Przeczytaj
Obraz Rosji w powieści Dostojewskiego
Miejscem akcji Zbrodni i kary nieprzypadkowo jest Petersburg. Miasto zostało zbudowane w XVIII w. przez cara Piotra I. Już romantycy (a wśród nich Adam Mickiewicz w Ustępie III części Dziadów) pisali o udręce budowniczych. Chłopi sprowadzani z okolicznych wsi, by wykonywać tę niewolniczą pracę, masowo umierali z wycieńczenia i głodu. Miasto powstało więc kosztem ludzkiego cierpienia. Dostojewski w kreacji świata przedstawionego nawiązuje do tych zdarzeń, aby zbudować symbolikę miejskiej przestrzeni. Ciemne i groźne zaułki okolic placu Siennego, wyszynki, domy publiczne, spelunki, podrzędne hotele i hoteliki, urzędy policji, nędzne mieszkania – wszystko to składa się na ponury obraz miasta – miejsca, w którym dokonano zbrodni. W takiej przestrzeni żyją głównie ludzie z marginesu społecznego: lichwiarze, drobni złodzieje, alkoholicy, prostytutki i… studenci wynajmujący liche pokoiki za najniższe opłaty, bo na więcej ich nie stać. Zbrodnia i kara była pierwotnie pomyślana jako utwór pokazujący skutki alkoholizmu w Rosji. Wątek Marmieładowa i jego rodziny stanowił główny temat powieści. Dość szybko jednak pisarz zdecydował, że ma to być analiza psychologiczna zbrodniarza, który swój czyn traktował jako bunt przeciw bezmiarowi cierpienia.
Tajemnica człowieka: dlaczego Raskolnikow zabił lichwiarkę?
Motywy, którymi kierował się Rodion Raskolnikow, zabijając starą lichwiarkę, są rozmaicie interpretowane. Najważniejszym wydaje się przekonanie Raskolnikowa o własnym geniuszu i wyjątkowości, które pozwalają mu, nadczłowiekowinadczłowiekowi, zabijać „ludzkie wszy” w imię sprawiedliwości społecznej. Inną, bardziej prozaiczną przyczyną są względy materialne: Raskolnikow potrzebuje pieniędzy. Jednak w obliczu popełnionej zbrodni, przytłoczony poczuciem winy, zabiera z mieszkania lichwiarki tylko drobną sumę. Tymczasem rozpacz, która go pochłania, jest bez porównania ciemniejsza niż wszystko, czego dotąd doświadczył.
„Przeklęte problemy”. F. Dostojewskiego i jego wizja XXI wieku: na podstawie „Zbrodni i kary”Poddaje on [Raskolnikow, przyp. red.] rewizji zasady tradycyjnej etyki chrześcijańskiej i pokusi się o stworzenie systemu etyczno‑moralnego, w którym zbrodnia przestaje być złem. Dlatego też Zbrodnia i kara Dostojewskiego staje się jakby traktatem postaw i racji moralnych jego głównego bohatera o prawie do zbrodni. Ów traktat Rodion Raskolnikow wyłożył w swoim artykule, gdzie wszystkich ludzi podzielił na „zwykłych” i „niezwykłych” . Zwykli powinni żyć w posłuchu i nie wolno im przekraczać praw, a to dlatego, że są zwykli. Niezwykli zaś mają prawo do wszelkich zbrodni i wykroczeń, mianowicie dlatego, że są niezwykli. Rodion uważa, że w ideach tych nie ma nic szczególnego. W historii przecież każdy postęp dokonuje się nie inaczej jak tylko przez krew i cierpienia, łamiąc dotychczasową umowę społeczną, dlatego też, pisząc swój artykuł, Rodion Raskolnikow był święcie przekonany, że zbrodnia jego znajdzie się poza dobrem i złem Jeżeli po uderzeniu topora w głowę „plugawej lichwiarki” rozpocznie rzeczywiście nowy etap w dziejach ludzkości, a sam bohater awansuje do roli nowego Cezara, Keplera, Newtona czy Napoleona. Sędziemu śledczemu Porfiremu czy Pietrowowiczowi, Raskolnikow wyjaśnia to tak: «człowiek niezwykły ma prawo... to znaczy nie prawo oficjalnie nadane... lecz rzecz można, prawo z własnego nadania, by wedle swego sumienia przekraczać... pewne bariery, jeśli bariery te są zawadą na drodze do urzeczywistniania idei (mogącej mieć błogosławione skutki dla całej ludzkości), ale tylko wyłącznie w takim wypadku».
