Wiersz zachował autonomię artystyczną. Jego interpretacja bez znajomości dzieła Dürera wydaje się jednak niemożliwa. Odwołania stanowią pewną ramę dla interpretacji, ich znajomość jest konieczna i przybliża do sensów wiersza. Biorąc pod uwagę jego tytuł, musimy odpowiedzieć na pytanie, jaką funkcję pełni w nim odniesienie do rysunku Dürera. Wiersz Wata z pewnością nie jest ekfrazą, trudno w nim znaleźć fragmenty, które by bezpośrednio opisywały Autoportret. A jednak dzieło niemieckiego artysty, a także jego postać, pojawiają się tu wyraźnie. Utwór można by nazwać głębokim i mającym poważne konsekwencje spotkaniem z dziełem sztuki (i jego autorem). Współczesny poeta staje przed rysunkiem renesansowego artysty nie po to (lub nie tylko po to), aby obejrzeć i zrozumieć jego dzieło, ale by obejrzeć, przeżyć i zrozumieć siebie samego, przy czym przeżycia
te mają w dużym stopniu cielesny, somatyczny charakter. Wiersz rozpoczyna się zmienionym przez poetę zwrotem frazeologicznym (blednąć z przerażenia = „zielenieje z przerażenia”), który wprowadza nas w sytuację, w jakiej znajduje się podmiot liryczny – obudzony w nocy, ze świecą w ręku, nagi, przyglądający się sobie, przerażony. Grozę budzi w nim spotkanie z własnym „obrazem”. Warto zwrócić uwagę na to słowo, które poza znaczeniem: „wizerunek”, ma także sens: „dzieło malarskie”, a więc sugeruje portret Dürera, a jeśli tak, to być może:
1) podmiot liryczny nie spotyka siebie, ale wizerunek lub osobę niemieckiego malarza, lub
2) podmiotem lirycznym jest Dürer. Podobną niejednoznaczność budzą słowa tajemniczego kaprala, którego być może (na zasadzie wspomnianych analogii z Hamletem) należałoby rozszyfrować jako śmierć. Spotkanie ze śmiercią, a raczej rozpoznanie, uświadomienie sobie cielesności i śmiertelności wydaje się wpisane w ten wiersz, podobnie jak w całą poezję Wata. Takie odczytanie nie przekreśla
(a może nawet wzmacnia) wymowę znaczeń współczesnych i historycznych, które każą widzieć w „piecach rozpalonych” i „dymach idących ku niebu” krajobraz
II wojny światowej, a w postaci kaprala, być może, Hitlera, jak chciał jeden z interpretatorów poezji Wata. W tym historycznym kontekście śmierć uzyskuje realną, namacalną konkretyzację, nie jest już pojęciem abstrakcyjnym, a przez to staje się bardziej przerażająca. Nastrój grozy potęgują słowa, jakimi kapral zwraca się do podmiotu, a raczej kontrast między nimi – pieszczotliwe „przyjdź, kotku”, jakie mogłaby wypowiadać kochanka, i ostre komendy „wróć”. Intymność, bezpieczeństwo zostają przeciwstawione wojnie, zagrożeniu. Iście schizofreniczne, ale i pokazujące skrajności, jakich człowiek doświadcza ...w życiu. Wat zdaje się odwoływać tutaj do Księgi Hioba i poezji Sępa Szarzyńskiego (to kolejne konteksty kulturowe), gdzie pojawia się obraz ludzkiego życia jako bojowania. Podmiot wiersza pragnie uciec z pola walki, czyli życia, ale jest to niemożliwe, bo przyzywa go kapral – śmierć, która woła go do „nicości”, „donikąd”. W drugiej części wiersza dominują dwa znaczące motywy/symbole – lustro i echo. Lustro jest centralnym motywem zarówno jeśli chodzi o jego sens, jak i zasadę konstrukcyjną. W lustrze portretu Dürera przegląda się podmiot wiersza, a druga część wiersza wygląda jak lustrzane odbicie części pierwszej. Obok zwierciadła istnieje także echo; motywy te łączy
