Wróć do informacji o e-podręczniku Wydrukuj Pobierz materiał do PDF Pobierz materiał do EPUB Pobierz materiał do MOBI Zaloguj się, aby dodać do ulubionych Zaloguj się, aby skopiować i edytować materiał Zaloguj się, aby udostępnić materiał Zaloguj się, aby dodać całą stronę do teczki
1
Pokaż ćwiczenia:
Rf1BRvp1NBg1w1
Ćwiczenie 1
Zaznacz zdania prawdziwe. Możliwe odpowiedzi: 1. Głos daimoniona był dostępny Sokratesowi zawsze wtedy, gdy filozof się do niego o to zwrócił., 2. W poszukiwaniach filozoficznych Sokrates nie odwoływał się do bogów., 3. Sokratejskie doświadczenie daimoniona zostało opisane przez Platona i Sokratesa., 4. W Obronie Sokratesa Platon opisał milczenie daimoniona w kwestii śmierci.
1
Ćwiczenie 2
RhIbbO70XPqRD
Odpowiedz na pytania lub uzupełnij tekst. 1. Jeden z dialogów, w których Platon poruszył temat daimoniona., 2. Słyszał daimoniona., 3. Postawa filozoficzna właściwa Sokratesowi., 4. Drugi, obok Platona, autor piszący o daimonionie.
R14De7gOQKngI
(Uzupełnij).
RG7XIguPcBJ7g1
Ćwiczenie 3
Uzupełnij zdania podanymi wyrazami i wyrażeniami, nadając im właściwą formę gramatyczną. naganny moralnie; ostrzegać; śmierć; sądy etyczne Według Platona daimonion jedynie Tu uzupełnij Sokratesa, mówiąc, czego ten nie powinien czynić. Dzięki interwencji daimoniona Sokrates unika czynów Tu uzupełnij. Daimonion nie formułował na rzecz Sokratesa ogólnych Tu uzupełnij. Sokrates orzekł, że Tu uzupełnij nie jest czymś złym, jako że daimonion nie ostrzegł go przed nią.
R1OH7sfL1pDok1
Ćwiczenie 4
Wybierz i zaznacz poprawne słowa w poniższych zdaniach. Opowieść o daimonionie jest przedstawiona w dialogach Sokratesa/Platona w sposób niejednoznaczny. Niekiedy można odnieść wrażenie, że Sokratejski racjonalizm/cynizm kłóci się z formułowanymi przez daimoniona normami etycznymi/ostrzeżeniami. Daimonion ostrzegł Sokratesa przed angażowaniem się w politykę/bywaniem na ateńskim rynku, ponieważ zmuszałoby to Sokratesa do czynów ryzykownych/moralnie nagannych.
21
Ćwiczenie 5

Zapoznaj się z fragmentem tekstu Ksenofonta i znajdź różnicę między świadectwem Platona a świadectwem Ksenofonta dotyczącą  aktywności daimoniona.

1
Ksenofont Pisma sokratyczne

[Sokrates] w gruncie rzeczy nie wprowadzał żadnej większej nowości niż inni, którzy wierząc w sztukę wróżbiarską czerpią przepowiednie przyszłości z lotu ptaków, z głosów ludzkich, z przygodnych zjawisk i ofiar. Wszyscy oni przecież zdają sobie sprawę, że ani ptaki, ani przypadkowo spotkani ludzie nie wiedzą, co dla poszukującego wróżby jest pożyteczne, ale że to sami bogowie za ich pośrednictwem objawiają, co jest dla nich pomyślne, i nie inaczej myślał o tym Sokrates. (...) I wielu ludziom z kręgu swoich znajomych przepowiadał z góry, co mają czynić, a czego unikać.

C8 Źródło: Ksenofont, Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967, s. 18.
Rmpd37t3gHzqE
(Uzupełnij).
21
Ćwiczenie 6

Zapoznaj się z fragmentem tekstu Ksenofonta i opisz swoimi słowami ten zakres aktywności ludzkich, który zależy od nas samych, i ten, który zależy od bogów i w odniesieniu do którego należy pytać o zdanie wyroczni.

1
Ksenofont Pisma sokratyczne

Być natomiast cieślą, kowalem, rolnikiem, przywódcą politycznym, rachmistrzem, gospodarzem czy w ogóle wykonawcą podobnych zawodów, to wszystko, jego zdaniem, umiejętności możliwe do opanowania również przez sam rozum człowieka.