Symbolika imion
Nazwisko Raskolnikow pochodzi od rosyjskiego słowa raskoł, które oznacza rozłam, zerwanie, schizmę. Nazwisko bohatera jest więc znaczące i nawiązuje do rozłamu w Kościele wschodnim, który rozpoczął się w XVII w. Stanowił on konsekwencję reform wprowadzonych w cerkwi. Raskolnicy przeciwstawiali się wszelkim zmianom i trwali w starych obrzędach, tym samym zerwali jedność Kościoła. Raskolnikow z powieści Dostojewskiego zrywa zaś swoją jedność ze światem, Kościołem, religią i zasadami etycznymi. Ten odszczepieniec przebywa długą drogę przemian egzystencjalnych, a przede wszystkim – intelektualnych, by w końcu powrócić do źródeł, do tradycji i odzyskać jedność z samym sobą.
Imię Sofia (zdrobniale Sonia) pochodzi z języka greckiego i oznacza mądrość. Choć bohaterka, która je nosi, nie ma wykształcenia, przejawia wielką mądrość życiową. Interpretatorzy powieści wskazują wręcz na Mądrość Bożą, którą reprezentuje ta postać. Sonia jest jednocześnie nierządnicą i osobą o wielkich zaletach ducha. Mądrość Boża zdaje się kierować jej losami i stawia ją na drodze Raskolnikowa.
Imię Arkadego Swidrygajłowa pochodzi od nazwy Arkadia, może więc wskazywać na poszukiwacza wiecznego szczęścia. Natomiast nazwisko oznacza człowieka odrażającego, podejrzanego, z ciemną przeszłością. W kreacji tego bohatera Dostojewski wyeksponował przede wszystkim cechy negatywne – utracjusza, hulaki, człowieka dążącego do osiągnięcia wyłącznie hedonistycznych przyjemności.
Zbrodnia i karaCzęść trzecia (fragment)
Mniejsza o staruchę! – myślał gorączkowo i porywczo. – Starucha jest może pomyłką i nie o nią chodzi! Starucha była tylko chorobą… Chciałem przekroczyć co rychlej… nie zabiłem człowieka, zabiłem zasadę! Tak, zasadę zabiłem, ale czy przekroczyłem? Nie, pozostałem po tej stronie… Potrafiłem tylko zabić! Właściwie, jak się okazuje, nie potrafiłem nawet i tego… Zasada? Za cóż to głuptasek Razumichin strofował socjalistów? Ludziska to pracowici i przedsiębiorczy: trudnią się «powszechną szczęśliwością»… Nie, dano mi tylko jedno i niepowtarzalne życie; nie chcę czekać z założonymi rękoma na «powszechną szczęśliwość». Ja sam pragnę żyć, inaczej wolę już nie żyć wcale. Cóż? Po prostu nie chciałem przechodzić koło głodnej matki, zaciskając w kieszeni własnego rubla w oczekiwaniu na «powszechną szczęśliwość»… Że niby: «Niosę swoją cegiełkę dla szczęśliwości powszechnej i dlatego mam spokojne sumienie». Cha‑cha! Więc czemuż pominęliście mnie? Toć ja tylko raz żyję, toć ja także chcę… Et, estetyczna wesz ze mnie, i basta! – dodał raptem, śmiejąc się jak obłąkaniec..
