Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
1
Pokaż ćwiczenia:
R5urbR2mA959G1
Ćwiczenie 1
Budując barykadę Baliśmy się budując pod ostrzałem barykadę. Knajpiarz, kochanka jubilera, fryzjer, wszystko tchórze. Upadła na ziemię służąca dźwigając kamień z bruku, baliśmy się bardzo, wszystko tchórze – dozorca, straganiarka, emeryt. Upadł na ziemię aptekarz wlokąc drzwi od ubikacji, baliśmy się jeszcze bardziej, szmuglerka, krawcowa, tramwajarz, wszystko tchórze. Upadł chłopak z poprawczaka wlokąc worek z piaskiem, więc baliśmy się naprawdę. Choć nikt nas nie zmuszał, zbudowaliśmy barykadę pod ostrzałem.
Źródło: Anna Świrszczyńska, Budując barykadę, [w:] tejże, Budowałam barykadę, Warszawa 1984, s. 16.
1
Ćwiczenie 1
R1947IMWoWndh
Budując barykadę Baliśmy się budując pod ostrzałem barykadę. Knajpiarz, kochanka jubilera, fryzjer, wszystko tchórze. Upadła na ziemię służąca dźwigając kamień z bruku, baliśmy się bardzo, wszystko tchórze – dozorca, straganiarka, emeryt. Upadł na ziemię aptekarz wlokąc drzwi od ubikacji, baliśmy się jeszcze bardziej, szmuglerka, krawcowa, tramwajarz, wszystko tchórze. Upadł chłopak z poprawczaka wlokąc worek z piaskiem, więc baliśmy się naprawdę. Choć nikt nas nie zmuszał, zbudowaliśmy barykadę pod ostrzałem. (Uzupełnij).
11
Ćwiczenie 2

Wyjaśnij, dlaczego, twoim zdaniem, w wierszu Anny Świrszczyńskiej pojawia się tyle postaci.

R1bxfaZu8uawb
(Uzupełnij).
deheroizacja
11
Ćwiczenie 3

Zapoznaj się ze słownikową definicją terminu deheroizacjadeheroizacjadeheroizacja, a następnie sformułuj dwa argumenty uzasadniające tezę: bohaterowie wiersza Budując barykadę zostali przez autorkę zdeheroizowani. Odnieś się do konkretnych fragmentów tekstu.

RbDRCROqIG7Rn
(Uzupełnij).
R1Db4fEeCNIN81
Ćwiczenie 4
Wskaż cechy gatunkowe pamiętnika: Możliwe odpowiedzi: 1. pisany na bieżąco, dzień po dniu, 2. autor był uczestnikiem bądź naocznym świadkiem opisywanych wydarzeń, 3. obiektywizm, 4. opowiada o wydarzeniach z pewnego dystansu czasowego, 5. subiektywizm, 6. duża dowolność kompozycyjna
21
Ćwiczenie 5

Zapoznaj się z fragmentem Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego i wskaż cztery funkcje piwnicy, o których wspomina narrator.

Miron Białoszewski Pamiętnik z powstania warszawskiego

Nasza „sala” piwnicowa, chociaż takich jak ona było jeszcze ze dwie albo trzy pod naszym blokiem B, była tak jakby główną na ten blok. Bo przecież stał tu ołtarz. A może naprawdę była największa? Chyba tak. Koło drzwi, to znaczy koło otworu wejściowego tego z klatki schodowej zaraz po prawej stronie, stała beka, pełna wody, na wypadek pożaru. Woda była nie za świeża już 7 sierpnia. Co dało potem pole do smrodu, kłótni i zmiany wody w bece metodą potokową. Drzwi były na korytarze, półpiwnice, przejścia z kuchniami‑kozami‑sukami, kuchniami–kozami–sukami o które baby zaraz się kłóciły, a mężowie się zaraz pobili siekierami. Drugie siekiery w tym powstaniu. Stamtąd były właśnie schody z betonu na górę, na parter. Tu zaraz na lewo od nas były wychodki (na razie z wodą), wszystko czynne, światło też. Tu wpadały z góry słupy słońca z kurzem, z tym, że jak wpadały codziennie raniutko, tak świeciły ileś godzin, codziennie, bo była tylko pogoda. Tu były najważniejsze wloty i wyloty, spotkania, narady, moje przesiadywania na kupce cegieł i pisania.
I naprzeciw szły piwnice dalsze. Zaczynał się ciąg. Słynny potem nasz ciąg spacerowy. Bo się spacerowało. A nie było jak na wierzchu. To tu. To były zresztą ulice, place, tłumy, życia, zawierania znajomości.

mironcw Źródło: Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Warszawa 2016, s. 25.
R9JLPD8FP90YG
(Uzupełnij).
21
Ćwiczenie 6

Zapoznaj się z poniższymi fragmentami Pamiętnika z powstania warszawskiego i wymień na ich podstawie wszystkie czynności, które wypełniały dzień ludności cywilnej w Warszawie. Napisz, co przede wszystkim utrudniało ich wykonywanie.

