitwa o handel” Wszystko szło gładko. Jeszcze w 1945 roku, tuż przed Gwiazdką „Głos Wielkopolski” pełen był płatnych ogłoszeń. Do siego Roku życzy W.Trojanowski – skład Materiałów Bielskich, Sukna i Podszewki; na zabawę Gwiazdkową do sali Loża zapraszał Związek Kupiectwa Rynkowego […]. Ktoś sprzedawał 125-konną lokomobilę z kondensacją i paleniskiem na miał węglowy, pan Nowak z Wrocławskiej nie odpowiadał za długi swojej żony Antoniny. Stanisław Kędziora zapraszał do cukierni Cristal, a Związek Zawodowy Muzyków organizował II koncert jazzowy; najlepszy kit do okien i przybory szklarskie polecała spółka z o.o. PATRIA […]. Wszystko poszło szybko. Grudzień 1950. W „Głosie” jedyne ogłoszenie ramkowe informuje, że czasopisma radzieckie można zaprenumerować na rok 51 u każdego przewodniczącego zakładowego koła TPPR. To samo ogłoszenie jest też na stronie 2, a dla nieuważnego czytelnika powtórzono je na stronie 3. I tak co dnia. I coraz więcej państwowych firm poszukuje pracowników. […] A Centralna Odzieżowa Hurtownia zawiadamia o wyprzedaży towarów wybrakowanych, zaś SPOŁEM, że dnia 27, 28, 30 i 31 będą nieczynne wszystkie magazyny z powodu remanentu. Anonsów prywatnych firm brak. „Czy wiesz, jak planuje się zaopatrzenie sklepu w towar?” – pytał „Głos Wielkopolski” swoich czytelników. Ano planuje się perfekcyjnie, tylko… „najczęściej jednak brak towarów wywołuje spekulacja wroga klasowego, przy czym inne nieświadome jednostki dają się wciągnąć w sztucznie wywoływaną sytuację – bezmyślne wykupywanie towarów. Wypadki takie wpływają dezorganizująco na planową procedurę zamawiania towarów. Braku towaru nie można usunąć natychmiast, ponieważ zdezorganizowało by to zaopatrzenie w inne towary i wprowadziło zamieszanie na odcinku zaopatrzenia całego miasta. Takim charakterystycznym przykładem niezdyscyplinowania pewnych grup społeczeństwa jest miniona akcja wykupywania soli […] – informuje dziennikarz „Głosu” skryty pod inicjałami Cz.W. Źródło: Przemysław Nowicki, Po schódkach w górę i po schódkach w dół. Wspomnienia poznańskiego kupca Stanisława Młodzikowskiego , w: Bitwa o handel , „Kronika Miasta Poznania” 1995, R. 63, nr 3, s. 38–39, https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/151358/edition/159264/content. 3. Lata 1947–1950. Dojrzewanie systemu. Zwycięstwo w „bitwie o handel” Zapowiedzią upragnionego przez władze przełomu na niwie ekonomicznej były wygrane dzięki fałszerstwom wybory do Sejmu Ustawodawczego z 19 stycznia 1947 r. i – w ich efekcie – eliminacja legalnej opozycji. Wobec wzrostu cen i negatywnych nastrojów społecznych władze mogły teraz skanalizować tą irytację i skierować ją przeciwko „prywaciarzom”. Jerzy Kochanowski zauważa nieoczywiste podobieństwa między pozornie nieporównywalnymi wydarzeniami, czyli tzw. bitwą o handel w Polsce od 1947 r. oraz działaniami rewolucjonistów we Francji w 1793 r. Zarówno w rodzącej się Polsce Ludowej, jak w „Ludowej” Francji epoki jakobinów zaopatrzenie do miast pogarszało się, ceny rosły, za wszystko obwiniano kupców, jakoby pragnących zagłodzić lud poprzez wstrzymanie sprzedaży. Reakcją władz w 1793 r. oraz 154 lata później była histeryczna