Ale nawet w tych sprawach, mówił, to, co jest najważniejsze, bogowie zastrzegli dla siebie i nic z tego nie jest na pewno ludziom wiadome. Bo ani temu, kto należycie uprawia rolę, nie jest na pewno wiadomo, kto będzie plony zbierał, ani temu, kto dom buduje, nie jest na pewno wiadomo, kto będzie w tym domu mieszkał (…). Ci natomiast, którzy sądzą, że bóstwo nie ma żadnego wpływu na pomyślny obrót wszystkich tych spraw, ale uważają, że zależą one od ludzkiego rozumu, są to, jak mówił, ludzie szaleni. Podobnie szaleni wydawali mu się ci wszyscy, co pytają wyroczni w sprawach, w których bogowie samym ludziom dali możność podejmowania decyzji na podstawie ich własnych wiadomości; jak na przykład gdyby się ktoś radził wyroczni, czy lepiej brać jest do koni człowieka, który się zna na powożeniu, niż takiego, który się nie zna, (...) albo gdyby pytał wyroczni w sprawach, w których za pomocą liczb, miary i wagi można rozstrzygać. (…)

Twierdził, że co przez naukę bogowie pozwolili ludziom wiedzieć, tego, nie ma rady, trzeba się uczyć, co natomiast przed ludźmi ukryli, tego trzeba się starać od bogów dowiedzieć za pomocą sztuki wróżbiarskiej, ponieważ dla kogo są bogowie łaskawi, temu przez wróżbę objawiają swą wolę.

C9 Źródło: Ksenofont, Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967, s. 19–20.
R1Zjqxu3UKzBc
(Uzupełnij).
31
Ćwiczenie 7

Zapoznaj się z poniższym fragmentem Obrony Sokratesa. Zauważ, że milczenie daimoniona, o którym mówi w tym fragmencie Sokrates, jest dla niego pełne znaczenia. Korzystając z fragmentu dialogu Fedon Platona  oraz fragmentów z Pism sokratycznych Ksenofonta, sporządź dwa wytłumaczenia milczenia daimoniona –  wg Platona i wg Ksenofonta.

1
Platon Obrona Sokratesa

Ten mój zwyczajny, wieszczy głos (głos ducha) zawsze przedtem, i to bardzo często, się u mnie odzywał, a sprzeciwiał mi się w drobnostkach nawet, ilekroć miałem coś zrobić nie jak należy. No, a teraz mi się przydarzyło, widzicie przecież sami, to tutaj, co niejeden uważa może, i naprawdę uważa za ostateczne nieszczęście. A tymczasem mnie, ani kiedym rano z domu wychodził, nie sprzeciwiał się ten znak boga, ani kiedym tu na górę szedł do sądu, ani podczas mowy nigdzie, kiedym cokolwiek miał powiedzieć. A przecież w innych mowach to nieraz mi, bywało, przerwie w środku słowa. Tymczasem teraz nigdzie w tej całej historii ani w postępowaniu moim, ani w mowie nic mi oporu nie stawia. A cóż to, myślę, będzie za przyczyna? Ja wam powiem: zdaje się, że ta przygoda jest właśnie czymś dobrym dla mnie; niepodobna, żebyśmy słuszność mieli my, którzy przypuszczamy, że śmierć jest czymś złym. Mam na to wielkie świadectwo. Bo nie może być, żeby mi się nie sprzeciwiał mój zwyczajny znak, gdybym nie był miał zrobić czegoś dobrego.

C10 Źródło: Platon, Obrona Sokratesa, [w:] tegoż, Dialogi, tłum. W. Witwicki, Gdańsk 2000, s. 123.
1
Platon Fedon

Ja się przed wami przecież, przed sędziami muszę już usprawiedliwić, że słuszność mam, kiedy myślę, że człowiek, który naprawdę życie spędził na filozofii, będzie dobrej myśli przed śmiercią i będzie się tam największego dobra spodziewał po śmierci. A jakim sposobem tak być może, spróbuję wam, Simiaszu i Kebesie, wykazać. Zdaje się, że ci, którzy się z filozofią zetknęli jak należy, niczym innym się nie zajmują, jak tylko tym, żeby umrzeć i nie żyć, a ludzie bodaj że tego nie wiedzą. Otóż, jeżeli to prawda, to głupio byłoby przez całe życie niczego innego nie szukać, tylko tego właśnie, a kiedy ono przyjdzie, wzdrygać się przed tym, czego człowiek z dawna pragnął i starał się o to (...).

Nieprawdaż, zaraz wiesz, co myśleć o człowieku, jeśli zobaczysz, że się któryś wzdryga i niepokoi, kiedy ma umrzeć; zaraz widać, że to z pewnością nie filozof (który mądrość kocha), tylko ktoś, kto kocha ciało; ten sam człowiek z pewnością kocha i pieniądze, i sławę; albo jedno z tych dwojga, albo i jedno, i drugie.