Miron Białoszewski Pamiętnik z powstania warszawskiego

Wstawało się rano, nie do jedzenia przecież, bo zaczęło się jeść już chyba wtedy raz dziennie. Mama nad wieczorem robiła z resztek kaszy zbożową kawę. Na wszystkich. Rozdawała po filiżance każdemu. Oczywiście bez cukru. Już odkąd bez cukru. Od początku chyba. I po trzy suchary. Takie już cienkie, powyginane, niecałe plasterki czarnego chleba. Potem były już tylko po dwa. To była najuroczystsza chwila. I przedtem czy potem - różaniec. Dzień był długi. Chociaż niby się mówi, że koniec sierpnia - dzień krótszy, to gdzie tam. Tyle tego słońca. Upału. I tyle tych bomb. I stań pod framugą. I liczeń.
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście, dwaa‑naaśście... no... niewypał... o...
I zaraz:
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... – Huk, kotłowanina, coś się obrywa! My? Nie... I znów:
– Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... [...]
Wlatuję do bramy numer pięć. Jest. Tłok. Brzęk. Ogon. Podwóreczko. Studnia. Na podwóreczku. Drewniana. Zielona. Omszała. W kwadrat. Taka stara, że aż o niej nie wiedzieli. Ktoś odkrył. Kto? Bo ludzi tu nie ma. Dom niby stoi. Częściowo. Ale zupełnie nieczynny. To znaczy, jakaś cząstka stoi. Nawet może nie wypalona. Tylko coś po bombach. Bo wciąż były. I to coś, co było chyba biurem, posłużyło za miejsce na ogon. Bo ogon był. I przybywał. Z wody nikt nie rezygnował. I tak się stało. Cierpliwie. Parter bo parter. Ale zawsze – nie na wierzchu. Był upał. Dzień. Jasno. I długo się stało. Bo studnia była naprawdę stara. I trzeba było po kolei wpuszczać i wyciągać (kijem czy sznurkiem) wiadro po wiadrze. A to było biuro. Przyjrzałem się resztkom mebli, czyli szafce. Zasuwanej na drewnianą harmonię. Odsuniętą. Ale z papierami. Czystymi. Do pisania. Wziąłem sobie plik. To był luksus. Sam fakt. I gatunek. Pamiętam znak wodny. Chyba SIMON i coś tam. Papieru mi brakło, więc bardzo się cieszyłem. I czekałem. Swojej kolejki. Godzinę. Dwie. Chyba dwie. Oprócz szafki było jeszcze może coś. Z gruzami. I więcej nic. Owszem – gruzy, wapno z trzciną, cegły, otwory bez drzwi i okien. Przez taki otwór wychodziło się – w tym ogonku – do tej studni, jak nadeszła swoja pora. Bo wreszcie nadeszła. Moja. Wpuściłem kubeł. Wyciągnąłem. Ktoś nawet mi pomagał. Wiedział jak. I poleciałem z wodą i papierem do swoich. Do swoich gruzów.