– Tak, rzeczywiście jestem wesz – ciągnął dalej, z przewrotną radością czepiając się tej myśli, bebesząc się w niej, igrając i bawiąc się nią – już chociażby z tej racji, że po pierwsze, rozmyślam teraz o tym, że jestem wesz; po wtóre, z racji, żem przez cały miesiąc zanudzał dobrotliwą Opatrzność, przywołując ją na świadka, że przedsiębiorę tę rzecz nie dla dogodzenia grzesznemu ciału i jego zachceniom, tylko dla wspaniałego i chlubnego celu… cha‑cha!… Po trzecie, z racji, żem postanowił przestrzegać przy wykonaniu jak największej sprawiedliwości, wagi i miary, i arytmetyki: ze wszystkich wszy wybrałem najbardziej bezużyteczną, a po zabójstwie umyśliłem wziąć od niej tylko tyle, ile mi potrzeba na pierwszy krok, ani mniej, ani więcej (czyli że reszta i tak by poszła na klasztor zgodnie z testamentem! cha‑cha!)… Dlatego, dlatego stanowczo jestem wesz – dodał, zgrzytając zębami – dlatego, że sam jestem może haniebniejszy i plugawszy niż zabita wesz i z góry przeczuwałem, że powiem to sobie już po zabójstwie! Czyż z taką okropnością da się cokolwiek porównać? O podłości! O podłości!… Och, jakże rozumiem «proroka», z szablą, na koniu: Allach rozkazuje, więc masz być posłuszny, «drżący» stworze! Rację, rację ma «prorok», kiedy gdzieś w poprzek ulicy stawia dobr‑r-rą baterię i rąbie winnych czy niewinnych, nawet nie racząc wyjaśnić, o co chodzi! Bądź posłuszne, dygocące stworzenie, i nie pragnij, bo… – to nie twoja rzecz!… O, za nic, za nic nie daruję tej starej!
Włosy miał mokre od potu, spieczone wargi drgały, nieruchomy wzrok był utkwiony w sufit.
Zbrodnia i karaCzęść piąta (fragment)
– Wszystko wiem. Wszystko to już przemyślałem. […] Czyż naprawdę sądzisz, że poszedłem jak głupi, na złamanie karku? Poszedłem jak mędrek i to mnie właśnie zgubiło! Czy sądzisz na przykład, żem nie wiedział tego nawet, iż skoro już zacząłem pytać i badać siebie: czy mam prawo posiadać władzę, jest to dowód, że nie mam prawa posiadać władzy? Albo skoro zadaję pytanie: czy człowiek jest wszą? Więc widocznie człowiek nie jest wszą dla mnie, jest nią zaś dla takiego, komu to wcale nie przychodzi do głowy i kto działa wprost, bez pytania… Jeśli już tyle dni się męczyłem: czy poszedłby na to Napoleon, czy nie, to z pewnością czułem wyraźnie, że Napoleonem nie jestem… Całą, całą męczarnię tego ględzenia zniosłem, Soniu, i zapragnąłem otrząsnąć się, zrzucić to z karku; zapragnąłem, Soniu, zabić bez kazuistykikazuistyki, zabić dla siebie, dla siebie tylko! Nie chciałem okłamywać nawet siebie. Zabiłem nie po to, by wspierać matkę – to nonsens. Nie po to zabiłem, aby posiadłszy środki i władzę, stać się dobroczyńcą ludzkości. Bzdury! […] Soniu, kiedy zabiłem, nie tyle pieniądze były mi potrzebne, jak co innego… Teraz wiem to wszystko… Zrozum: może, idąc tą samą drogą, już bym nigdy nie powtórzył morderstwa. Czego innego musiałem się dowiedzieć, co innego popychało mnie: musiałem się dowiedzieć wtedy, dowiedzieć czym prędzej, czy jestem wszą jak wszyscy, czy też człowiekiem? Czy potrafię przekroczyć zasady moralne, czy też nie potrafię? Ośmielę się schylić po władzę czy nie? Czy jestem drżącą kreaturą, czy też mam prawo…
– Zabijać? Czy ma pan prawo zabijać?! – załamała ręce.