C11 Źródło: Platon, Fedon, [w:] tegoż, Dialogi, tłum. W. Witwicki, Gdańsk 2000, s. 140.
1
Ksenofont Pisma sokratyczne

— To są dla ciebie dziwne historie — odparł Sokrates — że nawet sam bóg uznaje, iż lepiej jest dla mnie, abym już umarł? Aż do chwili obecnej nikomu nie przyznam, że żył piękniej albo przyjemniej ode mnie. W moim rozumieniu najpiękniejsze jest życie wtedy, kiedy najusilniej staramy się być jak najlepsi, najprzyjemniejsze zaś — kiedy w pełni uświadamiamy sobie, że rzeczywiście stajemy się coraz to lepsi. Otóż  obserwując całe swoje życie oraz stosunki utrzymywane z innymi ludźmi i krytycznie porównując siebie z innymi, dochodzę do wniosku, że tak właśnie ułożyłem swe życie.

(...)

Jeżeli jednak będę jeszcze żył dłużej, najprawdopodobniej będę musiał do końca moich dni płacić daninę należną starości, a więc będę coraz słabiej widział, gorzej słyszał, wolniej myślał, trudniej się uczył, łatwiej zapominał i w ogóle będę musiał stawać się coraz to bardziej nieudolny w tym wszystkim, w czym przedtem celowałem sprawnością. A gdyby nawet następstwa starości nie dawały się odczuć, takie życie byłoby nie do zniesienia, bo jeśli człowiek ma taką świadomość, z konieczności życie traci wszelki urok i staje się męką.

C12 Źródło: Ksenofont, Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967, s. 4–236.
RSZ29CqrcjTlW
(Uzupełnij).
31
Ćwiczenie 8

Zapoznaj się z wątkiem daimoniona w Ludziach bezdomnych Stefana Żeromskiego i napisz krótką rozprawkę odpowiadającą z uzasadnieniem na pytanie: Czy Korzecki popełnił nadużycie, powołując się w akcie samobójczym na Platońskiego daimoniona?

1
Stefan Żeromski Ludzie bezdomni

PIELGRZYM (...)
Korzecki odezwał się pierwszy:
— Musiały wam się głupimi wydawać moje dzisiejsze popisy. Paplałem jak pensjonarka.— Jeżeli mam prawdę powiedzieć…
— Właśnie. Ale to było konieczne. Miałem w tym swój interes. Czy nie rozumieliście, o co mi chodzi?
— Były chwile, że doświadczałem wrażenia, jakbyście mówili na przekór sobie. 
— A gdzież tam! To nie.
— Więc myślicie, że zbrodnia jest to absolutnie to samo co cnota? Cnota, Idealista, Wolność.
— Nie. Myślę tylko, że „zbrodnia” powinna być tak samo wyzwolona jak cnota. Zbrodnia.
— Ach!
— Duch ludzki jest niezbadany jak ocean. Spojrzyjcie w siebie… Czy nie zobaczycie tam ciemnej otchłani, w której nikt nie był? O której nikt nic nie wie? Siłą przymusu ani żadną inną nie może być wytrzebione to, co nazywamy zbrodnią. Wierzę mocno, że w tym duchu nieogarniętym sto tysięcy razy więcej jest dobra — ależ co mówię! — w nim wszystko, prawie wszystko jest dobre. Niech tylko będzie wyzwolone! Wtedy okaże się, że złe zginie… 
— Czyliż w to można uwierzyć?  
— Widziałem gdzieś rycinę… Na słupie obwieszony został zbrodniarz. Tłum sędziów schodzi ze wzgórza. Na każdym obliczu maluje się radość, zwycięstwo… Każą mi wierzyć, że ten człowiek był winien.  
— A cóż wam dowodzi, że tak nie było. Może to był ojcobójca? Co wam pozwala czynić przypuszczenie, że tak nie było?  
— Mówi mi o tym… Dajmonion.  
— Kto?
— Mówi mi o tym coś boskiego, co jest we mnie.  
— Cóż to jest?  
— Mówi mi to w głębi serca. W jakimś podziemiu to słyszę… Poszedłbym i całował stopy tego, co zawisł. I gdyby tysiące świadków wiarogodnych przysięgły, że to jest ojcobójca, matkobójca, zdjąłbym go z krzyża. Na podstawie tamtego szeptu… Niech idzie w pokoju… (...).

DAJMONION
Dr. Judym otrzymał urząd lekarza fabrycznego i zamieszkał w pobliżu kopalni węgla. Życie jego weszło w fazę zwyczajnej, poziomej pracy. Korzecki, który blisko o milę drogi rezydował, był jedynym jego znajomym. Zjeżdżali się wieczorem od czasu do czasu i trawili na rozmowie parę godzin. Było to jednak towarzystwo niezdrowe. Korzecki męczył. Z jego zjawieniem się wchodziła do mieszkania trwoga i jakiś bolesny smutek.