cytat6 Źródło: Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego, Warszawa 2016, s. 99 i 102.
R7Ec0zNDn46fi
Czynność: (Uzupełnij) (Uzupełnij) (Uzupełnij) (Uzupełnij). Utrudnienia: (Uzupełnij) (Uzupełnij) (Uzupełnij) (Uzupełnij).
RF5b8tGBcdUnx2
Ćwiczenie 7
Przeczytaj fragment wspomnień Krystyny Baranowskiej z okresu Powstania Warszawskiego i zaznacz na żielono wszystkie fragmenty, w których autorka pamiętnika pisze o swoich uczuciach i emocjach, a na czerwono – fragmenty odnoszące się do jej osobistych powstańczych doświadczeń. Przed drzwiami naszej piwnicy siedziały dwie młode kobiety, siostry, jedna z dwójką maluchów. Szykowały się do wyjścia, gdy nagle matka dzieci dostała ataku histerii: ,,Uciekajmy! Uciekajmy!". Druga uspokajała ją, w pośpiechu pakowała dobytek i przy okazji opowiadała, że kobieta ma szczególny dar wyczuwania niebezpieczeństwa. Już kilkakrotnie wyprowadzała wszystkich z domów, gdzie wkrótce stało się coś złego. Po chwili nie było po nich śladu, a nas ogarnęły złe przeczucia. Za dwie godziny rozpoczęło się bombardowanie. Dał się słyszeć łomot i nagły podmuch zgasił karbidówki. W ciemnościach waliło się wszystko wokół. Usłyszałam swój krzyk: ,,Jezus Maria!". Cegły tłukły mnie po głowie i ramionach, przyginały do ziemi. Szarpnęłam się do tyłu i za plecami wyczułam ścianę. Już nie było uderzeń, ale zasypywał mnie gruz i piach, sięgając coraz wyżej, a pył wdzierał się do gardła i strasznie dusił. Wreszcie ustało. Bomby wybuchały gdzieś dalej, a do mnie doszedł słaby głos z głębi piwnicy. ,,Mamo, żyjesz?", zawołałam. To nie była mama, lecz ciotka Kazia. Jeszcze raz zawołałam mamę oraz Zosię. Na próżno, a przecież dzieliła mnie od nich jedynie szerokość polowego łóżka. Byłam zasypana niemalże po piersi, ale ręce miałam wolne. Pomacałam nad głową. Skrzyżowały się nad nią klepki wielkiej beczki z kąta piwnicy. Z góry nadal osuwał się gruz, coraz bardziej się dusiłam. ,,Ciociu, jesteś cała?" - spytałam. ,,Leżę przysypana, tylko trochę głowy mi wystaje. O Boże, czemu taką straszną śmiercią każesz mi ginąć" - rozpaczała. Modliła się na głos, a ja wołałam o ratunek, wyłam wręcz. Wreszcie jej głos umilkł, a z zewnątrz usłyszałam: ,,Idziemy, idziemy. Słyszymy". Czyżbym zwariowała? A jednak między belkami a gruzem migotała latarka. ,,A wódkę pani ma? A papierosy pani ma?" - usłyszałam. ,,Mam, mam!" - krzyczałam. Wyciągnęli blokujące wyjście walizy... Pytali o papierosy i wódkę. Zwariowali? Wybawcy uciekli po chwili przed kolejnym atakiem bombowców. Podobno byli pijani. Ludzie potem mówili, że nikt trzeźwy nie odważyłby się wejść w to rumowisko. Szalony strach dodał mi sił. Wyrywałam się tym łatwiej, że miałam na nogach buty oficerki. Słyszałam jedynie, jak za mną osuwało się wszystko z rumorem. […] Nocowałam na placu między kamienicami. Mimo zaproszeń sąsiadów, nie byłam w stanie podejść do żadnego budynku, przekonana, że za chwilę na mnie runie. Odczuwałam paniczny strach. W czasie kolejnego nalotu chowałam się do dołu i zasłaniałam pokrywką od kotła. Nie miałam nic własnego, byłam sama, wszyscy zostali pod gruzami. Jadałam po sucharku i kostce cukru dziennie. To dary od głodnych, tak jak i ja, ludzi. Wreszcie odnalazł mnie wujek Stradecki, zaprowadził do lekarza. Okazało się, że mam grypę żołądka. Zmierzono mi temperaturę... Miałam 40 stopni i dwie kreski. Dopiero po kilku dniach pozwoliłam się zabrać na Wilczą 21 do przyjaciółki, Marysi Kotkowskiej. Przeżyłam tam jeszcze wybuch pocisku z działa kolejowego. Chorowałam i strasznie cierpiałam z braku wody. Miałam majaki, śniły mi się krynice i całe skrzynki lemoniady.
