Sprawdź się
Chciałabym, żeby zachowała się pamięć o wielu szlachetnych ludziach, którzy narażając własne życie, ratowali żydowskich braci, a których imion nikt nie pamięta. Ale pamięć nasza i następnych pokoleń musi też zachować obraz ludzkiej podłości i nienawiści, która kazała wydawać wrogom swoich sąsiadów, która kazała mordować. Moim marzeniem jest, żeby pamięć stała się ostrzeżeniem dla świata, oby nigdy nie powtórzył się podobny dramat ludzkości.
(wypowiedź Ireny Sendlerowej podczas uroczystości wręczenia jej nagrody im. Jana Karskiego w 2003 r.).
R16p2cZIeapbD
Proszę gorąco, abyście nigdy nie robiły ze mnie żadnej bohaterki, bo to by mnie ogromnie zdenerwowało”.
Indeks dolny [Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 11] Indeks dolny koniec[Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 11]R1e2pm4vygkgK
Łzy napływały do oczu matek, które powierzały nam swoje pociechy [...] Jak ciężko było każdej z nich puścić drobną rączkę swojego malca!... Kto mógł przewidzieć, czy zobaczą się kiedyś znowu?
Indeks dolny [Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 21] Indeks dolny koniec[Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 21]RNcmFiTzXpoGe
Gdy po czterdziestu latach jeden z ocalonych zapytał Sendlerową, jak matka mogła go oddać do obcych ludzi, odpowiedziała: - Matka oddała pana z miłości… Indeks dolny [Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 116] Indeks dolny koniec[Cyt. za: Anna Mieszkowska, Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny Sendlerowej, Warszawa 2004, s. 116]
RjP0ujKOYNvTz
Matka dzieci Holocaustu: historia Ireny SendlerowejZmaltretowana, nieszczęsna Rachela, nie mając właściwie innego wyjścia, znając mnie dobrze, zaufała mi i poszła ze mną. Umieściłam ją w dość bezpiecznym miejscu. I od tej chwili zaczął się w jej życiu nowy okres. [...] Później, jak to często bywało w życiu konspiracyjnym, ukrywająca się przechodziła z jednego lokum do drugiego, w zależności od licznych sytuacji. Po kilkakrotnych przenosinach aktualni opiekunowie już nie znali prawdziwego pochodzenia Racheli. I wtedy na jej drodze stanął młody inżynier, [...] który zakochał się w bardzo ładnej, dobrej i miłej dziewczynie, noszącej już oczywiście inne imię i nazwisko. Ze względu na konieczne wówczas zachowanie najdalej posuniętej ostrożności nikt z jej otoczenia nie znał całej prawdy. Rzecz jasna, i ona sama była zmuszona milczeć. [...] Rachela – teraz już Karolina, znalazła w Stanisławie prawdziwego przyjaciela i opiekuna. On zupełnie nie znał jej pochodzenia. [...] Po wyzwoleniu stworzyła ze Stanisławem normalny, dobry dom, mają udaną córkę. Ale ani mąż, ani córka nigdy nie poznali tajemnicy jej pochodzenia. Zaraz po wojnie, kiedy spotkałyśmy się przypadkowo na ulicy, po pierwszym wybuchu obustronnej radości z powodu, że udało nam się przeżyć to całe piekło, powiedziała mi: „Pamiętaj, że Rachela zginęła tam za murami razem z całą rodziną, tu żyje zupełnie inny człowiek”. Po czym pierwszy raz widziałam ją płaczącą. Płakała długo, jakby we łzach chciała utopić swą tragiczną przeszłość, wszystkie tamte złe dni. Łzami żegnała się z domem rodzinnym, swoim życiorysem, z przeszłością. [...] Nigdy nie wraca do rozmów na te tematy. Przed spotkanymi znajomymi z dawnych czasów udaje kogo innego. Ze mną, jedyną osobą znającą jej przeszłość, łączy ją specyficzna bliskość. Są okresy, kiedy mnie unika. Czasem nie widujemy się po dwa, trzy lata. Są to okresy, w których udaje się jej zapomnieć choć trochę o przeszłości. [...] Czasem jednak nachodzi ją bezgraniczna tęsknota za utraconymi bliskimi, rodzeństwem, rodzicami, za środowiskiem, w którym wzrastała od dziecka. Wówczas odwiedza mnie, szuka ze mną kontaktu. [...] Nigdy jej nie narzucam swego towarzystwa, bo wiem, że jeśli mnie unika, to znaczy, że jest szczęśliwa, bo żyje życiem męża, córki, swego obecnego otoczenia.
Zapoznaj się z fragmentem książki Andrzeja Szczypiorskiego Początek. Zdecyduj, czy historię żydowskiego chłopca opisaną przez autora można określić mianem tragicznej. Sformułuj dwa argumenty.