nie tylko wspomniany mit Narcyza, ale także swoista powtarzalność – wszak lustro „powtarza” oblicze przeglądającego się w nim, a echo „powtarza” jego słowa. Człowiek wobec lustra i echa znajduje się w sytuacji, którą można nazwać rozdwojeniem – jest sam, ale jakby z kimś innym i wobec kogoś innego. Obserwuje i podsłuchuje siebie, ale jakby z zewnątrz, co daje mu możliwość obserwacji i poznawania siebie, ale rodzi też poczucie obcości (czy ten/ta w lustrze to jestem ja?). Tę niejednoznaczną sytuację podkreśla także rozmowa, jaka się tu toczy – można by ją nazwać „dialogiem lustrzanym” – powtórzenia, nawarstwiające się przeciwieństwa (życia i śmierci, bycia i nie bycia), a nade wszystko komplikacja – kto i do kogo mówi, stwarzają dziwną sytuację, nie pozwalają niczego ostatecznie rozstrzygnąć. Poeta, celowo, pozostawia nas w niepewności, wyrywa z utartych schematów myślenia (czy dzięki temu nie doświadczamy uczuć odrobinę podobnych do tych, które są udziałem podmiotu wiersza?). W drugiej części mamy do wyboru kilka równie prawdopodobnych możliwości:
1) toczy się dialog między podmiotem lirycznym a Dürerem jako postacią z Autoportretu,
2) jest to dialog między Dürerem a jego własnym odbiciem w lustrze (to może odsyłać do malowania autoportretu – posługiwania się lustrem)
3) mamy tu ciąg dalszy „rozmowy” między kapralem (śmiercią) a podmiotem lirycznym,
4) jest to pozorny dialog – soliloquium (monolog wewnętrzny) – podmiot liryczny rozmawia sam ze sobą. Zauważmy, że wszystkie te warianty łączy pewne podobieństwo – nie są to rozmowy z realną osobą, ale pewnego rodzaju sytuacje poznawcze, w których człowiek/podmiot liryczny dokonuje rozpoznania/poznania. Dziwi się sobie, obserwuje siebie, wsłuchuje się w siebie samego („zawsze słyszało tylko głos swój własny”), zadaje pytania o cel swojego istnienia („Dokąd? Do śmierci”, „Do życia”), a także „Czy czymś jest ja?”. To ostatnie wydaje się kluczowe, to pytanie o tożsamość (kim jestem?), istotę własnego bytu (jak istnieje ja?), a także zależność od tego, co na zewnątrz (czy ja jest czymś zdeterminowane? czy ja jest/należy do czegoś/kogoś – do Boga?). Portret Dürera sprowokował poetę do własnych przemyśleń. Bezwzględna szczerość malarza w przedstawieniu swojego ciała zainspirowała Wata do równie szczerej podróży w głąb samego siebie. Podróż ta obejmowała zarówno ciało, jak i sferę duchową, była bolesna, wytrąciła z „normalnego” bycia, pomieszała osoby, słowa, sprowokowała pytania, na które
nie ma łatwych odpowiedzi. Kończy ją jednak nadzieja. Ale bądźmy ostrożni –
to pytanie o nadzieję, a potem dziwna (ileż tu nagromadzeń słowa „wszystko”)
i na pozór nielogiczna odpowiedź, że „nadzieja odzywa się, gdy wszystkie nadzieje wygasły”. Czy jest to językowa zabawa nasuwająca skojarzenia z poezją barokową, a może dźwięczy tu ironia, lub wręcz przeciwnie, raczej heroizm, który zaprzecza zdrowemu rozsądkowi (także logice wypowiedzi) i każe mieć nadzieję, gdy nadziei już nie ma? To wiersz o trudnym, bolesnym i wymagającym wielkiej odwagi poznaniu prawdy o człowieku, o nas samych. I jeszcze, że pomocą w tym „przedsięwzięciu” może być dzieło sztuki, pojęte jako droga, którą przebył inny człowiek kilka wieków temu. Odległość czasowa nie ma tu oczywiście żadnego znaczenia, bowiem poruszamy się w kręgu zagadnień podstawowych, uniwersalnych – pytając o to, skąd i dokąd zmierzamy? A także: kim jesteśmy?