nagonka na „spekulantów”, których ukrytych zapasów zaczęli na gwałt poszukiwać państwowi komisarze. We Francji Marata i Robespierre’a za ukrywanie groziła śmierć na gilotynie; w Polsce Ludowej – obóz pracy. W kwietniu 1947 r. na plenum KC PPR ogłoszono oficjalne przyczyny złej sytuacji: chłopi zanadto się wzbogacili, miasto zaś miało za dużą siłę nabywczą. Handel popadł w demoralizację i anarchię. Już 2 czerwca 1947 r. Sejm uchwalił Ustawę o zwalczaniu drożyzny i nadmiernych zysków w obrocie handlowym. Był to sygnał, iż państwo oficjalnie rozpoczyna walkę ze spekulacją. Odpowiednio rosły szeregi komisarzy – w 1947 r. było ich 925, w 1949 już 1300. Pracę biurową zarzucono i rozpoczęto drobiazgową kontrolę sklepów prywatnych, stanowiących jeszcze 90% rynku. Według Jerzego Kochanowskiego do końca 1947 r. 70 tysięcy tzw. kontrolerów społecznych współpracujących z Komisją Specjalną skontrolowało 213 353 punkty handlowe, wystawiło 45 tys. protokołów karnych, 22 tysiące osób ukarało karą grzywny w wysokości do 531 mln zł, towarzyszyło temu drastyczne zaostrzenie regulaminów obozów pracy, w których zamknięto 1850 osób. Tempo to nie zmalało w latach 1948-1949. Komisja stale zmieniała główne obiekty „ataku” – dziś mógł to być handel hurtowy, jutro detaliczny, obrót mięsem czy rzemiosło. W obozach zamknięto za spekulację w 1947 r. 518 osób, w 1948 r. 621 osób i w 1949 r. 1072 osoby. Ze względu na drastyczny spadek przypadków spekulacji artykułami przemysłowymi, w dniu 1 stycznia 1949 r. zniesiono system kartkowy. W tym momencie zaczęto wstrzymywać aresztowania i ograniczano się do grzywien, by załagodzić społeczną „terapię szokową”. Jednakże tzw. wielki kryzys mięsny w 1949 r. stał się ostatnim etapem „bitwy o handel” – ponieważ handlem mięsem zajmowali się głównie prywatni przedsiębiorcy, zintensyfikowano kontrole rzeźni, następnie przeprowadzono „akcję H” (hodowla) i wreszcie aresztowano 2119 osób za nielegalny ubój zwierząt rzeźnych. Źródło: Paweł Brudek, Odrodzenie gospodarcze Warszawy 1945–1950 , tekst na portalu Polskie Tradycje Gospodarcze, http://tradycjegospodarcze.pl/wywiad/122. 4. Wspomnienia prof. Andrzeja Garlickiego o PRL-owskiej gastronomii […] 2 czerwca 1947 roku Sejm Ustawodawczy przyjął ustawy stwarzające prawne podstawy „bitwy o handel”, jak oficjalna propaganda określała podjęte działania. Istotną rolę miała w nich odegrać Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym, która bez sądu i możliwości odwołania mogła zsyłać na okres do dwóch lat do obozów pracy, nakładać wysokie grzywny i orzekać o konfiskacie mienia. Jeśli dodamy do tego, że władze skarbowe mogły każdej osobie prowadzącej działalność handlową lub rzemieślniczą wymierzać bez konieczności udowodnienia winy rujnujące domiary, to stanie się zrozumiałe, że władze musiały wygrać „bitwę o handel”. Ćwierć wieku później opowiadał mi, jak to wyglądało, mój sąsiad z ul. Gdańskiej na warszawskim Żoliborzu, pan Błoński. Mieszkał razem z żoną w klitce na zapleczu sklepików, w byle jakim budyneczku. Wydawali świetne i niedrogie obiady domowe, toteż często się tam stołowałem. Dla znajomych mieli też domowe wędliny, a czasem nawet