Pewnego popołudnia w sierpniu, Judym otrzymał list przez umyślnego człowieka. Była to ręką Korzeckiego, na jakimś urywku szematów kancelaryjnych skreślona cytata z Platonowej Apologii Sokratesa:
 „Objawia się we mnie jakieś od Boga, czy od bóstwa pochodzące zjawisko... Zdarza się to ze mną, począwszy od dzieciństwa. Odzywa się głos jakiś wewnętrzny, który, ilekroć się zjawia, odwodzi mię zawsze od tego, cokolwiek w danej chwili zamierzam czynić, sam jednak nie pobudza mię do niczego...  To, co mnie obecnie spotkało, nie było dziełem przypadku; przeciwnie widoczną dla mnie jest rzeczą, że umrzeć i uwolnić się od trosk życia za lepsze dla mnie sądzono. Dlatego właśnie owo Dajmonion, ów głos wieszczy nie stawił mi nigdzie oporu”.
Judym bez szczególnego niepokoju przeczytał te wyrazy. Był przyzwyczajony do dziwactw Korzeckiego i sądził, że ma przed sobą jemu tylko właściwą formę zaproszenia do odwiedzin.

Mimo to żądał koni.

Ledwie wyjechał za bramę, ujrzał powóz, co koń skoczy, w tumanach kurzu, bocznemi drogami pędzący w stronę jego mieszkania. Myślał, że to konie ponoszą... Kazał swemu furmanowi stanąć i czekać.

Tamten pojazd wypadł na szosę i gnał co pary w koniach. Gdy obok przelatywał, jak burza, Judymowi udało się spostrzedz, że siedzi w nim tylko furman na koźle. Człowiek ten coś krzyczał.

O jakie ćwierć wiorsty zdołał zatrzymać swe konie i nawrócić. Płaty piany padały z ich pysków, powóz okryty był szarą masą pyłu. Furman krzyczał:
 — Pan... inżynier...  
— Kto taki?  
— Pan inżynier!  
— Korzecki?  
— Tak, pan... Korzecki...

Judym wysiadł ze swego powozu i ruchem instynktownym skoczył w tamten. Konie poleciały znowu, jak huragan. Patrząc na ich mokre kadłuby, lśniące się w burym kurzu, Judym myślał tylko o tem, jak piękną jest taka jazda. Było mu dobrze, miło, pysznie, że to po niego mianowicie pędzono z taką furyą. Rozparł się, wytężył nogi...

Zanim zdążył przejść do jakiegokolwiek innego uczucia, powóz stanął przed mieszkaniem.

Jacyś ludzie rozbiegli się.  

Ktoś przytulił się do ściany na schodach, aby nie tamować drogi. Drzwi były otwarte.  

W drugim pokoju, na sofie, która służyła za łoże gościnne, leżał Korzecki w ubraniu, okropną masą krwi do szczętu zwalanem.  

Tyle razy widział już śmierć, tyle razy badał ją, jak zjawisko... Dziś pierwszy raz w życiu spostrzegał niby to rysunek jej istoty. I oddawał jej pokłon głęboki. Linia czerwona ze strzałką u końca swego zdawała się zbliżać i, rzecz dziwna, przypominała tę wskazówkę na wodzie zawaliska, widzianą tamtej nocy. Drżenie tajemnicze przejmowało go w najgłębszej komorze serca, jakby miał usłyszeć bicie okrutnej godziny.  

Gdy tak siedział, zatopiony w sobie, drzwi się cicho otwarły i ktoś wszedł.  

Był to wysoki blondyn. Miał duże jasnoniebieskie oczy.

Judym go poznał.  

Człowiek ten wszedł szybko do izby, gdzie leżał umarły. Nie dostrzegł wcale Judyma.  

Oczy jego skierowały się na bezduszne ciało z jakiemś dziecięcem zdumieniem. Wylękłe usta coś szepnęły. Schylił się nad zwłokami, podłożył delikatne i ostrożne ręce swoje z dwu stron pod głowę nieżywą, unosił ją do góry, jakby pragnął ocucić śpiącego.  

Z kolei wziął w swoje dłonie rękę lewą.  

Usiłował rozprostować pięść zaciśniętą, zgiąć palce. A gdy nie poddawały się zmartwiałe członki, chuchał na te bolesne stawy i rozgrzewał je wargami. Zdziecinniałymi w bólu ruchy poprawiał włosy zmarłego, zapinał guziki jego surduta... Dopiero po długiej chwili zatrzymał się i stanął nieruchomy.  

Trwożliwą ręką otarł swe czoło...  Judym widział głębinę jego duszy, która wtedy ujrzała istotę śmierci.

ludzie Źródło: Stefan Żeromski, Ludzie bezdomni.
RlcwLBEyCcgja
(Uzupełnij).