Żródło: Krystyna Baranowska, Hoża 7, „Polska Zbrojna” 2014, nr 8, s. 24–26.
2
Ćwiczenie 7
R1I6rAh0ijW9R
Przed drzwiami naszej piwnicy siedziały dwie młode kobiety, siostry, jedna z dwójką maluchów. Szykowały się do wyjścia, gdy nagle matka dzieci dostała ataku histerii: „Uciekajmy! Uciekajmy!”. Druga uspokajała ją, w pośpiechu pakowała dobytek i przy okazji opowiadała, że kobieta ma szczególny dar wyczuwania niebezpieczeństwa. Już kilkakrotnie wyprowadzała wszystkich z domów, gdzie wkrótce stało się coś złego. Po chwili nie było po nich śladu, a nas ogarnęły złe przeczucia. Za dwie godziny rozpoczęło się bombardowanie. Dał się słyszeć łomot i nagły podmuch zgasił karbidówki. W ciemnościach waliło się wszystko wokół. Usłyszałam swój krzyk: „Jezus Maria!”. Cegły tłukły mnie po głowie i ramionach, przyginały do ziemi. Szarpnęłam się do tyłu i za plecami wyczułam ścianę. Już nie było uderzeń, ale zasypywał mnie gruz i piach, sięgając coraz wyżej, a pył wdzierał się do gardła i strasznie dusił. Wreszcie ustało. Bomby wybuchały gdzieś dalej, a do mnie doszedł słaby głos z głębi piwnicy. „Mamo, żyjesz?”, zawołałam. To nie była mama, lecz ciotka Kazia. Jeszcze raz zawołałam mamę oraz Zosię. Na próżno, a przecież dzieliła mnie od nich jedynie szerokość polowego łóżka. Byłam zasypana niemalże po piersi, ale ręce miałam wolne. Pomacałam nad głową. Skrzyżowały się nad nią klepki wielkiej beczki z kąta piwnicy. Z góry nadal osuwał się gruz, coraz bardziej się dusiłam. „Ciociu, jesteś cała?” – spytałam. „Leżę przysypana, tylko trochę głowy mi wystaje. O Boże, czemu taką straszną śmiercią każesz mi ginąć” – rozpaczała. Modliła się na głos, a ja wołałam o ratunek, wyłam wręcz. Wreszcie jej głos umilkł, a z zewnątrz usłyszałam: „Idziemy, idziemy. Słyszymy”. Czyżbym zwariowała? A jednak między belkami a gruzem migotała latarka. „A wódkę pani ma? A papierosy pani ma?” – usłyszałam. „Mam, mam!” – krzyczałam. Wyciągnęli blokujące wyjście walizy... Pytali o papierosy i wódkę. Zwariowali? Wybawcy uciekli po chwili przed kolejnym atakiem bombowców. Podobno byli pijani. Ludzie potem mówili, że nikt trzeźwy nie odważyłby się wejść w to rumowisko. Szalony strach dodał mi sił. Wyrywałam się tym łatwiej, że miałam na nogach buty oficerki. Słyszałam jedynie, jak za mną osuwało się wszystko z rumorem. […] Nocowałam na placu między kamienicami. Mimo zaproszeń sąsiadów, nie byłam w stanie podejść do żadnego budynku, przekonana, że za chwilę na mnie runie. Odczuwałam paniczny strach. W czasie kolejnego nalotu chowałam się do dołu i zasłaniałam pokrywką od kotła. Nie miałam nic własnego, byłam sama, wszyscy zostali pod gruzami. Jadałam po sucharku i kostce cukru dziennie. To dary od głodnych, tak jak i ja, ludzi. Wreszcie odnalazł mnie wujek Stradecki, zaprowadził do lekarza. Okazało się, że mam grypę żołądka. Zmierzono mi temperaturę... Miałam 40 stopni i dwie kreski. Dopiero po kilku dniach pozwoliłam się zabrać na Wilczą 21 do przyjaciółki, Marysi Kotkowskiej. Przeżyłam tam jeszcze wybuch pocisku z działa kolejowego. Chorowałam i strasznie cierpiałam z braku wody. Miałam majaki, śniły mi się krynice i całe skrzynki lemoniady. (Uzupełnij).