PoczątekSiostra Weronika [...] uczyła dzieci znaku krzyża, ale także nowych imion i nazwisk, całej ich krótkiej i skomplikowanej przeszłości, która była kłamstwem. Przez to kłamstwo miały się dzieci mozolnie przebijać do nowej prawdy życia. [...] Ale starsze dzieci dźwigały wielkie ciężary. Siedmioletni Arturek, chłopiec o dobrym wyglądzie, ale niedobrym spojrzeniu, zdradzającym utajony głęboko sentyment wyklętej rasy, odrzucał nową osobowość.
– Jak ci na imię? – pytała siostra Weronika.
– Artur.
– Nie mów tak. Na imię ci Władzio. Powtórz!
– Artur! – Dlaczego jesteś taki uparty, Władziu? Twój tatuś był stolarzem, nazywał się Gruszka. Przecież pamiętasz, Władziu…
– Był dentystą. Nazywał się doktor Mieczysław Hirschfeld. Siostra przecież wie najlepiej.
– Wiem. Nie zaprzeczam. Ale musisz o tym zapomnieć. Nazywasz się Władzio Gruszka. Twój ojciec był stolarzem.
– Możemy się umówić, że był stolarzem. Wiem, o co chodzi. Niech siostra o tym pamięta, dobrze?
– Będę pamiętała. Więc jak ci na imię!
– Władzio Gruszka, syn stolarza.
Uśmiechał się szyderczo. Wzruszał ramionami. Spojrzenie miał wyzywające. Przez chwilę siostra Weronika nienawidziła Władzia. Wymykał się jej. Ale trwało to krótko. Myślała
– „Nie wypuszczę go do końca wojny. Jeżeli go wypuszczę, zginie tylko po to, żeby zrobić na złość”. W tym sensie nie zrobił jej na złość. Przeżył wojnę. Wyrósł na niewysokiego, krótkowzrocznego mężczyznę. Nazywał się Władysław Gruszecki. Jego biografia była skomponowana w sposób wyrafinowany i elegancki, lecz nie całkiem przekonywający. Należał do ludzi, którzy nie znali umiaru. [...] Nie potrafił się już rozstać z wielością swym istnień. Ojciec Władysława Gruszeckiego był zarówno dentystą, jak stolarzem. Stomatolog, uprawiający stolarskie hobby, tak to ujmował w późniejszych latach. Drzewo genealogiczne Władysława Gruszeckiego wykazywało wiele dziwacznych luk, przy wielu zawiłych rozgałęzieniach. Pochodzenie było szlacheckie, sięgało czasów przedrozbiorowych. Przodkowie byli miecznikami, podsędkami i chorążymi, bo w wieku chłopięcym Władysław Gruszecki wielokrotnie czytał Trylogię Henryka Sienkiewicza i upodobał sobie jej bohaterów. Był to polonus jak się patrzy. Nosił wąsy sumiaste. W rozmowach wtrącał niekiedy, od niechcenia, bardzo swobodnie, rozmaite zwroty, matowe od patyny dawności. Powiadał – „Panie dzieju!”. [...] A nawet zdarzało się, że powiadał – „przecz” – i tego było już za wiele, nawet dla bardzo wyrozumiałych słuchaczy.R1YzHjpcyP44W
Tekst do ćwiczeń 7, 8, 9
Ballady i romanseSłuchaj dzieweczko! Ona nie słucha...
„To dzień biały, to miasteczko...”
Nie ma miasteczka, nie ma żywego ducha,
po gruzach biega naga, ruda Ryfka,
trzynastoletnie dziecko.Przejeżdżali grubi Niemcy w grubym tanku.
(Uciekaj, uciekaj Ryfka!)
„Mama pod gruzami, tata w Majdanku...”
Roześmiała się, zakręciła się, znikła.I przejeżdżał znajomy, dobry łyk z Lubartowa:
„Masz, Ryfka, bułkę, żebyś była zdrowa...”
Wzięła, ugryzła, zaświeciła zębami:
„Ja zaniosę tacie i mamie”.Przejeżdżał chłop, rzucił grosik,
przejeżdżała baba, też dała cosik,
przejeżdżało dużo, dużo luda,
każdy się dziwił, że goła i ruda.I przejeżdżał bolejący Pan Jezus,
SS‑mani go wiedli na męki,
postawili ich oboje pod miedzą,
potem wzięli karabiny do ręki.„Słuchaj, Jezu, słuchaj, Ryfka, sie Juden,
za koronę cierniową, za te włosy rude,
za to, żeście nadzy, za to, żeśmy winni,
obojeście umrzeć powinni”.I ozwało się Alleluja w Galilei,
i oboje anieleli po kolei,
potem salwa rozległa się głucha...
„Słuchaj, dzieweczko!... Ona nie słucha…”
Wskaż trzy konkretne elementy, które podkreślają okrucieństwo oraz tragizm losu żydowskiej dziewczynki w wierszu Władysława Broniewskiego, pt. Ballady i romanse. Uzasadnij swoją odpowiedź.
Omów symboliczne znaczenie postaci Jezusa Chrystusa pojawiającego w się wierszu Ballady i romanse Władysława Broniewskiego.