Ozonosfera chroni życie na Ziemi, pochłaniając szkodliwe światło ultrafioletowe, które uszkadza DNA roślin i zwierząt – w tym ludzi – a także prowadzi do oparzeń słonecznych i nowotworów skóry. Przed rokiem 1979 stężenie ozonu w atmosferze wynosiło około 220 jednostek Dobsona (DU). Jednakże na początku lat 80. XX wieku każdej wiosny ta naturalna ochrona przeciwsłoneczna Ziemi zaczęła zmniejszać się na biegunie południowym. Przerzedzenie warstwy ozonowej na Antarktydzie nazwano dziurą ozonową.
Powstanie dziury ozonowej zwróciło uwagę na wpływ działalności człowieka na atmosferę. Naukowcy odkryli, że freony, inaczej CFC, czyli chemikalia stosowane jako ciecze chłodzące w lodówkach i chłodziarkach oraz gazy nośne w aerozolowych kosmetykach od lat 30. XX wieku, mają swoją „ciemną stronę”. W troposferze, najniższej warstwie atmosfery, CFC krążyły przez dekady, nie wyrządzając większych szkód. Gdy dotarły do stratosfery, stały się zagrożeniem dla życia na Ziemi. Pod wpływem światła ultrafioletowego zaczęły się rozpadać, uwalniając reaktywny chlor, niszczący warstwę ozonową w atmosferze. Naukowcy szacują, że około 80% chloru i bromu w stratosferze nad Antarktydą to skutek uboczny rozwoju cywilizacji.
Destrukcyjne działanie freonów doprowadziło w 1987 r. do podpisania Protokołu montrealskiego w sprawie substancji zubożających warstwę ozonową. Traktat ten zakładał wycofanie produkcji substancji chemicznych degradujących warstwę ozonową. Najnowsze dane sugerują, że stężenie chloru i bromu w stratosferze powróci do poziomu sprzed 1979 r. dopiero w drugiej połowie XXI wieku.
Równoważnik efektywnego chloru stratosferycznego (EESC) [jednostka względna] jest mierzony w stosunku do poziomu chloru w stratosferze w 1960 r., przy założeniu, że poziom ten wynosił 0.