– E‑ej, Soniu! – rzucił opryskliwie […] Nie przerywaj mi, Soniu! Chciałem ci jedno tylko wykazać: że powlókł mnie diabeł, a dopiero później mi wyjaśnił, że nie miałem prawa tam iść, ponieważ jestem taką samą wszą jak inni! Zakpił ze mnie diabeł, więc przyszedłem do ciebie! Podejmuj gościa! Gdybym nie był wszą, to czyżbym przyszedł do ciebie? Słuchaj: gdy wtenczas poszedłem do starej, poszedłem tylko spróbować… Zapamiętaj to sobie.
– I zabił pan! Zabił! – Ale jak zabiłem? Czyż tak się zabija? Czyż tak idzie się zabijać, jak ja wówczas poszedłem! Kiedyś ci opowiem, jakem szedł… Czyż ja zabiłem staruchę? Siebie zabiłem, a nie staruchę. Ot tak, od razu, zakatrupiłem siebie na wieki!… Tę zaś starą zabił diabeł, nie ja… Dosyć, dosyć, Soniu, dosyć! Zostaw mnie! – wykrzyknął nagle w spazmatycznej udręce – Zostaw!
Wsparł łokcie na kolanach i jak w kleszczach ściskał sobie głowę dłońmi.
– Och, co za męczarnia! – wyrwało się boleściwie Soni.
– Więc co teraz począć, mów! – zapytał, podnosząc nagle głowę i patrząc na Sonię z twarzą straszliwie wykrzywioną cierpieniem.
– Co począć? – zawołała, zerwała się z miejsca, a jej oczy, dotychczas pełne łez, roziskrzyły się nagle. – Wstań! (Chwyciła go za ramię; podniósł się, spoglądając na nią ze zdumieniem). Idź zaraz, w tej chwili, stań na rozdrożu, pokłoń się, najpierw pocałuj ziemię, którą splugawiłeś, potem się pokłoń całemu światu na wszystkie cztery strony i powiedź wszystkim głośno:To ja zamordowałem!. Wtedy Pan Bóg znowu ześle ci życie. Pójdziesz? Pójdziesz? – pytała go, cała drżąca jak w ataku […].
– Nie. Nie pójdę do nich, Soniu.
– A jakże, jakże żyć będziesz? Z czym będziesz żył? Czyż teraz to możliwe? W jaki sposób będziesz rozmawiał z matką? […]
– Nie bądź dzieckiem, Soniu – wyszeptał. – Jakaż jest moja wina wobec nich? Po co mam iść? Co im powiem? To wszystko tylko przywidzenia. Oni sami wyrzynają ludzi milionami i jeszcze mają to sobie za zasługę.
Słownik
(łac. casus – przypadek) drobiazgowe analizowanie problemów szczegółowych polegające na dopasowywaniu ich do odpowiednio dobranych zasad ogólnych
w filozofii Nietzschego: osobnik władczy, bezwzględny, którego nie obowiązują powszechne normy etyczne
Fryderyk Nietzsche (1844–1900) krytykował panujące zasady moralne: twierdził, że moralność jest kwestią subiektywną, indywidualną dla każdego człowieka i przez niego tworzoną. Szczególnie uprzywilejowaną grupą w społeczeństwie była, według niego, „rasa panów”, nadludzi – jednostek wyjątkowo silnych i wybitnych. Mieli oni pełnić funkcję przywódczą dla tłumu „niewolników”: słabych, wrażliwych, niezdolnych do wyższych celów. Nietzscheański postulat nowej moralności przemawiał zwłaszcza do artystów, którzy mocno utożsamiali się z koncepcją nadczłowieka.
(gr. parádoxos – nieoczekiwany, nieprawdopodobny, zadziwiający) zdanie wewnętrznie sprzeczne lub sytuacja, w której współistnieją dwa wykluczające się fakty