szynkę. Pochodzili z Poznania, gdzie zaraz po wojnie otworzyli sklep rzeźniczo-masarski, rychło rozszerzony o salkę, w której można było zjeść ich produkty. Cieszyły się one uznaniem i państwu Błońskim powodziło się coraz lepiej. Myśleli nawet, by otworzyć restaurację z prawdziwego zdarzenia. „Bitwą o handel” się nie przejęli, bo uważali, że jako uczciwym płatnikom podatków nic im nie grozi. Mieli szczęście, że jednym z klientów był pracownik Komisji Specjalnej, który ostrzegł ich, że znajdują się na liście do zatrzymania. Natychmiast, nie wstępując nawet do domu, tak jak stali, uciekli do Warszawy. Słusznie założyli, że w wielkim mieście uda im się zgubić. Przytoczyłem tę opowieść, bo pokazuje, czym w rzeczywistości była „bitwa o handel” i jak bezbronne były jednostki wobec państwowej przemocy. Zwycięstwo władz oznaczało śmierć gastronomii. Źródło: Andrzej Garlicki, artykuł Przygody kulinarne w PRL , „Mówią Wieki”, https://mowiawieki.pl/index.php?page=artykul&id=791. 5. „Bitwa o handel” w województwie kieleckim Trudności z kupnem artykułów pierwszej potrzeby wynikały nie tylko z niedostatku towarów przeznaczonych dla nabywców, ale również ze stopniowego zmniejszania liczby prywatnych punktów. Spadek liczby placówek handlowych odczuło społeczeństwo. Jeden z kielczan tak wspominał okres swojej młodości na przełomie lat 40. i 50. XX wieku: „Ze szkoły wracaliśmy wieczorami, a wieczory były już ciemne, coraz ciemniej było też na ulicy Sienkiewicza. Jeszcze nie znałem przyczyny, nie znałem też określenia »bitwa o handel«. […] Pierwszymi oznakami tej wojny były nieoświetlone wystawy, często potem zaklejane propagandowymi afiszami, a efektem finalnym były kłopoty zaopatrzeniowe”. W niektórych rejonach województwa kieleckiego można mówić o pojawieniu się tzw. pustyń handlowych. Niedostateczna liczba placówek handlowych stanowiła problem nie tylko na terenach wiejskich, ale nawet w miastach przemysłowych. Jako przykład można podać Starachowice, w których do końca 1949 r. nie udało się uruchomić PDT. Powodowało to stałe narzekania mieszkańców, ponieważ niektóre części miasta były w zasadzie pozbawione sklepów. W Ostrowcu Świętokrzyskim do połowy 1949 r. z rynku usunięto ponad 20 rzeźników, a uruchomiono tylko sześć placówek uspołecznionych. Na jeden sklep mięsny przypadało około 5 tys. ludzi, dlatego robotnicy Huty „Ostrowiec” byli „mocno rozgoryczeni, bo ich żony idą na noc w kolejkę za mięsem”. Poza tym ogromne niezadowolenie wywołał fakt, że wśród hutników rozprowadzono zepsute mięso. Mieszkańcy narzekali na pracę sklepów spółdzielczych, w których stale brakowało wszelkiego rodzaju towarów. Nawet wielogodzinne oczekiwanie w kolejce nie gwarantowało zakupu poszukiwanego artykułu. Źródło: Michał Zawisza, „Bitwa o handel” w województwie kieleckim , artykuł w sekcji Przystanek Historia na portalu Instytutu pamięci Narodowej, https://krakow.ipn.gov.pl/pl4/edukacja/przystanek-historia/96102,Bitwa-o-handel-w-wojewodztwie-kieleckim.html.
Minister przemysłu i handlu Hilary Minc wręcza dyplomy uznania przodownikom pracy przy budowie Powszechnego Domu Towarowego w Warszawie.
Źródło: Wikimedia Commons , domena publiczna.