karbidówka – rodzaj lampy gazowej, w której jako paliwo wykorzystuje się acetylen; charakterystyczne dla tego typu lamp było silne dymienie powodujące ból oczu

31
Ćwiczenie 8
Zapoznaj się z wierszem Anny Świrszczyńskiej i oceń, które z poniższych stwierdzeń są prawdziwe.
Zapoznaj się z wierszem Anny Świrszczyńskiej i oceń, które z poniższych stwierdzeń są prawdziwe.
Anna Świrszczyńska Żyje godzinę dłużej

Żyje godzinę dłużej
Dziecko ma dwa miesiące.
Doktor mówi:
Umrze bez mleka.

Matka idzie cały dzień piwnicami
na drugi koniec miasta.
Na Czerniakowie
piekarz ma krowę.
Czołga się na brzuchu
Wśród gruzów, błota, trupów.

Przynosi trzy łyżki mleka.
Dziecko żyje
godzinę dłużej.

cytat5 Źródło: Anna Świrszczyńska, Żyje godzinę dłużej, [w:] tejże, Budowałam barykadę, Warszawa 1984, s. 18.
R1MUEksOI4Ia2
Tragizm sytuacji opisanej w wierszu podkreśla nagromadzenie środków artystycznego wyrazu. Możliwe odpowiedzi: Prawda, Fałsz. Słowa doktora zostały zapisane w mowie zależnej. Możliwe odpowiedzi: Prawda, Fałsz. Poetka stworzyła wiersz o prostej, zbliżonej do prozy formie, aby skupić uwagę odbiorców na ludzkiej tragedii. Możliwe odpowiedzi: Prawda, Fałsz. Pojawiające się w drugiej strofie wyliczenie podkreśla determinację bohaterki lirycznej wiersza. Możliwe odpowiedzi: Prawda, Fałsz. Utwór Anny Świrszczyńskiej to wiersz wolny. Możliwe odpowiedzi: Prawda, Fałsz
R1VF7pGaQ8EUI3
Ćwiczenie 9
Przeczytaj wiersz Anny Świrszczyńskiej Człowiek i stonoga. Zaznacz w tekście na niebiesko wszystkie czasowniki odnoszące się do czynności podmiotu lirycznego. Człowiek i stonoga Ja przeżyję. Znajdę taką najgłębszą piwnicę, zamknę się, nie wpuszczę nikogo, wygrzebię w ziemi jamę, zębami wygryzę cegły, schowam się w murze, wejdę w mur jak stonoga. Wszyscy umrą, a ja przeżyję.
Źródło: Anna Świrszczyńska, Człowiek i stonoga, [w:] tejże, Budowałam barykadę, Warszawa 1984, s. 112.
3
Ćwiczenie 9
R1OSW8Y7IvfAj
Człowiek i stonoga Ja przeżyję. Znajdę taką najgłębszą piwnicę, zamknę się, nie wpuszczę nikogo, wygrzebię w ziemi jamę, zębami wygryzę cegły, schowam się w murze, wejdę w mur jak stonoga. Wszyscy umrą, a ja przeżyję. (Uzupełnij).
31
Ćwiczenie 10

Przeanalizuj zaznaczone w wierszu Anny Świrszczyńskiej czasowniki, a następnie wyjaśnij pojawiające się w tytule wiersza zestawienie człowieka i stonogi.

R12DgPY35LOPj
(Uzupełnij).
31
Ćwiczenie 11

Przeczytaj fragment książki Warszawa 1944. Tragiczne powstanie autorstwa Alexandry Richie, a następnie określ tezę sformułowaną przez autorkę oraz wskaż dwa argumenty, którymi uzasadnia jej słuszność. Nie cytuj.

Zapoznaj się z fragmentem książki Warszawa 1944Tragiczne powstanie autorstwa Alexandry Richie, a następnie określ tezę sformułowaną przez autorkę oraz wskaż dwa argumenty, którymi uzasadnia jej słuszność. Nie cytuj.

Alexandra Richie Warszawa 1944. Tragiczne powstanie

Kiedy w II wieku przed Chrystusem starożytna Kartagina zaczęła odbudowywać się po drugiej wojnie punickiej, Rzymianom się to nie spodobało. Postrzegali to miasto jako zagrożenie dla dominacji Rzymu w Afryce Północnej. Po kilku naradach senatorowie postanowili, że musi ono zostać zaatakowane, zdobyte i wymazane z kart historii. Wiedzieli, że nie będzie to łatwe. Kartagina była solidnie ufortyfikowana, a jej zdeterminowani mieszkańcy woleli walczyć niż poddać się władzy Rzymu. […] Jeśli Kartagina stanowi najlepszy przykład bezmyślnego zniszczenia wielkiego miasta w starożytności, to unicestwienie Warszawy jest jedynym odpowiednikiem czegoś podobnego w historii współczesnej. Żadna inna stolica nie doświadczyła takiej traumy z rąk wroga. Po bezlitosnych nalotach bombowych, które zaczęły się już 1 września 1939 roku, ludność Warszawy była terroryzowana przez gestapo, a niemal cała żydowska wspólnota została wymordowana. W trakcie powstania mieszkańcy byli masakrowani, żyli w oblężeniu, byli mordowani i paleni. W końcu cała ludność, która przed wojną liczyła ponad milion osób, zniknęła. Zginęło ponad 400 000 warszawskich Żydów. Około 150 000 spośród reszty mieszkańców poniosło śmierć podczas walk w mieście i zostało pogrzebanych pod gruzami, poległo także 18 000 żołnierzy AK.

cw8 Źródło: Alexandra Richie, Warszawa 1944. Tragiczne powstanie, Warszawa 2013, s. 21–22.
RGmq0g6nBsJpe
Teza autorki:. (Uzupełnij). Argument pierwszy:. (Uzupełnij). Argument drugi:. (Uzupełnij).
Praca domowa

O powstaniu warszawskim mówi się często, że była to „Golgota ludności cywilnej”. Korzystając z informacji zawartych w e‑materiale, wyjaśnij sens tego sformułowania.